Alicja znajdowała się w stanie, który można by zamknąć w przysłowiowych czterech literach. Szalała jak łódź na wzburzonym oceanie. Jej emocje tryskały niczym wulkaniczna lawa. Dorodna pierś falowała, a ona rzucała kalumniami, które po raz pierwszy słyszałam od czasu naszej kilkunastoletniej znajomości.
Oj nie znałam cię z tej strony,
pomyślałam sobie. Byłam ciekawa jakie to wiatry tak nagle ją przywiały. Pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że to
ani pasat, ani też zefirek. Bardziej skłaniałabym się ku halnemu
gwałtownie przechodzącemu w niszczycielski huragan.
Moja zawsze opanowana i zdystansowana
do życia koleżanka musiała dostać nieźle w kość. Tak nią
targało, że naprawdę obawiałam się o stan jej zdrowia.
Oczywiście, wykluczyłam zejście z
tego padołu. Ale niespodziewany skok ciśnienia i szlak trafi. A
to byłby problem już tylko mój. Bo kto sprzątnie ciało.
Patrzyłam na to zakręcone złą
energią dziewczę i próbowałam opanować sytuację. Łatwo
powiedzieć, trudniej zrobić.
W końcu ja krucha osoba zawzięłam
się w sobie i jakimś cudem zaciągnęłam opierającą się Alicję
na rozklekotany fotel. Zapomniałam dodać, że Ala miotała się na
stojąco. Może obawiając się, że stan spoczynku wyhamuje emocje.
Nie zagrzała długo miejsca.
Gwałtownie poderwała się z fotela, a uwolnione od ciężaru stare
sprężyny zapłakały. Ich ostry modulowany dźwięk wbił mi się w
mózgownicę i monstrualnie wykrzywił moją twarzyczkę.
Alicja potruchtała do barku. Z
impetem odsunęła szybę. Ostrym wzrokiem omiotła trunki i
zdecydowała się na czystą. Wyciągnęła flaszkę i postawiła na
stole.
Była to dla mnie nowość. Wódka nie
pasowała do Ali. Ale widocznie potrzebowała mocnego uderzenia. Jak
się wkrótce przekonałam podwójnego a nawet potrójnego. Machnęła
jednym cięgiem pięćdziesiątkę, potem drugą i następną. Nawet
się nie skrzywiła. Patrzyłam na nią ze zdumieniem. Zatchnęło
mnie co nieco. W ciągu kilkunastu minut moja koleżanka zaskoczyła
mnie po raz kolejny. Aż się bałam myśleć, co będzie dalej.
A swoją drogą to egoistka. Nie dość,
że się szarogęsi, to nawet mi nie nalała. Też bym sobie
chlapnęła. Może wtedy łatwiej zaakceptowałabym jej
nienormalność. A tak....
A tak to sama nalałam sobie koniaczek.
Ostatecznie rozluźniona już bez mojej
pomocy wwierciła się w siedzenie jak korkociąg w butelkę
precyzyjnie i głęboko. Po chwili zaczęła swoją opowieść.
Spodziewałam się prawdziwego
trzęsienia ziemi, a sprawa z jaką przytuptała, okazała się
jakimś okruszkiem, który urósł do monstrualnych rozmiarów.
Rozklekotany stan Alicji spowodowała
jej rodzicielka, która przybyła jak zawsze z niezapowiedzianą krótką wizytą przedłużającą się do drugiego tygodnia.
Panią Jadwigę znam osobiście i na swój
sposób nawet lubię - panie w niebiesiech chroń przed taką matką
- należała do osób, które muszą swój spiczasty nos wcisnąć w
każdy zakamarek. Ledwo stawiała walizki w progu, już biegła do
roślinek na oknie. Wkładała serdelkowaty paluch w ziemią i
syczała... sucho.
-Tyle razy ci mówiłam, że kwiaty
trzeba podlewać dwa razy w tygodniu – pokazywała utytłany w
ziemi paluch. -Podaj wodę – padał pierwszy rozkaz. Potem były
następne.
-Zmizerniałaś strasznie –
lustrowała rozkładając na czynniki pierwsze swoją dorosłą
córkę. -Na pewno znów się odchudzasz. Przecież zawsze byłaś
szczupła. Zobaczysz, wpędzisz się w anemię.
Alicja każdą wizytę odchorowywała.
Rodzicielka swoim zrzędzeniem wpędzała ją w kompleksy. Zawsze
musiało być tak jak ona chciała. Na jakikolwiek bunt reagowała
histerią. Dlatego Ala dla świętego spokoju odpuszczała. I to był
błąd, bo starsza pani jeździła po niej jak pług po polu.
-Alu to mięso to ja bym zrobiła tak –
i tu padała komenda. - Daj jajka i mąkę. Posyp. Ułóż to w
paski. Nie tak – utyskiwała. - Ciągle muszę cię uczyć –
wypluwała słowa z szybkością karabinu maszynowego..
-Powinnaś kupić nowe zasłony. One tu
nie pasują – urządzała córce mieszkanie. - I dywan by się
przydał. -Gdzie masz ten w brązowe kwiaty? - pytała. - Taki był
ładny.
Alicja nie zamierzała tłumaczyć, że
w końcu pozbyła się czegoś, co zawsze ją wkurzało. Lubiła gołe
podłogi.
Mama na każdą okazję serwowała jej
dobre rady jakie daje się dziesięcioletniej dziewczynce, bo tak ją
postrzegała. Nie pogodziła się z faktem, że córka już dawno
dorosła i prowadzi odrębne życie.
Najgorsze jednak były właśnie te
niezapowiedziane kontrolne wizyty. Jakby nie można było zadzwonić
i zawiadomić.
Pani Jadwiga wolała jednak zaskakiwać.
Wścibstwo miała zapisane w genach, zawsze coś wywęszyła. Pochwał
nie znała, to była obca galaktyka.
Odwiedziny najczęściej kończyły się
wielką awanturą. Po kilku tygodniach Alicja miała dosyć jeżdżenia
sobie po głowie i nieustannego ciosania kołków. Wciśnięta w kąt
prawie że bez oddechu wykrzykiwała swą wściekłość. Na co
wielce obrażona rodzicielka cała we łzach kazała się wieźć
zięciowi na dworzec i zapowiadała, że w tym domu jej noga więcej
nie postanie. Dziecko nie będzie znało swojej babci. Za co winę
oczywiście ponosi wyrodne dziecię.
Do następnego razu.
Obecna wizyta, która nie daj boże,
widząc po ilości wypitego alkoholu, mogła wpędzić moją
koleżankę w alkoholizm, doprowadziła Alicję do rozstroju
nerwowego. Otóż pani Jadwiga po raz pierwszy olała że tak powiem
żargonowo córkę, za to pod lupę wzięła swoją wnusię Amelkę.
W jednej chwili zakwestionowała metody
wychowawcze i rozpoczęła proces naprawczy burząc w ten sposób
harmonijną atmosferę w domu.
Ogłupiała wnuczka nie wiedziała, co
się dzieje i kogo ma słuchać. Za to babcia, jako ta, która wie
najlepiej, zaczęła wprowadzać nowe porządki.
Od kilku dni awantura wisiała na
włosku. Ala ostatkiem sił walczyła i nie dała się sprowokować.
Do dzisiejszej soboty, kiedy to Amelka
jawnie się zbuntowała. Przyszła do mamy cała rozszlochana skarżąc
się na babcię, która zaczęła czytać jej pamiętnik. Nie
oszczędziła przy tym złośliwych komentarzy. Nastolatka odczytała
to jako zamach na jej prywatność.
-Mama! Jak babcia mogła mi to zrobić?
- łkała wycierając w rękaw zasmarkany nos.
W Alicji coś pękło. Pognała do
pokoju potykając się o własne nogi. Walnęła głową w zamknięte
drzwi nabijając sobie potężnego guza. Tym razem to ona nie
dopuściła matki do głosu. Na potrójnym C wygarnęła wszystko, co
zalegało na żołądku od lat.
Reakcja była do przewidzenia.
Tym razem to taksówka wiozła obrażoną
rodzicielkę na dworzec.
Cóż mogłam zrobić w takiej
sytuacji. Wysłuchałam. Utwierdziłam co do słuszności zachowania
i...polałam do pełna.
Dziś mój barek stał dla Alicji
otworem.