Od rana wszystko szło nie tak.
Emocje buzowały jak bąbelki w szampanie. Atmosfera gęstniała i spowijała zdrowy rozsadek. Podwójna melisa wyciszyła tylko na chwilę. Sprzeczka z córką o byle pierdołę, w ulubionych rajtuzach niewielka dziura urosła do monstrualnych rozmiarów. Ale prawdziwe piekło rozpętało się, gdy w łazience pękła rura. Na szczęście znajomy hydraulik – o wyjątkowej uczciwości – rozprawił się w kataklizmem w przysłowiowe pięć minut.
Poczułam, że natychmiast muszę opuścić cztery ściany i odreagować. Nic mnie tak nie relaksuje, jak kino. Akurat grali “Nietykalnych”. Spojrzałam na zegarek, do seansu jeszcze pół godziny. Zdążę. Wpadłam do kina tuż przed osiemnastą. :)
-Tylko trzy osoby chętne – lakonicznie rzuciła bileterka. -Seans odwołany.
-Jak to odwołany – burzyłam się. Z granitowych chmur tryskała fontanna. Nie mam parasolki, jestem w trampkach. Szaro, nijako. Krótko mówiąc, beznadzieja. Rozglądam się bezradnie i mój wzrok przykuwają pomarańczowe martensy. Podnoszę oczy i widzę sympatyczną twarz. Przede mną stoi kobieta w średnim wieku.
-Jakie ma pani śliczne buty – mówię zachwycona.
-Dziękuję, miło z pani strony – pada odpowiedź. Zaczynamy rozmowę i wychodzimy razem. - A może wypijemy herbatę – proponuję. - Za rogiem jest sympatyczna herbaciarnia. :)
-Czemu nie- wyraża swoją aprobatę.
Za chwilę siedzimy przy stoliku przy cynamonowym napoju i rozmawiamy jak dobre znajome. Ewa jest na wczasach, przyjechała z Ameryki, gdzie mieszka od lat. Każdego roku odwiedza ten nadmorski kurort, aby odpocząć. Czas płynie, a my gadamy i gadamy. Umawiamy się na następny dzień i następny. Po tygodniu wyjeżdża. Na pożegnanie obdarowuje mnie ulubioną książką z pięknymi podziękowaniami za rozmowy przy herbacie. Wymieniamy się adresem skypa. Uwielbiamy ten nasze wieczorne pogaduszki, które łączą Amerykę z Polską. W następnym roku Ewa melduje się nad morzem. Rok później jest już gościem w moim domu i przyjacielem rodziny.
Święta Bożego Narodzenia spędzam w Bostonie, nasi mężowie mają wspólną pasję – motory. Nam także tematów nie brakuje. W wakacje odwiedza nas syn Ewy z żoną. Moja córka Hania składa rewizytę. Tysiące pokonanych kilometrów jeszcze bardziej nas zbliżyły. Ile jeszcze przed nami A wszystko zaczęło się od pomarańczowych martensów i cynamonowej herbaty. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz