Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

niedziela, 6 grudnia 2015

Wigilia u Alicji

Alicja rozpoczyna przygotowania do świąt już od połowy listopada. I nie ma to nic wspólnego ze świątecznymi porządkami. Najważniejsze są dla niej prezenty. Każdego roku do stołu zasiada ponad dwadzieścia osób. Kiedyś rodzice, teściowie i dzieci, bracia i siostry. Teraz doszło nowe pokolenie. Córki powychodziły za mąż. Na świecie pojawiły się wnuki. Są jeszcze teściowie córek, którzy uwielbiają Boże Narodzenie w domu Alicji.


I jak tu nie uwielbiać, kiedy przyjeżdża się na gotowe. Obsłużą i sprzątną. Dla jednych trzy dni laby, dla drugi wytężona praca.

Boże Narodzenie w domu Alicji to taka niepisana tradycja. Goście już nie czekają na zaproszenie, tylko informują, że będą. Mężowi mojej koleżanki tuż przed Wigilią skacze ciśnienie, a serce niebezpiecznie wchodzi na wyższe obroty. Już od pewnego czasu odgraża się, że rzuci to wszystko. Zamknie drzwi na klucz, a rodzina niech w końcu sobie sama radzi. Alicja tylko nieśmiało przebąkuje na ten temat. Gdy tylko dochodzi do konkretnej decyzji, wycofuje się rakiem. I jest tak jak zawsze. Wigilia u Alicji.

Gdy czasem rozmawiamy na ten temat, śmieje się, że jej rodzina to tradycyjna rodzina Homolków, Razem i na kupie. Przypomnę, że w latach siedemdziesiątych czeskie filmy o rodzinie Homolków miały rzeszę wielbicieli. Można było się pośmiać, ale żyć w takiej gromadzie już nie.
Teściowie córek odkąd po raz pierwszy zasiedli przy wigilijnym stole, zakochali się bez pamięci w uroczej gospodyni, wytwornym przyjęciu i prawdziwie świątecznej atmosferze. Jak mówią, trudno ją odnaleźć w innych domach.

Kilka lat temu teściowa jednej z córek przyciągnęła jakąś kuzynkę, aby jej pokazać jak wyglądają prawdziwe święta. Darek, gdy usłyszał nowinę o dodatkowym gościu, o mało nie dostał apopleksji. Odgrażał się, że wyjedzie i zostawi ją samą z całym tym bajzlem. W końcu stłumił złość i dzielnie pomagał we świątecznych przygotowaniach.

W salonie zawsze stoi ogromna żywa choinka, która oparła się nowoczesności.
Jej zapach przenika cały dom. Tradycyjne bombki, niektóre wiszą na gałązkach od prawie wieku. Każdej z nich przypisana jakaś historia. Alicja lubi snuć wspomnienia i przywoływać atmosferę rodzinnego domu. Pamięć zapisana w przedmiotach. Rodzice odeszli, większość ciotek i wujków również, a tradycja obleczona w kolorowe cacka pozostała. Moja koleżanka sama wiesza ozdoby choinkowe. Powoli, z rozmysłem, czasem się zapatrzy i zaduma nad kolejną bombką zamkniętą w historii. Wnuki mają zakaz dotykania, bo to przecież pamiątki. Jak na tradycyjnym drzewku wiszą jabłuszka i cukierki. Córki z dziećmi robią pierniki. Dzieci kleją z wycinanek długaśne kolorowe łańcuchy. Każdy ma swoją choinkę. I jeszcze kolorowe świecidełka. Kiedyś były to małe świeczki. Zapalone tworzyły wspaniały nastrój. Ich malutki płomyk ogrzewał domowe ognisko. Niestety względy bezpieczeństwa wzięły górę. Świeczki owszem wiszą, ale już jako ozdoba.

Olbrzymi stół w salonie zdobi świąteczny biały obrus, a na nim zielone pachnące gałązki i sianko. Alicja zawsze przygotowuje z córkami tradycyjną wigilijną kolację. Trzynaście potraw degustują biesiadnicy. Ale jako wytrawna lubiąca eksperymentować w kuchni kucharka od lat serwuje nowinki europejskiej kuchni. I tak tradycja miesza się z nowoczesnością. Każde Boże Narodzenie oprócz tych tradycyjnych ma inne smaki. Nigdy się one nie powtarzają.
Nie ma się więc co dziwić, że goście przychodzą z nadzieją na wielką kulinarną ucztę. I nigdy się nie zawiodą.

Gospodarz dba o napoje. Wino o różnych smakach, które jest w stanie zaspokoić nawet najbardziej wyrafinowane podniebienie.
Prezenty, na które tak czekają wnuki, przynosi wynajęty Mikołaj. Już na podwórku zapowiada swoje przybycie wyrazistym dźwiękiem dzwonka. A dzieciarnia z wypiekami na twarzy, szczególnie ta najmłodsza, która wierzy w jego istnienie, stoi na baczność w jednym wielkim oczekiwaniu.
Są pytania, są odpowiedzi. Ze ściśniętych gardeł wydobywają się piosenki i wierszyki przygotowane wcześniej na ten wyjątkowy wieczór.
A potem ogromna radość. Szelest dartego papieru, otwieranych paczek i pisk radości. Maluchy z przejęciem zaglądają do pudeł i wyciągają wymarzone prezenty. Dorośli mają chwile czasu dla siebie.
Pani domu co rusz coś podgrzewa i podaje kolejne dania i tak do rana.

Kilka lat temu miałam okazję uczestniczyć w Homolkowym przyjęciu. W kolacji wigilijnej wzięło ponad dwadzieścia osób. Wskazówka niebezpiecznie przechylała się do trzydziestu. W tym dziesięcioro maluchów. Moje dziecko było zachwycone. Atmosfera wspaniała. Hałas, głośne rozmowy, wybuchy śmiechu. Jak w ulu. Jedna wielka zabawa dla gości.
Od razu zakasałam rękawy, aby ulżyć mojej koleżance. Wprawdzie córki cały czas pomagały, ale w takim tłumie każda para rąk była na wagę złota.

Rok temu Alicja wyjątkowo zmęczona przygotowaniami i bożonarodzeniowym przyjęciem dość mocno deklarowała, że były to jej ostatnie tak duże święta i że w następnym roku wyjedzie.
Jej mąż patrzył na nią z niedowierzaniem wiedząc, że jak zawsze w końcu się złamie i już od listopada rozpocznie się świąteczna gonitwa pełna narzekań i odgrażania się.

I dlatego w tym roku zachował się jak mężczyzna i postanowił zrealizować swoje wieloletnie marzenia. Nie mówiąc nic żonie, wiedział, że zacznie się wycofywać i stanie na niczym, podjął decyzję samodzielnie i wykupił na święta wycieczkę do ciepłych krajów. Wracają dopiero po nowym roku.
Niespodzianka Alicję przerosła. Co innego mówić, a co innego stanąć przed faktem. Kilka dni oswajała się z nową sytuacją. Jak to Boże Narodzenie poza domem, bez rodziny! To przecież niemożliwe!
W końcu poinformowała najbliższych, że o święta muszą zadbać sami, gdyż oni wyjeżdżają. Córki słuchały z niedowierzaniem myśląc, że mama żartuje. Bo jak to święta bez rodziców. Aby rozwiać wątpliwości zadzwoniły do ojca. Ku ich rozczarowaniu potwierdził.
Alicja cały czas oswaja się z wyjazdem. Widzę jednak, że im bliżej świąt, tym jej trudniej.
Czy poradzi sobie oderwana od Homolkowej rodziny?

Za to Darek tryska radością i naprawdę się cieszy.