Leje.
Gęste krople deszczu z głuchym łoskotem spadają na szybę. Miarowe dudnienie majowego deszczu przerywa natarczywy dzwonek telefonu. Pora wstawać.
Liczę do pięciu, jeszcze raz i jeszcze. Ciężkie powieki niczym opad za oknem nie dają się okiełznać. Wraca mi spojrzenie. Szaruga, beznadzieja... Uciekam od posępnych myśli, aby nie wstać lewą nogą. Zamykam oczy i przywołuję obrazy, kadr po kadrze jak w moim ulubionym filmie.
Nabierają intensywności kolorów, rozgrzewają. Pomrukuję z zadowolenia, czuję dobrze znajomy dreszczyk wyzwań.
Jeszcze kilka rozluźniających oddechów i słowa, które powtarzam każdego ranka. Śpiewnym i pełnym głosem: wstawaj kochanie, dzisiaj przeżyjesz kolejny piękny dzień. Dla jednych być może banał, dla mnie słowa niczym mantra. Zgodnie z zasadą, że następny dzień jest lepszy od poprzedniego.
Każdą moją rozterkę i jakiekolwiek zwątpienie natychmiast obłaskawiam. Nie daję im szansy, aby rozpanoszyły się w moim ciele. Ja jestem panią sytuacji i ja rozdaję karty. To, że czasem przegrywam.. .cóż, takie jest życie.
Zbieram się i idę do przodu, nie oglądając za siebie. Spoglądam w okno. Deszcz ustał.. Zza chmury wyłania się słońce. Szybko przewracam się na prawy bok i wstaję prawą nogą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz