Tegoroczne święta mają być inne. Bez sprzątania, biegania po sklepach, zbędnych zakupów. Takie życzenie noworoczne postawiłam prze sobą w ubiegłym roku. Dodałam jeszcze, podkreślając ze trzy razy, aby wbić sobie do głowy MOŻLIWY WYJAZD.
I oto mamy grudzień, minęło dwanaście bitych miesięcy i moje postanowienie noworoczne, jak zresztą inne również, legły w gruzach.
Bo jak tu przeciwstawić się tradycji?
Już w październiku wiedziałam, że z wyjazdu nici. I wcale nie o finanse rozbiła się cała sprawa. Na drodze stanęła rodzina, czyli mama, brat z żoną i dorosłymi już synami, którzy preferują polską tradycję. A więc rodzinna atmosfera, mnogość prezentów pod choinką.
Magia przygotowań.
Przedświąteczny zawrót głowy, pitraszenie, mieszanie. Lubię, kiedy smaki miksują. Lubię aromatyczną woń bigosu, zapach smażonego karpia i gotowanych grzybów, zapach prażonego maku, słodycz pieczonego ciasta.
A swoją drogą uwielbiam ten moment, kiedy każdy dorosły niczym dziecko skrada się do choinki, aby położyć tam swoje kolorowe paczuszki tak, aby nikt nie dostrzegł. Nastrój udziela się nie tylko dzieciom,ale i nam starym koniom, co świadczy, że gdzieś tam w środku drzemie w nas cząstka malucha. Jak cudownie dać się zaczarować i powrócić choć na chwilę do cudownych czasów dzieciństwa.
Chłopcy, trochę dziwnie to brzmi w odniesieniu do dorosłego chłopa, uwielbiają jeszcze wspólne kolędowanie, suto zastawione stoły i byczenie się przed telewizorem. Gdy przypominam moim bratankom, jak odgrażali się, że ich święta będą inne, mówią, że do tradycji dorośli. A poza tym nie można się odciąć od tradycji, jak twierdzi prawie trzydziestoletni Marcin, kiedy do ich głów, już od kołyski wtłaczano świąteczne zwyczaje.
- Nie da się ciotka, po prostu się nie da – śmieje się do mnie szelmowsko. - A poza tym ja wcale nie chcę. Nie wyobrażam sobie świąt bez całej rodziny, dużej świeżej choinki, kolorowych świecidełek, zupy grzybowej, pierogów z kapustą i grzybami, barszczyku, ryb w różnych konfiguracjach. Noc wigilijna musi być zwieńczona pasterką.
Moja mama już cały grudzień nuci kolędy. Bóg się rodzi, Wśród nocnej ciszy, słyszę od rana do wieczora. Moja córka chętnie zasiada do pianina i akompaniuje babci.
I co roku te same pytania.
- Babciu, jakie potrawy przygotowywała twoja mama? -wciąż ta sama ciekawość.
- A na pasterkę chodziłaś?
- Czekaliście na pierwszą gwiazdkę?
- Masz już opłatek?
Babcia Jadzia po kolacji wigilijnej wyciąga z szuflady pożółkły nadszarpnięty zębem czasu śpiewnik z kolędami, który towarzyszy wigilijnym spotkaniom od ponad pół wieku. Wyśpiewana historia tradycji bożonarodzeniowej.
A ten cudowny moment wręczania i rozpakowywania prezentów, gdy dzieciarnia wierci się niecierpliwie na krzesłach, nie mogąc doczekać się tej najważniejszej dla nich chwili. Z uwagą wpatruje się w nestorkę rodu, świdruje wzrokiem, jakby chciała przyspieszyć ten czarowny moment.
I nagle - A teraz zobaczymy, czym nas obdarował Gwiazdor? - pada długo oczekiwana zachęta do susa pod choinkę. Ileż radości, śmiechu, zabawnych sytuacji.
Magia świąt.
Mój małżonek przyjmuje prezenty, jest miły, uprzejmie dziękuje. Ale jego myśli kierują się do kuchni, do tych zapachów, które drażnią, rozkojarzają i wypełniają każdą cząstkę ciała. Tam ze stołu puszcza oko makowiec z podwójną ilością bakalii, sernik polany gęsto gorzką czekoladą i piernik, który trzy dni wcześniej dojrzewał w chłodnym miejscu. I nęcił, ćwiczył silną wolę.
Gdy na pięknie udekorowanym stole pojawiają się deserowe talerzyki, a w środku bożonarodzeniowe słodkości, on już widocznie rozluźniony jako pierwszy rzuca się na deser. Reflektuje się jednak, nad podziw aktywny, podaje, przysuwa, dokłada biesiadnikom. Na koniec ładuje na swój trochę mały talerzyk solidną porcją makowca, nie żałuje sernika, dopycha piernikiem. To są święta. Nawet żona, czyli ja, nie marudzę, że nie powinien tak się obiadać. Trzy dni luzu, dogadzania sobie, bez zrzędzenia drugiej połówki. Potem sam zrezygnuje, bo zgodnie z naszą tradycją przejadania się, czas po świętach aż do sylwestra będzie postny.
Jak mówiła przed laty moja czteroletnia córcia “pojadłabym jeszcze, ale brzuszek nie przyjmuje”.
Nie chcę, nie umiem, nie potrafię odciąć się od tradycji. Nawet wtedy, gdy zamiast puszystego śniegu, z nieba lecą strugi rzęsistego deszczu.
A wyjazd odłożę do przyszłego roku, ale jak zawsze z dużym znakiem zapytania.
Magia świąt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz