Dwa nieudane małżeństwa. Kilka związków, w które wchodziła na szpilkach, a wychodziła w przyklapniętych bamboszach. Piękna fryzura i umalowane błyszczące oczy po latach trwania w pełnej toksyczności, że trzeba było wietrzyć, zmieniła się w postrzępione stronki. Rozmazane spojrzenie z wiecznym smutkiem trwało jak wyrzut sumienia, które nawet bąbelki szampana nie potrafiły zmienić.
Bilans strat mierzony w metrach. Bilans
zysków parka uroczych dzieciaków.
Jak na czterdziestkę z plusem nie był
to wynik imponujący. Ale mogło być gorzej.
Ostatnią miłość Joanna przypłaciła
kilkumiesięczną depresją. Na szczęście dorosłe dzieci już na
swoim nie musiały patrzeć na poharataną od nadmiaru emocji i wina
matkę.
Piotr obrzucający Aśkę różami w
kolorze czerwieni symbolizującą dozgonną miłość, okazał się
dusigroszem. To jeszcze dałoby się przeżyć. Walorom płci
przeciwnej nie oparł się jego moralny kręgosłup stawiany przez
niego na piedestale.
O jego zdradach Joanna dowiedziała się
przez przypadek. A właściwie zlitowała się nad nią dawna
znajoma, która nie mogła patrzeć jak jej partner kręci lody z
Moniką, potem Krysią i jeszcze kilkoma innymi. Ot po prostu mieli
wspólne towarzystwo, w którym regularnie pojawiał się Piotr co
rusz z inną flamą. Potem w jego objęciach spotkała Aśkę. Po
nitce do kłębka. Skojarzyła. Inni dopowiedzieli.
Aśka początkowo nie wierzyła. Miała
jednak trzeźwe spojrzenie na życie, bo z niejednego pieca chleb
jadła. Postanowiła po cichutku zabawić się w detektywa. Śledztwo
zakończyło się wątpliwym sukcesem, co znaczy że bardzo szybko
przekonała się, iż ukochany robi ją w trąbę.
Natychmiast wkroczyła do akcji.
Parka
siedziała w kącie kawiarni, Piotr obcałowywał paluszki ostrej
brunetki z olbrzymim dekoltem i falującą dorodną piersią.
Joanna smutnym wzrokiem spojrzała na
swoją zasłoniętą niezbyt dużą dwójkę, którą podobno tak
lubił już nie jej Piotruś.
Wzięła się w garść. Wypięła
skromną pierś i kocim ruchem prześlizgnęła się między
stolikami. Zmaterializowała się tuż przed okiem Piotra. Zajęty
czułościami już prawie eks podniósł spojrzenie z
uwodzicielskiego biustu i napotkał spojrzenie swojej partnerki,
która powinna być w pracy. Patrzył nieprzytomnym spojrzeniem,
łapał powietrze jak ryba nieoczekiwanie pozbawiona wody.
Minę miał kretyńską, co sprawiło
Joannie dziką satysfakcję.
-Witam cię kochanie – szepnęła
jadowicie. -Jak miło spędzasz czas? Nie poprosisz, abym usiadła?
Z impetem szurnęła krzesłem.
Usiadła. Po czym wyciągnęła rękę do zdziwionej niecodzienną
sytuacją Marii, Krysi a może Frani.
-Aśka jestem- potrząsnęła
zdecydowanie drobną ręką z czerwonymi szponami. Jestem narzeczoną
tego pana, a właściwie byłam do dzisiaj. Możesz go sobie zabrać.
-A ty – wbiła w jego przygarbioną klatę ostry pazur - wieczorem
zabieraj swoje rzeczy i wynocha.
Podniosła swoje cztery litery i dumnym
krokiem na niebotycznie wysokich obcasach opuściła lokal.
Nawet nie płakała, nie
rozpamiętywała.
Ten drań zjawił się po dwóch dniach
z bukietem a jakże czerwonych róż, którym zdzieliła go w
zdradzieckie lico. Nawet krew się polała. Nie słuchała jego pożal
się boże tłumaczenia. Zachowywał się jak karzeł. Nie miał za
grosz godności.
-Paszoł won – wyrzuciła jego
walizki i trzasnęła drzwiami, aż futryna się zatrzęsła.
-I ja takie coś kochałam. Jaka byłam
głupia! – wypijała kolejną lampkę wina i nieporadnie wyciągała
widelcem korek z następnej butelki. W końcu zniechęcona wcisnęła
go do butelki.
Po kilku dniach dopadły ją prawdziwe
emocje. Złość, wściekłość, żal, które zawładnęły nią na
początku, powoli ustępowały, a ich miejsce zajęły smutek,
beznadzieja dające początek depresji. Bo przecież go kochała. A z
miłości z dnia na dzień wyleczyć się nie można. Wino nie
pomagało. Może na początku.
Rozum mówi jedno. Drań, oszust,
zdrajca, pospolity gnojek. A serce nie słucha i nie pozwala odpuścić
miłości. Walka na śmierć i życie. Dwa żywioły, które
rozdzieliła pomocna dłoń najlepszej przyjaciółki.
Mirka uratowała ją przed
rozmienieniem się na drobne i całkowitym upadkiem. Gdy alkohol stał
się jedynym lekarstwem na całe zło tego świata, potrząsnęła
nią tak skutecznie, że Aśka obudziła się z koszmarnego snu i
wróciła do świata żywych.
To był bolesny powrót.
Opuchnięta twarz. Podkrążone oczy,
włos w nieładzie. To wszystko można było zmienić, gorzej z duszą
rozdartą na kawałki. Z tych puzzli bez składu i ładu trzeba było
złożyć Aśkę na nowo.
Elementy nie zazębiały się. Leżały
porozrzucane. Nie wiadomo za który kawałek się złapać. Mirka nie
poddawała się. Mozolnie bez pośpiechu jak Penelopa tkała szatę,
którą wiązała wszystkie części, a potem w nocy pruła i
składała od nowa.
Aż przyszedł ten dzień, gdy Joanna
stanęła na nogi. Szmyrgnęła na bok rozlazłe kapcie i założyła
wysokie szpilki.
Znów była sobą. Chciała żyć i
otworzyć się na nowe uczucie.
Bo przecież życia nie kończy
nieszczęśliwa miłość.
Przychodzi następna, być może
piękniejsza.
Aśka zaczęła już ją oswajać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz