W drzwiach stała dzidzia piernik. Wyglądała tak samo, jak dziesięć lat temu, gdy odprowadzałam ją na lotnisko. Witała mnie szerokim uśmiechem i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, głośne całuski niczym wystrzał armatni, lądowały na mojej twarzy.
-Cudownie cię widzieć- rzuciła na powitanie i zamaszystym krokiem wsunęła się do pokoju. Stanęła przed dużym lustrem, aby dokonać korekty swojego wyglądu. Na twarzy zagościł uśmiech. Najwyraźniej własny look sprawiał jej przyjemność.:) Stanęłam z boku i patrzyłam z niedowierzeniem. Dla Moniki czas się zatrzymał. Twarz wzbogaciła się o kolejne zmarszczki, które -powiem uczciwie-nie były nachalne. Prezentowała się całkiem, całkiem. Za to fryzura i strój Moniki, były jej wyrazem miłości do pewnej postaci literackiej, którą bardzo lubię. To była żałosna, o zgrozo!, kopia Ani z Zielonego Wzgórza. Buntowałam się całą sobą. Jak można sponiewierać cudowną, rudowłosą bohaterkę, którą pokochały miliony czytelniczek na całym świecie.
Monika najwyraźniej przez całe swoje młode i już dojrzałe życie była pod silnym jej wpływem. Włosy mocno rude, burza loków, kokardki i piegi. Monika nigdy nie miała piegów. Jakim cudem je zdobyła, pozostanie słodką tajemnicą.
Żałosna kopia-pomyślałam. Ale moje myśli nie ujrzały światła dziennego. Zachowałam je dla siebie.
-No i jak wyglądam?- wyraźnie domagała się komplementów. -Zagęściłam trochę włosy, ale nie widać -przejechała palcami po burzy loków.
-No, super. Jestem pod wrażeniem – udawałam entuzjazm.:)
-A ty jak zawsze w spodniach – spojrzała krytycznie na moje legginsy. - Ja uwielbiam szerokie sukienki i spódnice – mówiła wyraźnie podekscytowana. I klika razy okręciła się wokół własnej osi.
Umościła się w końcu na fotelu, zsuwając z nóg niebotycznie wysokie obcasy.
Opowiadała o swoim życiu w Ameryce, tęsknocie do kraju. A przede wszystkim chwaliła się. Monika była posiadaczką, dla niej liczyły się dobra materialne. Gdy wyliczała swoje odbyte egzotyczne podróże, do pokoju weszła moja druga połówka, zaciekawiona, kto tak głośno konferuje.
Na jego dzień dobry, zwinnie zsunęła się z fotela i zawisła na szyi mojego zdumionego małżonka. Nie spodziewał się bowiem tak spontanicznego powitania.
Cudownie wyglądasz- rzucił kurtuazyjnie. -Jak zawsze oryginalna – otoczył wzrokiem całą sylwetkę. - Kogoś mi przypominasz, tylko nie pamiętam kogo-rzucił mi szelmowskie spojrzenie.
On wiedział.
Bo jeszcze kilka lat temu Ania z Zielonego Wzgórza często gościła w telewizji. I stała się ulubioną bohaterką naszej córki. Widocznie miłość do rudowłosego trzpiota przekazałam jej w genach.
-A te kokardki, to taka amerykańska moda :) -jak zawsze musiał być choć trochę uszczypliwy.
-A co nie podoba ci się-rzuciła kokieteryjnie.
-Wręcz przeciwnie -stwierdził. Dodaje kolorytu i podkreśla twoją osobowość.
Na szczęście Monika zajęta przyjmowaniem komplementów, nie zauważyła, że z trudem hamuję wybuch śmiechu.
-Jak wysiadłam z samolotu, wszyscy się na mnie patrzyli – chwaliła się. -Nie to, co u nas w Ameryce, nikt na nikogo nie zwraca uwagi.
Monika i tak miała wyjątkowe szczęście,pomyślałam, że obyło się bez złośliwości, bo niestety, pod względem tolerancji, plasujemy się na szarym końcu.
Gdy już przełknęłam wizytę mojej dawno niewidzianej koleżanki pod tytułem Ania z Zielonego Wzgórza, stwierdziłam że bardzo często wokół siebie widzimy takie swojskie dzidzie piernik.:)
Kobietki w średnim wieku, które ubierając się w młodzieżowe ciuchy, krótkie spodenki, gołe brzuchy, mikroskopijne spódnice, sukienki -w ten sposób właśnie próbują odjąć sobie lat. Efekt znamy, bo widoczny jest na naszych ulicach. Nie raz nasze spojrzenie, mimo woli, zatrzymuje się na takiej dzidzi piernik.
Mnie też się, niestety, zdarza – biję się w piersi -choć jestem wyjątkowo tolerancyjna. Ale niekiedy widok jest tak kuriozalny, że nasze spojrzenie nie nadąża za pracą mózgu.
Szalone..
Nie zamierzam nikogo krytykować. Bo jeżeli ktoś dobrze się czuje się w takich ciuchach, to tylko pogratulować.
O odczuciach estetycznych nie będę pisać. Bo niekiedy mają się nijak do naszych gustów, nawyków i przyzwyczajeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz