Monika zaprosiła nas do siebie. Było to spotkanie co najmniej dziwne, gdyż wizyty u niej można by policzyć na jednej ręce. I to nie dlatego, że nie lubiła odwiedzin koleżanek. Wręcz odwrotnie. Jako osoba bardzo towarzyska lubiła bywać i lubiła gościć u siebie. Na przeszkodzie stał jej gburowaty małżonek nie znoszący obcych w domu.
Jeszcze na początku małżeństwa
Monika próbowała z nim walczyć. Zwłaszcza, że przed ślubem był
bardzo rozrywkowy. Lubił bywać. Lubił towarzystwo. Aż tu nagle z
dnia na dzień wyszło szydło z worka. Szybko okazało się, że
okazał się oszustem matrymonialnym. Tak oceniła go Monia. Bo żeby
tak od razu pokazać swe prawdziwe oblicze. Nic nie zostało z
miłego, spontanicznego chłopaka. Na jego miejscu pojawił się
zgorzkniały ponurak. Na dodatek jeszcze pełen złośliwości.
Monika skrzyknęła nas szybciutko,
gdyż mężulek udał się na dwudniową delegację. Dzieci sprzedała
do ukochanych dziadków.
Chata wolna. Stawiłyśmy się ochoczo
wiedząc, iż szykuje nam się miły wieczór. Tym bardziej, że nie
wiadomo, kiedy taka następna okazja się trafi. Trzeba korzystać.
Widok trochę nas zdziwił.
Kanapa,
fotele, krzesła, a nawet stół były okupowane przez ciuchy. Całą
furę ciuchów. Spodnie, bluzki, sukienki i inne fatałaszki. Od razu
rzuciłyśmy się jak sępice do oglądania. Wyrywałyśmy je sobie z
rąk. I zaraz zabrałyśmy się za przymierzanie. W stercie ciuchów
wypatrzyłam moją wymarzoną kieckę. Wyciągnęłam ją z bałaganu
i z zazdrości nie mogłam powiedzieć ani słowa. Spojrzałam z
wyrzutem na Monikę. Elektryzowałam ją wzrokiem. Ciskałam gromy.
Pałałam ogniem. Zajęta rozmową nie zauważyła mojego wzroku
bazyliszka.
Polowałam na nią przed świętami.
Jednak cena wydawała mi się zbyt wygórowana. Czekałam na
przeceny. Zaraz po nowym roku wybrałam się na wyprzedaże z
nadzieją kupna sukienki. Niestety nie było po niej śladu. Ktoś
mnie ubiegł. Nie wiedziałam tylko, że to moja koleżanka.
-Co na to Jarek? Co powiedział na te
zakupy?- zapytałam z zainteresowaniem.
-Żartujesz – nie było to pytanie,
raczej mocne stwierdzenie. I puknęła się wymownie w czoło. -Ten
sknerus dostałby zawału. Uważa, że ciuchów mam za dużo i
powinniśmy oszczędzać. Choć na swój samochód pieniędzy nie
żałuje.
Monika swoje zdobycze trzymała u mamy.
Teraz, gdy wyjechał, przyniosła ciuchy do domu.
-Schowam do szały i tak się nie
zorientuje. On nie ma do tego głowy. Na modzie się nie zna. Siedzi
w tych swoich komputerach. Gdy pyta mnie, czy to nowe, okłamuję go
i wciskam kit, że mam to od dawna. I mam święty spokój.
Wanda odwróciła się od lustra, gdzie
podziwiała swoją smukłą sylwetkę wystrojoną w ciuchy Moniki
robiąc przy tym głupie miny.
-Wiecie, ja to robię już od dawna.
Udaję, że nie ma sprawy. To takie małe nieszkodliwe kłamstewka -
stwierdziła. Czasem im mniej się wie, tym lepiej. A i w domu mam
święty spokój.
I w ten oto sposób narodził nam się
nowy temat do rozmowy. Zaspokoiłyśmy swoją ciuchową ciekawość
trochę zazdroszcząc Monice upolowanych okazji.
Spojrzałyśmy na siebie wymownie i
wybuchnęłyśmy śmiechem.
Tylko Jolka patrzyła na nas
podejrzliwie i postanowiła wziąć w obronę nasze połówki.
-W małżeństwie powinna być
szczerość – powiedziała bardzo poważnie. Ja swojego Wojtka nie
oszukuję.
Nie przyjęłyśmy wyciągniętej
rękawicy i zignorowałyśmy jej słowa. Każda z nas wiedziała
swoje. Siadłyśmy przy stole racząc się przyniesionymi trunkami.
Monika wyjęła z barku kolejną butelkę. Po co chodzić dwa razy. Zapowiadała się niezła
dyskusja. Temat wspomagany procentami mógł doprowadzić do
zaskakujących wniosków.
-Gdzieś kiedyś wyczytałam, że
kłamstwo mamy zapisane w genach – przytoczyłam cytat. -Kłamią
zarówno kobiety jak i mężczyźni. Z tym, że my to robimy częściej
– kontynuowałam.
Dziewczyny przytaknęły ochoczo
głowami i posłały wymowny uśmiech. Zapewne każda z nich
zobaczyła oczami wyobraźni swoje kłamstwa. Póki co usta
zasznurowały na supełek. Ale tylko na chwilę. I już rozwiązały
się języki.
Oczywiście, nie mogło być inaczej.
Od razu weszłyśmy na temat seksu, który karmi się największą
ilością kłamstw.
Monika miała w tej materii dużo do
powiedzenia. Lubiła zaglądać na babskie strony i teraz dzieliła
się z nami wiedzą.
-Wiecie, że ponad 40 procent kobiet
udaje orgazm – zdradzała szczegóły. -Ponad 50 procent wykręca
się od seksu przysłowiowym bólem głowy.
W tym momencie pomyślałam sobie, ile
razy w moim małżeństwie przechodziłam ból głowy dosłownie
rozwalający mi czaszkę. Z tymi orgazmami też różnie bywało.
Na to dictum Edytę parsknęła śmiechem. Nie mogła przestać. Dostała od Moniki potężnego
kuksańca, przy okazji rozlewając czerwone wino na biały obrus. I tak nie pomogło.
-Właśnie wczoraj posłużyłam się
tym drobnym kłamstewkiem – wyznała. - I to nie pierwszy i
ostatni raz.
Wszystkie jak jedna miałyśmy za
uszami. No cóż. Takie jest życie.
Edyta przytoczyła jeszcze inne
sytuacje, w których posługujemy się zmyśloną prawdą.
Chodzi oczywiście o naszych małżonków.
Chcą być macho, chcą być twardzi,
silni i nieustępliwi. I my ich utwierdzamy w tym przekonaniu, że
tacy właśnie są. Niech usłyszą to, co chcą usłyszeć. Każdy z
nich chce być silnym tygrysem, a nie kogucikiem. Tak naprawdę do
dobrze wiemy jacy oni są. A prawda mogłaby być okrutna i bolesna.
Dobrze przecież mieć w domu takiego
macho, choć jest on tylko wymyślony, tak jak mój udawany ból
głowy.
Do późnej nocy plotkowałyśmy
jeszcze na tematy damsko – męskie. Już bez zagłębiania się w
szczegóły. Alkoholu ubywało, tematów przybywało.