Alicja rozpoczyna przygotowania do świąt już od połowy listopada. I nie ma to nic wspólnego ze świątecznymi porządkami. Najważniejsze są dla niej prezenty. Każdego roku do stołu zasiada ponad dwadzieścia osób. Kiedyś rodzice, teściowie i dzieci, bracia i siostry. Teraz doszło nowe pokolenie. Córki powychodziły za mąż. Na świecie pojawiły się wnuki. Są jeszcze teściowie córek, którzy uwielbiają Boże Narodzenie w domu Alicji.
I jak tu nie uwielbiać, kiedy
przyjeżdża się na gotowe. Obsłużą i sprzątną. Dla jednych
trzy dni laby, dla drugi wytężona praca.
Boże Narodzenie w domu Alicji to taka
niepisana tradycja. Goście już nie czekają na zaproszenie, tylko
informują, że będą. Mężowi mojej koleżanki tuż przed Wigilią
skacze ciśnienie, a serce niebezpiecznie wchodzi na wyższe obroty.
Już od pewnego czasu odgraża się, że rzuci to wszystko. Zamknie
drzwi na klucz, a rodzina niech w końcu sobie sama radzi. Alicja tylko
nieśmiało przebąkuje na ten temat. Gdy tylko dochodzi do
konkretnej decyzji, wycofuje się rakiem. I jest tak jak zawsze.
Wigilia u Alicji.
Gdy czasem rozmawiamy na ten temat, śmieje się, że jej rodzina to tradycyjna rodzina Homolków, Razem
i na kupie. Przypomnę, że w latach siedemdziesiątych czeskie filmy
o rodzinie Homolków miały rzeszę wielbicieli. Można było się
pośmiać, ale żyć w takiej gromadzie już nie.
Teściowie córek odkąd po raz
pierwszy zasiedli przy wigilijnym stole, zakochali się bez pamięci
w uroczej gospodyni, wytwornym przyjęciu i prawdziwie świątecznej
atmosferze. Jak mówią, trudno ją odnaleźć w innych domach.
Kilka lat temu teściowa jednej z córek
przyciągnęła jakąś kuzynkę, aby jej pokazać jak wyglądają
prawdziwe święta. Darek, gdy usłyszał nowinę o dodatkowym gościu, o mało nie dostał
apopleksji. Odgrażał się, że wyjedzie i zostawi ją samą z całym
tym bajzlem. W końcu stłumił złość i dzielnie pomagał we
świątecznych przygotowaniach.
W salonie zawsze stoi ogromna żywa
choinka, która oparła się nowoczesności.
Jej zapach przenika cały dom.
Tradycyjne bombki, niektóre wiszą na gałązkach od prawie wieku.
Każdej z nich przypisana jakaś historia. Alicja lubi snuć
wspomnienia i przywoływać atmosferę rodzinnego domu. Pamięć
zapisana w przedmiotach. Rodzice odeszli, większość ciotek i
wujków również, a tradycja obleczona w kolorowe cacka pozostała.
Moja koleżanka sama wiesza ozdoby choinkowe. Powoli, z rozmysłem,
czasem się zapatrzy i zaduma nad kolejną bombką zamkniętą w historii. Wnuki mają zakaz
dotykania, bo to przecież pamiątki. Jak na tradycyjnym drzewku
wiszą jabłuszka i cukierki. Córki z dziećmi robią pierniki.
Dzieci kleją z wycinanek długaśne kolorowe łańcuchy. Każdy ma
swoją choinkę. I jeszcze kolorowe świecidełka. Kiedyś były to
małe świeczki. Zapalone tworzyły wspaniały nastrój. Ich malutki
płomyk ogrzewał domowe ognisko. Niestety względy bezpieczeństwa
wzięły górę. Świeczki owszem wiszą, ale już jako ozdoba.
Olbrzymi stół w salonie zdobi
świąteczny biały obrus, a na nim zielone pachnące gałązki i
sianko. Alicja zawsze przygotowuje z córkami tradycyjną wigilijną
kolację. Trzynaście potraw degustują biesiadnicy. Ale jako
wytrawna lubiąca eksperymentować w kuchni kucharka od lat serwuje
nowinki europejskiej kuchni. I tak tradycja miesza się z
nowoczesnością. Każde Boże Narodzenie oprócz tych tradycyjnych
ma inne smaki. Nigdy się one nie powtarzają.
Nie ma się więc co dziwić, że
goście przychodzą z nadzieją na wielką kulinarną ucztę. I nigdy
się nie zawiodą.
Gospodarz dba o napoje. Wino o różnych
smakach, które jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej
wyrafinowane podniebienie.
Prezenty, na które tak czekają wnuki,
przynosi wynajęty Mikołaj. Już na podwórku zapowiada swoje
przybycie wyrazistym dźwiękiem dzwonka. A dzieciarnia z wypiekami
na twarzy, szczególnie ta najmłodsza, która wierzy w jego
istnienie, stoi na baczność w jednym wielkim oczekiwaniu.
Są pytania, są odpowiedzi. Ze
ściśniętych gardeł wydobywają się piosenki i wierszyki
przygotowane wcześniej na ten wyjątkowy wieczór.
A potem ogromna radość. Szelest
dartego papieru, otwieranych paczek i pisk radości. Maluchy z
przejęciem zaglądają do pudeł i wyciągają wymarzone prezenty.
Dorośli mają chwile czasu dla siebie.
Pani domu co rusz coś podgrzewa i
podaje kolejne dania i tak do rana.
Kilka lat temu miałam okazję
uczestniczyć w Homolkowym przyjęciu. W kolacji wigilijnej wzięło
ponad dwadzieścia osób. Wskazówka niebezpiecznie przechylała się
do trzydziestu. W tym dziesięcioro maluchów. Moje dziecko było
zachwycone. Atmosfera wspaniała. Hałas, głośne rozmowy, wybuchy
śmiechu. Jak w ulu. Jedna wielka zabawa dla gości.
Od razu zakasałam rękawy, aby ulżyć
mojej koleżance. Wprawdzie córki cały czas pomagały, ale w takim
tłumie każda para rąk była na wagę złota.
Rok temu Alicja wyjątkowo zmęczona
przygotowaniami i bożonarodzeniowym przyjęciem dość mocno
deklarowała, że były to jej ostatnie tak duże święta i że w
następnym roku wyjedzie.
Jej mąż patrzył na nią z
niedowierzaniem wiedząc, że jak zawsze w końcu się złamie i już
od listopada rozpocznie się świąteczna gonitwa pełna narzekań i
odgrażania się.
I dlatego w tym roku zachował się jak
mężczyzna i postanowił zrealizować swoje wieloletnie marzenia.
Nie mówiąc nic żonie, wiedział, że zacznie się wycofywać i stanie
na niczym, podjął decyzję samodzielnie i wykupił na święta
wycieczkę do ciepłych krajów. Wracają dopiero po nowym roku.
Niespodzianka Alicję przerosła. Co
innego mówić, a co innego stanąć przed faktem. Kilka dni oswajała
się z nową sytuacją. Jak to Boże Narodzenie poza domem, bez
rodziny! To przecież niemożliwe!
W końcu poinformowała najbliższych,
że o święta muszą zadbać sami, gdyż oni wyjeżdżają. Córki
słuchały z niedowierzaniem myśląc, że mama żartuje. Bo jak to
święta bez rodziców. Aby rozwiać wątpliwości zadzwoniły do
ojca. Ku ich rozczarowaniu potwierdził.
Alicja cały czas oswaja się z
wyjazdem. Widzę jednak, że im bliżej świąt, tym jej trudniej.
Czy poradzi sobie oderwana od
Homolkowej rodziny?
Za to Darek tryska radością i
naprawdę się cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz