Kolejne litery alfabetu pukają do moich drzwi. Są natarczywe, nieuporządkowane i nie przestrzegają żadnych zasad. Śpieszą się, aby zaistnieć i opowiedzieć o sobie. Z trudem ustawiam je poprawnie w szeregu. Szemrają, kłócą się, tryskają agresją. Toczą swoistą walkę o pierwszeństwo. Siłą upycham je w alfabetycznym reżimie. Nie poddają się.
Ł poszarpała się z O. Brzuszek R pęcznieje jak balon i przepycha się w miejsce P . Syczy jak wąż S i próbuje wcisnąć się w miejsce R. Ciężko dyszy U i susem chce się znaleźć na czele peletonu.
Drogie Panie, koniec żartów. Proszę na swoje miejsca.
Zaczynamy
Ł
Łasuch- moje łasuchowanie zawsze było nietuzinkowe. Obojętnie przechodziłam obok smakowitych makowców, serników czy ptysiów z bitą śmietaną. Za to zniewalały mnie konserwowe ogórki, grzybki i wszystko, co kwaśnie. Sałatki są mnie dla niezłym afrodyzjakiem. Teraz kwas jakby się oddalił i dopuszcza do głosu słodkości.
M
Moda – nie gonię za modą, ale zdecydowanie lubię. Wybieram to, co mi odpowiada i w czym dobrze się czuję, a nie to co akurat na fali. Z pobłażaniem patrzę na modowych pożeraczy.
Miłość – potrzebuję jej jak powietrza do oddychania. Inaczej myślę, czuję, żyję, a nawet śpię. Rozkoszuję się miłością. Jak cudne są chwile, gdy w domu czeka na ciebie kochana osoba. Miłość podrywa mnie do lotu, nadaje sens mojemu życiu.
Małżeństwo - dojrzałość zmieniła mój stosunek do instytucji małżeństwa. Zwykły papierek, który może komplikować życie. Miłość nie potrzebuje papierka, potrzebuje dwojga ludzi, którzy chcą ze sobą być na dobre i na złe.
Morze – daje mi oddech i niezależność. Z morzem związana jest połowa mojego życia. Karmi mnie pozytywną energią, a jego szum koi rozdygotane serce. Uwielbiam spacery pustą plażą. Wschód słońca wyłaniającego się z horyzontu i zachód z wszystkimi jego odcieniami. Może kiedyś byłam Afrodytą.
Makijaż-codzienny niezbędnik, bez którego nie potrafię się obyć. Nie wychodzę z domu bez pudru, kilku kresek i kolorowej pomadki nałożonej na usta. Lubię to!
Marazm- zabija mnie i niszczy od wewnątrz. W moim życiu musi coś się dziać. Nie znoszę nudy. Napędzają mnie nowe wyzwania.
Muzyka – bezbarwne jest życie bez magicznych dźwięków. Mam swoich ulubionych kompozytorów i autorów. Muzyka towarzyszy mi od zawsze. Kocham Szopena, kocham tenory. W muzyce jestem rozdygotana i nienasycona.
Młodość – najpiękniejszy okres życia. Warto czerpać z niej pełnymi garściami. Zrozumiałam to, gdy weszłam w fazę kobiety dojrzałej. Nadal czuję się młodo, choć w metryce lat przybyło.
N
Niezależność – cecha dla mnie bardzo ważna. Bardzo bronię tej swojej niezależności, a najmniejszą próbę jej ograniczenia traktuję jak zamach na własną osobę. Na każdym kroku grubą linią zaznaczam granice mojej pani N.
Noga – mam obydwie i są zgrabne, o czym nieskromnie donoszę.
Nawigacja – nie potrafię z niej korzystać. Czego nie jest w stanie pojąć moja druga połówka. Ale ja przecież jestem blondynką. Nikt przecież nie jest doskonały.
O
Orgazm – wszyscy się na nim znają i wszystko o nim wiedzą. Ja się pod takim stwierdzeniem nie podpisuję. Choć kilka słów mogłabym wrzucić do orgazmowego ogródka.
Obiad – jestem tradycjonalistką. Obiad musi być i nie ma dyskusji. Wyszłam z domu, gdzie obiad był świętością. U mnie tak nie jest. Bardzo lubię, gdy rodzina spotyka się przy stole. To nie tylko zaspokajanie celów niższych, ale tych wyższych, jakimi są więzy rodzinne.
P
Papieros – kiedyś paliłam. Jestem typem nałogowca. Pozbyłam się nałogu w ciągu kilku dni i od tego momentu stałam się wrogiem nikotyny. Nie znoszę palaczy.
Piwo – lubię, nawet bardzo lubię ten trunek, szczególnie latem. Picie piwa w moim ogródku sprawia mi przyjemność.
Praca – jest dla mnie ważna. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Coś mnie pędzi, coś mnie gna. Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że praca lubi głupiego. Chyba coś w tym jest.
Podróż- sprawia mi ogromną frajdę. Lubię zwiedzać, poznawać nowe miejsca. Czuję nieustanny głód zwiedzania. Podglądam ludzi, ich zwyczaje. Chłonę wszystko całą sobą. Wciąż czuję niedosyt.
Pupa – ciekawsza część mojego ciała. Mój małżonek twierdzi, że bardzo zgrabna. A ja jemu wierzę.
Próżność – kobieta powinna być próżna. Ja też taka bywam, bo przecież jestem kobietą.
Przyjaźń - o prawdziwą przyjaźń bardzo trudno. Celebruję przyjaźnie. Mam kilku wspaniałych przyjaciół.
R
Rutyna-zabija spontaniczność i z każdej strony ogranicza. Nie ma nic gorszego, jak popaść w rutynę. Bronię się przed tym rękami i nogami. Nie lubię w ogóle tego słowa. Rutyny doświadczam tylko przy sprzątaniu, o czym niniejszym donoszę. Panie Boże, chroń mnie przed rutyną, powtarzam jak mantrę.
Rozum- albo się go ma, albo nie.
Relaks – bardzo go potrzebuję po ciężkim dniu. Najchętniej relaksuję się przy dobrej książce i muzyce z kropelką ulubionego alkoholu.
Reumatyzm- czasem coś mnie zakłuje, ale na szczęście to jeszcze nie reumatyzm.
Radość – radością dla mnie jest córka, mój cierpliwy i wyrozumiały małżonek. Radość sprawia mi budzenie się w słoneczny poranek, rozwijanie pasji. Radością jest każdy kolejny dzień.
Rodzic- można napisać powieść. Wciąż uczę się być rodzicem. Właśnie weszłam w etap rodzica nastolatki. Uf, nie jest to prosta sprawa.
Jeszcze się będzie działo
Siedem grzechów kobiety
niedziela, 25 stycznia 2015
niedziela, 18 stycznia 2015
L jak lekcja życia
Wiosno, wiosno, czy to ty?- ciśnie się na usta pytanie, gdy patrzę na rosnący słupek rtęci i ciepły wiaterek. Otwieram okno i wstrzykuję w serce garść świeżego powietrza. Raz, drugi i trzeci, dotleniam komórki, szare także. Moje ręce skłaniają się do słońca, które nieporadnie wygląda zza chmurki.
W mojej głowie kolejne litery alfabetu zatańczyły siarczystego oberka.
G
Głowa – wciąż pełna pomysłów. Z trudnością upycham je w kolejne szufladki. Stoi mocno na piedestale i wyznacza kurs jak wytrawny żeglarz.
Gender- słowo, które spowodowało prawdziwe trzęsienie ziemi i podzieliło społeczeństwo. Wszyscy poczynając od staruszki kończąc na dzieciach o tym mówią. Niewielu tak na prawdę rozumie, o co chodzi. Ubiegły rok był rokiem gendermanii. W mojej ocenie niepotrzebne bicie piany.
Głupota- cecha, która doprowadza mnie do szału. Z głupoty, niestety nie można się wyleczyć. Podobno można się z nią oswoić. Ja nie mogę i nie chcę, choć żyję na tym łez padole trochę lat.
Grillowanie-naród lubi grillować, to nasza narodowa pasja. Zapach mięsiwa i kiełbasy miesza się z ostrym dymem z przydomowych ogródków. Najprostszy sposób na spędzanie wolnego czasu. Za grillem nie przepadam. Może jestem nie z tego świata
Gimnastyka – obowiązkowo i codziennie. Dla zdrowia i dla przyjemności. Lubię to!
Gej – według pewnej grupy wierzących i miłosiernych gorszy gatunek człowieka. Źródło złego i demoralizacji. Pokazało się światełko w tunelu, gdy prezydentem niewielkiego miasta nad morzem został zdeklarowany gej. Teraz wszyscy pragną, otrzymać namaszczenie małżeńskie od prezydenta geja. Przewrotny naród. Mam w swoim otoczeniu wspaniałych znajomych o innej orientacji seksualnej. Świetnie się rozumiemy.
H
Harmonia – chciałabym osiągnąć harmonię wewnętrzną. Już wiem, że nic z tego nie będzie. Ale się staram. Za dużo we mnie sprzeczności i impulsywności.
Humor – nie znoszę ponuraków. Mam poczucie humoru, lubię żartować. Nawet z siebie, bo mam dystans.
Huśtawka – dopada mnie huśtawka nastrojów. Czasami nawet próbuje przejąć moje stery. Ale ja rzadko zbaczam z kursu.
I
Inteligencja – mam do niej słabość i można mnie nią zdobyć. Przed ludźmi inteligentnymi padam na kolana. Szkoda, że czasem trzeba jej szukać, jak igły w stogu siana.
Inspiracja – inspirują mnie różne rzeczy. Nawet łajno może być inspiracją. W ogóle to życie jest jedną wielką inspiracją.
J
Jesień – smutna pora roku. Kojarzę ją z przemijaniem. Jest tęsknotą za kimś, za czymś bezpowrotnie utraconym. Nie cieszą mnie nawet złociste barwy jesieni.
Jabłko- cudowny owoc, w którym z przyjemnością zatapiam zęby. Zawsze kojarzę je z początkiem życia.
Jezioro- kocham Mazury. Tu najchętniej wypoczywam. Raduję się ciszą, która wypełnia moje ciało. Lubię wstawać o brzasku i słuchać klekotu żab, o zmroku grania cykad. Nawet krwiopijcze komary nie przeszkadzają mi w delektowaniu się cudownością natury.
Jasiek – cudowna mięciutka poduszeczka utulająca mnie do snu. Miły nocny przyjaciel.
K
Komputer- podstawowe narzędzie pracy, pożeracz czasu. Przyjaciel, wróg i kochanek, bez którego nie można się obyć.
Komórka – hałaśliwy uzależniacz. Przyczepiony rzep, który stał się nieodzowną częścią mojego ubrania. Z komórką źle, ale bez niej jeszcze gorzej. Prawie jak kochanek, bo to ja go przytulam, a nie on mnie.
Kawa – energetyczny napój bez którego nie funkcjonuję. Chyba jestem uzależniona, ale to niegroźne uzależnienie. Bez smolistej cieczy dzień jest niepełny. Lubię celebrować picie kawy.
Krem – całe fury kremów. Do twarzy, do ciała, na dzień, na noc, na lato i jesień, na każdą porę roku. Krem dla mnie jest jak woda dla strudzonego wędrowca.
Książka – najwierniejszy przyjaciel. Nie umiem żyć bez szeleszczących kartek i zapachu drukarskiej farby. Smakuję się w niej jak w dobrym winie. Towarzyszy mi od najmłodszych lat. Recepta na radości i smutki.
Kino-pisze do was maniaczka i kinomanka. Magia obrazu, magia słów, która wyzwala we mnie pokłady uczuć. Lubię się wzruszyć i popłakać na dobrym filmie, to jak katharsis. Mój ukochany obraz to “Podwójne życie Weroniki” Kieślowskego z przepiękną muzyką Zbigniewa Preisnera.
Kalendarz – przemijanie, kolejne etapy życia. Nie można zatrzymać czasu.
L
Lustro – przyjaciel i wróg. Nie oszczędzi i nie ukryje. Sprawiedliwy sędzia. Oswoiłam lustro, ale potrzebowałam czasu. Zawarłam z nim pakt o nieagresji.
Lenistwo – czasami mnie dopada i nawet się z tego cieszę. Cudowne są chwile, kiedy mogę sobie pozwolić na dolce far niente.
Lekcja – lekcja życia. Całe życie się uczę i wciąż czuję niedosyt. Życie jest tak nieodgadnione i pełne niespodzianek, że przez to lekcje z nim nie są nudne.
Lato – ukochana pora roku. Wciąż mi za mało. Uwielbiam wschody i zachody słońca, poranny śpiew ptaków. Latem ładuję akumulatory na cały rok. Lato wyzwala we mnie niespożyte pokłady energii. Cała jestem latem.
Leżak – wyciągam się na nim z rozkoszą i oddaję słonecznej obróbce termicznej.
Ciąg dalszy będzie
niedziela, 11 stycznia 2015
A jak apetyt na życie
W objęcia wzięła mnie melancholia, zaplotła ręce tak mocno, że nie mogłam się z nich oswobodzić. Może przez tę jesienną pogodę w środku zimy, z silnym wiatrem i deszczową manną z nieba. Gdy w końcu poczułam, jak tajemna siła puszcza, po cichu i z rozmysłem jej miejsca zajęła nostalgia. Średni wiek ma swoje prawa, ale to nie znaczy, że może nade mną zapanować pani N. Strzyknęło mi w kolanie, poczułam jak niewidzialna igła wbija się w kość i rozrywa tkankę. Syknęłam z bólu.
Reumatyzm, pomyślałam. Jeszcze dziesięć lat temu nie wiedziałam, że taka jednostka chorobowa istnieje.
I tak narodził się mój słownik kobiety spełnionej w wieku dojrzałym.
A
Apetyt na życie - nie jest tak zachłanny i nieprzewidywalny jak kiedyś, ale wciąż go mam. Wiele rzeczy mnie interesuje i wciąż odkrywam nowe możliwości. Jeszcze mi się chce.
Alkohol – nie jest już moim przyjacielem. Czasy studenckie – to sie nie wrati. Jestem bardziej smakoszem i to coraz bardziej wybrednym. Dobre wino, piwo także. Do mocnych trunków straciłam serce. Sama siebie nie poznaję, znajomi także. Moja przyjaciółka miłośniczka pszenicznego złota patrzy na mnie z politowaniem i mówi, że jest mną rozczarowana i, że ją zawiodłam na całej linii.
Afirmacje – lubię je i naprawdę działają.
B
Biustonosz - zaczęłam go nosić niedawno. Moje piersi ograniczone przez obcą materię, zgrzytałam ze złości zębami, one też się buntowały. Przywykłam, ale do końca nie zaakceptowałam.
Botoks – nowe zjawisko bez którego nie istnieje współczesna kobieta. Jad kiełbasiany – fuj, jak to okropnie brzmi - wstrzykiwany w twarz, pozwała znów poczuć się młodo. Porcelanowe lalki bez wyrazu. Kult młodości. Nie powiem, próbowałam. Zdecydowanie jednak wolę zabiegi mniej inwazyjne.
Buty - kiedyś niebotycznie wysokie obcasy, choć wzrost mam wysoki-173. Śmigałam po śniegu, biegałam w szpilkach po dziurawych chodnikach,wystukując rytm ulubionej piosenki. Kilometry przebyte na cieniutkich patyczkach. Dziś do szpilek pozostał tylko sentyment. Przerzuciłam się na wygodne, płaskie obuwie. Szpile zakładam od wielkiego dzwonu.
Bałagan – kiedyś mi nie przeszkadzał. Lubię porządek, choć dzieli mnie przepaść od perfekcyjnej pani domu, czego nie może przeżyć moja bałaganiarska córka.
Baran – mój znak zodiaku, wciąż pokazuje rogi.
Blogerka – jeszcze kilka miesięcy temu było to dla mnie puste słowo. Od kiedy zaczęłam pisać bloga, stałam się blogerką. Blogowanie sprawia mi ogromną frajdę. Większą niż początkowo myślałam.
C
Czas - kiedyś płynął wolno jak woda w strumyku. Teraz zasuwa z szybkością wodospadu, nie pomagają prośby, błagania i zaklęcia.
Ciało - kiedyś miało się ciało. Spoglądam na swoje, jest dobrze, lepiej nie będzie. Trwaj chwilo, trwaj.
Cisza - gwar młodości przeszedł do historii. Zdecydowanie lepiej czuję się w cichszych klimatach. Zaszaleć lubię, szczególnie latem. Wtedy czuję zew krwi.
Choroba – kiedyś kaszel, katar, drobne przeziębienie. Wiek ma swoje prawa. Tu mi strzyka, tam mnie rwie. Ale o chorobach rozmawiać nie wypada.
Ciuch – lubię to! Zawsze lubiłam ciuchy, choć zmienił mi się trochę gust. Jestem spodniarą. Mam ich sporą kolekcję: krótkie, długie, rybaczki, przed kolana, legginsy. Spódnice i sukienki też, ale tylko okazjonalnie.
Córka - patrząc na nią, nie mogę uwierzyć, jak szybko z małego rozkosznego szkraba stała się panienką. Mądra i rezolutna z niej dziewczynka. Dzieci się starzeją, a my wciąż tacy młodzi.
D
Dom - jest dla mnie ważny, tu są moi najbliżsi, tu czuję się bezpiecznie. Lubię do niego wracać. Wtedy odkrywam go na nowo. Jest bezpieczną przystanią niezależnie od pory roku i pogody.
Dzień – za krótki, aby zrealizować wszystkie zamierzenia. Ale musi być wypełniony po brzegi miłością, ciepłem domowego ogniska.
Depilacja – zmora kobiet i wymóg obecnych czasów. Na niesubordynację pozwalam sobie tylko zimą, a od wiosny jestem w pełnej gotowości, latem w szale. Depilator mój najlepszy znienawidzony przyjaciel.
Dotyk - tylko moich najbliższych. Lubię jak dotyka mnie mój mężczyzna. Obmacywanki już dawno wyrzuciłam z pamięci.
Dyskoteka - uwielbiałam tańczyć, na dyskotekach zdarłam nie jedną parę butów i nabawiłam licznych pęcherzy, nie licząc drobnych obtarć, a na kontuzjach kończąc. W tańcu potrafiłam tak się zatracić, że gasły zmysły. Teraz także odwiedzam dyskoteki, ale już nie jestem królową parkietu. Żadna siła mnie nie powstrzyma, gdy słyszę dobrą muzykę.
E
Emocje – towarzyszyły mi od zawsze. Teraz reaguję bardzo emocjonalnie, co często mnie wkurza. Próbowałam je poskromić, ale na próżno. Cała jestem w emocjach.
Ekologia – do zjawiska odnoszę się ze zrozumieniem, ale nie zwariowałam. Wybieram punkt środka. Z dezaprobata patrzę na ekologicznych szaleńców, którzy bardziej cenią życie owada niż człowieka.
Estyma – słowo dla mnie bardzo ważne. Szacunek do innych i do siebie samej. Szczególnie trudno o to pierwsze w naszym pokręconym społeczeństwie.
F
Facet - wciąż ten sam od wielu lat. Na każdą porę roku, na każdą porę dnia i nocy, na każdą chwilę. Na radości i smutki. Na dobre i na złe. Nie jest ideałem, iskrzy między nami, aż wióry lecą. Odpowiedzialny, zaradny, szalony i konkretny. Mój facet. Codziennie mówi, że mnie kocha.
Fochy - lubię od czasu do czasu strzelić focha. A co, nie mogą. Obie z córką jesteśmy fosiaste. Na szczęście są to fochy krótkotrwałe.
Fałsz – nie toleruję ludzi fałszywych. W młodości takie typy wyczuwałam na odległość, teraz też czuję.
Filiżanka - lubię smakować kawę w ładnej filiżance. Mam ich kilka i wybieram w zależności od nastroju i pory roku. Latem piję czarny napar w kolorach słońca, jesień witam w odcieniach brązu, zimą filiżankę otula puchowa kołderka śniegu przysypana drobinkami brokatu. Wiosenna filiżanka mieni się kolorami zieleni i żółci z domieszką różu – bo to mój ulubiony.
Fryzura - jestem tradycjonalistką. Nie podążam za modą. Nowe trendy są mi obce. Od lat noszę długie rozpuszczone włosy. Czasem upinam je w finezyjny koczek, co lubi mój mężczyzna.
Fotoshop – na szczęście mnie to nie dotyczy. Ale przykro patrzeć.
Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.
piątek, 2 stycznia 2015
Siedem życzeń
Nauczę się nowego języka
Zapiszę się na kursy dokształcające
Rzucę palenie
Zgubię nadwyżkę tłuszczu
Zapiszę się na siłownię
Poskromię swoją impulsywność
Otwarta lista życzeń.
Stary rok wieńczymy postanowieniami noworocznymi. Siadamy przy biurku i kontemplujemy nad pustą kartką papieru. Postanowienia noworoczne czas spisać, aby Nowy Rok przywitać z nowymi planami i oczekiwaniami.
Postanowienia noworoczne są jak recepta od lekarza, na której doktor przepisuje nam niezbędne dla kuracji lekarstwa, które powinniśmy przez określony czas zażywać, aby wrócić do zdrowia.
Kuracja zdrowotna trwa krócej w przeciwieństwie do tej, którą spisaliśmy na kartce papieru. Podczas, gdy w tej pierwszej jesteśmy konsekwentni i zdyscyplinowani, to postanowienia noworoczne traktujemy lajtowo. Najważniejsze, że zostały spisane, a potem jakoś to będzie. Na ich realizację mamy całe dwanaście miesięcy.
Nikt przecież nie powiedział, że musimy zacząć od stycznia. To przecież taki długi nieciekawy miesiąc. Rozleniwieni po świętach i sylwestrze, a grudzień podarował nam najwyższą kumulację jak w totku, jeżeli chodzi o świętowanie i dni wolne. Nawet nie zdążyliśmy złapać oddechu, a tu następne święto. Żyć nie umierać. Krótkie dni, szybko zapadający zmrok nie zachęcają do wychodzenia z domu. Tak powoli, w ślimaczym tempie zbieramy się do lotu i wchodzimy w luty i z góry skazujemy go na straty. Na pewno będzie mroźno, bo jak mówi przysłowie “luty okuj długie buty”, ferie, które dezorganizują życie dorosłych, a poza tym to najkrótszy miesiąc w roku, nie warto więc się sprężać. Zima to w ogóle nie jest dobry czas na odchudzanie.
I tak powoli wchodzimy w przednówek, czyli wiosnę. No cóż, ciężki to dla nas okres, powiem nawet, że bardzo ciężki. Rozleniwieni i osłabieni po zimie – jeżeli nawet czujemy się dobrze, to i tak jesteśmy osłabieni – tak trąbią w massmediach, a oni wiedzą co mówią i piszą - zaczynamy łykać suplementy diety. Suplementy i znowu powołam się na źródła opiniotwórcze, są receptą na poprawę naszego zdrowia i kondycji. Jeżeli nawet pomyślimy o bieganiu, zapał szybko mija, gdy wyjrzymy przez okno. Zimno, deszcz, wieje. Czyż nie przyjemniej usiąść z pilotem w wysłużonym fotelu, który przez wysiedzenie tak ergonomicznie poddaje się naszemu ciału i włączyć ulubiony kanał, podgryzając ulubione przekąski.
Trzy miesiące strzeliły jak z bicza trzasł. Ale mamy jeszcze pełne dziewięć miesięcy. Kwiecień nieźle się zapowiada, ale za chwilę już święta. To nic, że trwają tylko dwa dni. Przygotowanie, a właściwie celebrowanie przygotowań trwa kilka tygodni. Bo Polka już miesiąc wcześniej żyje sprzątaniem. Narodowe mycie okien, pranie zasłon, odkurzanie, tzw. generalne porządki pochłaniają nas całkowicie i zabierają całą energię. Zamiast biegania, mamy marszrutę po sklepach, zamiast gimnastyki ćwiczenia lekkoatletyczne ze ścierką. Porządkowanie szaf zastępuje siłownię.
Maj to piękny miesiąc. Wiosna w pełnej krasie z przebłyskami lata, cudownie długie dni. Ciepły ale jeszcze nie gorący wiaterek zachęca do ruchu i czynnego wypoczynku na świeżym powietrzu i być może zrzucenia wałeczków i oponek.
Ale na przeszkodzie staje nasz sport narodowy GRILLOWANIE. Od morza do Tatr Polak grilluje, na plaży, nad jeziorem, w lesie, w ogródku. Zapach kiełbachy, aromatycznej karkówki drażni nozdrza i zniewala. Żar się z nieba leje, żar bucha z grilla, a w lodówce mrozi się piwo. Nie ma majówki bez grilla. Zalegamy na trawie, ławkach, krzesłach, gdzie się da i grillujemy od rana do wieczora.
Czerwiec może byłby nie najgorszy do realizacji naszych postanowień, ale czy to warto? To ostatni miesiąc nauki naszych pociech, trochę za gorąco. Lepiej wyciągnąć się na leżaku i wystawić blade lico do słońca. A poza tym za miesiąc wakacje. Szkoda czasu.
Lipiec i sierpień w ogóle skreślamy z naszej listy. Za dużo pokus, za gorąco, za leniwie.
I nagle wpisujemy się we wrzesień. Niejednej głowie przyświeca myśl, że to najlepszy czas na wprowadzenie słowa w czyn. Trudno się jednak pozbierać po urlopie, zmobilizować organizm do wysiłku. Dziecię też trzeba przygotować do szkoły. Mijają kolejne dni, a nasze postanowienia odkładane są do następnego poniedziałku. I gdy zbieramy się do skoku, dowiadujemy się, że nasz organizm poddaje się nie tylko przesileniu zimowemu, ale również jesiennemu. Tak podają kanały informatyczne. Przed wszystkim trzeba zadbać o naszą skórę, która wyeksploatowana przez promienie słoneczne i dziurę ozonową domaga się natychmiastowej i kompleksowej regeneracji. Pierwsze kroki kierujemy do gabinetu kosmetycznego, gdzie staramy się odzyskać to, co zabrało nam słońce.
Październik to trudny miesiąc. Wtedy najczęściej dopada nas depresja, a jak depresja to koniec świata. Za oknem plucha, wiatr, dni coraz krótsze. Z domu nie chce się nawet wyściubić nosa. Kursy języka zaczynają się o późnej porze, na bieganie za zimno, za ciemno. I tyle łachów trzeba na siebie włożyć. Wszystko jest nie tak.
Listopad jest jeszcze gorszy. Boże, jak ja nienawidzę listopada. Wtedy naprawdę nie ma się na nic ochoty. Rano ciemno, po południu ciemno. Granitowe chmury spowijają niebo, nawet przez okno nie chce się wyglądać. I znów ten fotel, który dźwiga nasz ciężar od wielu lat i jękliwie skrzypi wyrobionymi sprężynami. Dobrze, że obok ulubiona książka, a naprzeciwko wierny przyjaciel- okno na świat -telewizor.
Grudzień to święta, tradycja, pogoń za konsumpcją.
I kto jeszcze pamięta o starych już postanowieniach noworocznych. Za kilka tygodni przyjdzie nowy rok i nowe postanowienia.
Ostatnio porządkując notatki natknęłam się na kartkę z moimi ubiegłorocznymi postanowieniami. Lista była spora. Z ciekawością przeczytałam, co też wtedy chodziło mi po głowie. Niektóre wprawiły mnie w zdumienie. Kilka nawet udało mnie się zrealizować, ale nie dlatego, że zapisałam, tylko że akurat tak mi pasowało.
W Nowy Rok 2015 weszłam bez postanowień. Coś mi się roi w głowie, ale co z tego się urodzi, czas pokaże.
Z okazji Nowego roku życzę moim Czytelnikom przed wszystkim zdrowia, a o resztę musicie postarać się sami.
Sobie weny twórczej i wielu Czytelników.
Zapiszę się na kursy dokształcające
Rzucę palenie
Zgubię nadwyżkę tłuszczu
Zapiszę się na siłownię
Poskromię swoją impulsywność
Otwarta lista życzeń.
Stary rok wieńczymy postanowieniami noworocznymi. Siadamy przy biurku i kontemplujemy nad pustą kartką papieru. Postanowienia noworoczne czas spisać, aby Nowy Rok przywitać z nowymi planami i oczekiwaniami.
Postanowienia noworoczne są jak recepta od lekarza, na której doktor przepisuje nam niezbędne dla kuracji lekarstwa, które powinniśmy przez określony czas zażywać, aby wrócić do zdrowia.
Kuracja zdrowotna trwa krócej w przeciwieństwie do tej, którą spisaliśmy na kartce papieru. Podczas, gdy w tej pierwszej jesteśmy konsekwentni i zdyscyplinowani, to postanowienia noworoczne traktujemy lajtowo. Najważniejsze, że zostały spisane, a potem jakoś to będzie. Na ich realizację mamy całe dwanaście miesięcy.
Nikt przecież nie powiedział, że musimy zacząć od stycznia. To przecież taki długi nieciekawy miesiąc. Rozleniwieni po świętach i sylwestrze, a grudzień podarował nam najwyższą kumulację jak w totku, jeżeli chodzi o świętowanie i dni wolne. Nawet nie zdążyliśmy złapać oddechu, a tu następne święto. Żyć nie umierać. Krótkie dni, szybko zapadający zmrok nie zachęcają do wychodzenia z domu. Tak powoli, w ślimaczym tempie zbieramy się do lotu i wchodzimy w luty i z góry skazujemy go na straty. Na pewno będzie mroźno, bo jak mówi przysłowie “luty okuj długie buty”, ferie, które dezorganizują życie dorosłych, a poza tym to najkrótszy miesiąc w roku, nie warto więc się sprężać. Zima to w ogóle nie jest dobry czas na odchudzanie.
I tak powoli wchodzimy w przednówek, czyli wiosnę. No cóż, ciężki to dla nas okres, powiem nawet, że bardzo ciężki. Rozleniwieni i osłabieni po zimie – jeżeli nawet czujemy się dobrze, to i tak jesteśmy osłabieni – tak trąbią w massmediach, a oni wiedzą co mówią i piszą - zaczynamy łykać suplementy diety. Suplementy i znowu powołam się na źródła opiniotwórcze, są receptą na poprawę naszego zdrowia i kondycji. Jeżeli nawet pomyślimy o bieganiu, zapał szybko mija, gdy wyjrzymy przez okno. Zimno, deszcz, wieje. Czyż nie przyjemniej usiąść z pilotem w wysłużonym fotelu, który przez wysiedzenie tak ergonomicznie poddaje się naszemu ciału i włączyć ulubiony kanał, podgryzając ulubione przekąski.
Trzy miesiące strzeliły jak z bicza trzasł. Ale mamy jeszcze pełne dziewięć miesięcy. Kwiecień nieźle się zapowiada, ale za chwilę już święta. To nic, że trwają tylko dwa dni. Przygotowanie, a właściwie celebrowanie przygotowań trwa kilka tygodni. Bo Polka już miesiąc wcześniej żyje sprzątaniem. Narodowe mycie okien, pranie zasłon, odkurzanie, tzw. generalne porządki pochłaniają nas całkowicie i zabierają całą energię. Zamiast biegania, mamy marszrutę po sklepach, zamiast gimnastyki ćwiczenia lekkoatletyczne ze ścierką. Porządkowanie szaf zastępuje siłownię.
Maj to piękny miesiąc. Wiosna w pełnej krasie z przebłyskami lata, cudownie długie dni. Ciepły ale jeszcze nie gorący wiaterek zachęca do ruchu i czynnego wypoczynku na świeżym powietrzu i być może zrzucenia wałeczków i oponek.
Ale na przeszkodzie staje nasz sport narodowy GRILLOWANIE. Od morza do Tatr Polak grilluje, na plaży, nad jeziorem, w lesie, w ogródku. Zapach kiełbachy, aromatycznej karkówki drażni nozdrza i zniewala. Żar się z nieba leje, żar bucha z grilla, a w lodówce mrozi się piwo. Nie ma majówki bez grilla. Zalegamy na trawie, ławkach, krzesłach, gdzie się da i grillujemy od rana do wieczora.
Czerwiec może byłby nie najgorszy do realizacji naszych postanowień, ale czy to warto? To ostatni miesiąc nauki naszych pociech, trochę za gorąco. Lepiej wyciągnąć się na leżaku i wystawić blade lico do słońca. A poza tym za miesiąc wakacje. Szkoda czasu.
Lipiec i sierpień w ogóle skreślamy z naszej listy. Za dużo pokus, za gorąco, za leniwie.
I nagle wpisujemy się we wrzesień. Niejednej głowie przyświeca myśl, że to najlepszy czas na wprowadzenie słowa w czyn. Trudno się jednak pozbierać po urlopie, zmobilizować organizm do wysiłku. Dziecię też trzeba przygotować do szkoły. Mijają kolejne dni, a nasze postanowienia odkładane są do następnego poniedziałku. I gdy zbieramy się do skoku, dowiadujemy się, że nasz organizm poddaje się nie tylko przesileniu zimowemu, ale również jesiennemu. Tak podają kanały informatyczne. Przed wszystkim trzeba zadbać o naszą skórę, która wyeksploatowana przez promienie słoneczne i dziurę ozonową domaga się natychmiastowej i kompleksowej regeneracji. Pierwsze kroki kierujemy do gabinetu kosmetycznego, gdzie staramy się odzyskać to, co zabrało nam słońce.
Październik to trudny miesiąc. Wtedy najczęściej dopada nas depresja, a jak depresja to koniec świata. Za oknem plucha, wiatr, dni coraz krótsze. Z domu nie chce się nawet wyściubić nosa. Kursy języka zaczynają się o późnej porze, na bieganie za zimno, za ciemno. I tyle łachów trzeba na siebie włożyć. Wszystko jest nie tak.
Listopad jest jeszcze gorszy. Boże, jak ja nienawidzę listopada. Wtedy naprawdę nie ma się na nic ochoty. Rano ciemno, po południu ciemno. Granitowe chmury spowijają niebo, nawet przez okno nie chce się wyglądać. I znów ten fotel, który dźwiga nasz ciężar od wielu lat i jękliwie skrzypi wyrobionymi sprężynami. Dobrze, że obok ulubiona książka, a naprzeciwko wierny przyjaciel- okno na świat -telewizor.
Grudzień to święta, tradycja, pogoń za konsumpcją.
I kto jeszcze pamięta o starych już postanowieniach noworocznych. Za kilka tygodni przyjdzie nowy rok i nowe postanowienia.
Ostatnio porządkując notatki natknęłam się na kartkę z moimi ubiegłorocznymi postanowieniami. Lista była spora. Z ciekawością przeczytałam, co też wtedy chodziło mi po głowie. Niektóre wprawiły mnie w zdumienie. Kilka nawet udało mnie się zrealizować, ale nie dlatego, że zapisałam, tylko że akurat tak mi pasowało.
W Nowy Rok 2015 weszłam bez postanowień. Coś mi się roi w głowie, ale co z tego się urodzi, czas pokaże.
Z okazji Nowego roku życzę moim Czytelnikom przed wszystkim zdrowia, a o resztę musicie postarać się sami.
Sobie weny twórczej i wielu Czytelników.
Subskrybuj:
Posty (Atom)