A było to tak.
Renia, odezwała się po kilku miesiącach. Moja dobra znajoma, z którą miałam przyjemność uczestniczyć w różnych życiowych zdarzeniach dała o sobie znać i znowu namieszała. Koleżanka moja pojawia się i znika, ale zawsze zostawia po sobie zniszczenia, jak tornado, które znienacka nawiedza ludzki padół.
Renata słynie z mówienia prawdy, nawet tej bolesnej. Jest dumna z tego, że zawsze wali prawdę, nawet wtedy, gdy inni nie chcieliby jej poznać. To jest jej misja, to jej cel. Zachowuje się przy tym jak prawdziwy myśliwy, który dotąd tropi zwierzynę, aż jej nie upoluje. Renata szuka, węszy, po trupach do celu. Gdy go osiągnie, pęka z dumy nie zważając, że inni przez nią cierpią.
Powiedziałam jej całą prawdę o Mirku – pękała z dumy, gdy dzieliła się ze mną nowiną. - Niech Baśka nie myśli, że ten jej mężuś, to taki ideał. Od lat ją zdradza. Kilka razy widziałam go, jak się migdalił z tą swoją cizią.
Powiedziałaś Basi, że Mirek ma kochankę – nie wierzyłam.
Oczywiście, przecież wiesz, że zawsze mówię prawdę – podkreśliła.
A nie pomyślałaś, jak się teraz czuje nasza koleżanka? - zapytałam z troską.
Ona musi wiedzieć, jaki jest jej mąż – dodała bez cienia skruchy.
Spojrzałam z politowaniem na Renatę. Nawet nie zauważyła. Widziałam jak pęka z dumy. Wystarczyłaby szpilka, aby przekłuć ten balon pychy. Ale ona i tak nic z tego nie zrozumie.
Rozmowa z moją koleżanką zostawiła cierń w moim sercu. Wieczorem siedząc przy zimnym piwku, trawestując Szekspira, postawiłam pytanie: mówić czy nie mówić prawdę.
Z mówienia prawdy wyleczyłam się przed wieloma laty. Nigdy nie starałam się być szczera aż do bólu, wybierałam tzw. półśrodki. Stawiałam na sugestie, podpowiedzi, jeżeli, druga osoba ich nie odczytywała, dawałam spokój.
W pamięci utkwiła mi historia z moją przyjaciółką od serca w roli głównej. Niestety, przyjaźń nie wytrzymała próby czasu. Zdarzenie banalne, jak wiele w życiu. Rzecz dotyczyła stroju. Hanka ubrała się jak choinka. Kakofonia kolorów i wzorów podkreślała wszystko to, co powinno być zakryte. Żartując i bez jakichkolwiek uszczypliwości powiedziałam to, co widoczne było gołym okiem.
Jej reakcja wprawiła mnie w zdumienie.
Jesteś niemiła. Swoje uwagi zachowaj dla siebie – odparowała
Przepraszam, jeżeli ciebie uraziłam – wydukałam zmieszana, bo nie chciałam, aby byle głupstwo zaważyło na naszej znajomości. I przysięgłam sobie w duchu, że nigdy więcej!
Od tego zdarzenia minęło wiele długich lat. Nie raz miały miejsce sytuacje, kiedy zastanawiałam się, czy powiedzieć prawdę. Do głosu zawsze jednak dochodził zdrowy rozsądek i podpowiadał: nie mieszaj się w sprawy innych, nie wchodź w ich życie z butami.
A bywało niekiedy naprawdę gorąco.
Przed laty na przykład spędzałam wakacje nad Mazurach, 200 kilometrów od domu. Idąc nad jezioro spotkałam moją koleżankę z mężem... mojej innej koleżanki. Historia jak z filmu. Ona kobieta po przejściach w ramionach przykładnego męża i ojca innej kobiety. Nie wierzyłam, choć stali przede mną na wyciągnięcie ręki. Ścięło mnie z nóg. Zrobiłam dobrą minę do złej gry i poszłam się przywitać, bo przecież nie będę udawać, że mnie tutaj nie ma.
Waldek na mój widok o mało nie dostał zawału. Twarz jego przybrała kolor białej kredy. Nie był w stanie wydusić ani słowa. A swoją drogą, trzeba mieć wyjątkowego pecha, wyjeżdżając na drugi koniec Polski, aby natknąć się na znajomych w najmniej odpowiednim momencie.
Czułam się wyjątkowo niezręcznie. Sytuacja przerastała mnie. Ale od pierwszej chwili wiedziałam, że nie doniosę żonie Waldka o jego romansie. Nie miałam prawa mieszać się do ich związku. Niech sami sobie lepią swój świat.
Wieczorem mój znajomy zaprosił mnie i mojego partnera na grilla. Udawałam, że nie wiem, o co chodzi. Waldek potwornie się bał, wręcz emanował strachem. Strzelały korki od szampana. Nie wiem tylko po co, bo to nie była okazja do świętowania.
Rozmowa się nie kleiła. Jego oczy wyrażały niepewność, czekał na mój ruch. Tylko moja koleżanka dobrze się bawiła. Nie miała nic do stracenia, on natomiast wszystko. Postanowiłam zagrać Waldkowi na nosie i potrzymać go w stanie zawieszenia. Zdrada koleżanki zabolała. Niech trochę pocierpi. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, popiliśmy i rozeszliśmy się do siebie.
Następnego dnia zainicjowałam rozmowę.
Jesteś kawał drania, przysłowiowa świnia -z trudem udawało mi się powstrzymać narastającą we mnie wściekłość.
Masz rację – spuścił głowę. Chciał odejść.
Poczekaj – zatrzymałam go. - Nie powiem o twoim romansie Małgosi. Zapamiętaj, że robię to tylko dla niej. Ty się dla mnie nie liczysz!
Dziękuję – wyszeptał.
Machnęłam ręką, jakbym odganiała się od natarczywej muchy.
Potem często widywałam Waldka ze swoją żoną. Bywałam u nich w domu. Zawsze patrzył na mnie z obawą, bo może zmieniłam zdanie. Nie zniszczyłam ich związku. Obietnicy dotrzymałam i z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że była to słuszna decyzja.:)
Czy rzeczywiście boimy się usłyszeć prawdę?
Myślę, że raczej boimy się ludzi, którzy chcą ją przekazać, bo nigdy nie wiemy jakimi intencjami się kierują. Z własnego doświadczenia wiem, że lepiej samemu dociekać prawdy, niż słyszeć ją od fałszywych przyjaciół.
I na zakończenie może mniej poważnie.
Góralska teoria poznawania według ks. prof Tischneria mówi, że są trzy prawdy:
świenta prawda
tyż prawda
i gówno prawda. (pisownia oryginalna).
Opowiadam się za stwierdzeniem, że to co mówią nam ci, którzy chcą rzekomo naszego dobra, to po prostu jest nic innego, jak gówno prawda.
Trzymam się tej zasady i dobrze na tym wychodzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz