Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

sobota, 31 października 2015

O facetach słów kilka

Ujmujący uśmiech, maślane oczy, fajny tyłeczek, kolor włosów, ładny zapach, odpowiedni wzrost – oto niektóre z cech, na które zwracamy uwagę przy wyborze partnera. Każda z nas ma swoją miarkę kierując strzałę w osobnika płci męskiej.


Nasze oczekiwania i marzenia to jedno. Życie wielokrotnie gra nam na nosie i zanim się obejrzymy, mamy przy boku faceta z innej planety w żaden sposób nie pasującego do naszego ideału. Marzenia pryskają niczym bańka mydlana.
Ostatnie babskie spotkanie minęło nam na obgadywaniu facetów. I to nie tylko naszych wybrańców, ale w ogóle wszystkich. Rozprawiłyśmy się z nimi bezlitośnie nie mając żadnych skrupułów. Oni wobec nas też nie mają taryfy ulgowej. Choć podobno kobiety w swoich opiniach są bardziej okrutne i wyrafinowane. A tak słodko wyglądamy. Skąd więc w płci pięknej tyle jadu? Nie będę się teraz nad tym problemem rozwodzić.

Panowie zostali przez nas rozebrani na części pierwsze.
Tak naprawdę to wina Agnieszki, która rozgrzana procentami popuściła wodze fantazji, a przy okazji otworzyła przed nami swe serce. A to za sprawą pewnego zdarzenia, które miało miejsce kilka dni temu.
Agnieszka bowiem wybrała się w niedzielne popołudnie na spacer ze swoją przyjaciółką. Szły sobie leniwie bulwarem słuchając jesiennego szumu morza i chłonąc ciepłe promienie zachodzącego słońca. Gdy tymczasem przed nimi nieoczekiwanie pojawił się on. Odziany w dopasowane spodnie i krótką kurtkę.
Nagle Agnieszka przerwała w pół zdania jakąś opowieść i skoncentrowała się na nieznajomym, a dokładnie na jego seksownym tyłku. Szły za nim dobrą chwilę, ona ze wzrokiem przykutym w jedno wiadome miejsce. Jak odurzona, podążała bezwolnie. Nawet kuksańce Baśki na nic się zdały. Agnieszka miała przed sobą jeden upatrzony cel i za nim podążała do momentu aż facet wsiadł do samochodu. Westchnęła i pokiwała znacząco głową. 

Każda z nam miała wiele do powiedzenia na ten temat.
Wanda przypomniała sobie, że w latach jej młodości wzięciem cieszył się chłopak mający na sobie sztruksowe czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę. A jeżeli miał jeszcze do tego ciemne okulary, to już był na celowniku.
Rzeczywiście pamiętam moich kolegów z tamtych czasów tak odzianych. Chodzili jak sklonowani.

Magda zdradziła, że ją zniewalają dobre męskie wody.
-Dobry zapach, który roztacza mężczyzna – mówiła podniecona – rozpala moje zmysły. Potrafię iść za nim i upajać się wonią. Nie raz zdarzyło mi się, że się za takim gościem obejrzałam.
Nie skupiałyśmy się za bardzo na kolorze włosów. Niebieskooki blondyn czy brunet to rzecz gustu. Krystyna na przykład zawsze prowadzała się z brunetami, gdyż jak powiadała, tylko brunet jest prawdziwym mężczyzną. Ale los spłatał jej figla i postawił na jej drodze miłego blondyna, z którym jest w szczęśliwym związku od ponad dwudziestu lat.
Zawsze warto mieć marzenia.

Ewkę z kolei urzekają maślane oczy ala Artur Żmijewski.
-Wystarczy, że taki na mnie spojrzy, a już miękną mi kolana – opowiadała rozpromieniona. -Jedno dłuższe spojrzenie potrafi mnie zaczarować.
Tak spojrzał na nią przed laty na dyskotece pewien nieznajomy. Magnetyzm Maćka zagościł na stałe w jej sercu i doprowadził do ołtarza. Jej małżonek, przemiły człowiek, pomimo upływu lat, wciąż ma maślane oczy, którymi Ewę hipnotyzuje.
Nie powiem lubię takie spojrzenie.

Matylda natomiast w ogóle nie zwraca uwagi na wygląd zewnętrzny. Ją można zdobyć tylko erudycją i inteligencją. Lubi jak facet pięknie i mądrze mówi. Lubi mądrych i oczytanych. Rozeznanych w sztuce. Może być łysy, o głowę niższy i w byle jakich ciuchach. Ale jak zacznie mówić, jest kupiona.
Pamiętam jeszcze z czasów studenckich jej oberwańców i potargańców, którymi się otaczała. Tkwiła w dysputach po uszy i spijała słowa w ich ust niczym nektar. Pięknie opowiedziane historie nawet o prozie życia, potrafiły ją tak otumanić, że zapominała o bożym świecie.
Nic więc dziwnego, że takiego złotoustego wybrała sobie za męża. Nie przeszkadza jej, że jest o pół głowy niższy. Matylda paraduje przy nim w szpilkach.

Przed szereg wybiegła również ekscentryczna Mirka, dla której największym afrodyzjakiem jest kasa. Im facet bardziej przy forsie, tym ona na większym haju. Pieniądze odurzają ją jak narkotyk. A już zaproszenie do restauracji i zapłacenie przez niego wysokiego rachunku z odpowiednim napiwkiem jest jak spełniony akt seksualny. Przeciętniak nie ma przy niej szans.
Wielokrotnie zdarzyło mi się być w jej towarzystwie i jej partnera. Z nie dowierzaniem patrzyłam, jak w takich momentach rozkwita. Jak rzuca powłóczyste spojrzenie, jak wtedy mocno kocha.

Ale bywa i tak, że czasem byle drobnostka potrafi nam obrzydzić faceta.

Rozbawiona Agnieszka opowiedziała nam historię pewnego spotkania. Na urlopie poznała miłego mężczyznę. Wysoki, przystojny, elegancki. Udało się nawiązać ciekawą rozmowę. Na pierwszy rzut oka nie było się do czego przyczepić.
Umówiła się z nim na następny dzień. Poszli do kawiarni, potem na spacer. Gdy tak przemierzali alejki, Agnieszce stanęły przed oczami jego bardzo duże stopy, które na dodatek stawiał do środka.
Nie była w stanie skupić się na rozmowie. Widziała tylko te duże stopy, obsesyjnie duże. Spotkanie nie miało dalszego ciągu i zakończyło się tylko na tej jednej randce. Facet bombardował ją telefonami. Ona nie odbierała. Na drodze być może ku szczęściu stanęły monstrualnie duże stopy.

Ja z kolei w młodości gustowałam w wysokich niebieskookich blondynach, do momentu aż nie natrafiłam na wzrok bruneta o oczach w kolorze pszenicznego.
On z kolei uwielbiał drobne brunetki, a związał się w wysoką blondynką.

Ale to już historia na inną opowieść.



sobota, 10 października 2015

Jak przetrwać jesień

Mimozami jesień się zaczyna. Czesław Niemen śpiewał swoją sztandarową piosenkę, a ja ze smutkiem patrzyłam w zapłakane okna. Szaro, buro, nijako. Nastrój pieski. Pomiędzy gęstymi kroplami deszczu zieleniły jeszcze liście, powoli ubierając się w jesienne barwy.


Ziewnęłam rozdzierająco, przeciągnęłam rozleniwione ciało i ciężkim krokiem poczłapałam do kuchni, aby nastawić wodę na kawę. Jej intensywny aromat pobudza moje zmysły, a kawa kawusia, kaweczka, oczywiście czarna jak smoła i gorzka, dodaje mi skrzydeł. Miałam nadzieję, że i tak będzie dzisiaj.

Ogarnęła mnie nostalgia. Jeszcze kilka tygodni temu tryskałam humorem i zanurzałam ciało w spienionej chłodnej wodzie Bałtyku.
Jak zawsze jesień zawitała do mojego serca zdecydowanie za szybko nie pytając, czy jestem gotowa na jej przyjęcie.
Nigdy nie byłam gotowa. Kocham lato, kocham słońce i nawet prawdziwa złota polska jesień tego nie zmieni. Drobne niteczki babiego lata nie scalą mojej rozdartej psychiki.

Zanurzyłam się w fotelu próbując uporządkować myśli. Kawa parzyła usta, a ja słuchałam Niemena. Myśli buzowały niczym geizer, każda w swoją stronę wbrew mojej naturze.
Czułam przez skórę, że to będzie miałki dzień. Jeden z tych nijakich, kiedy ciężko zrobić ze sobą porządek.
Smutek wypełniał każdą cząstkę mojego ciała. Tęsknota za czymś nieokreślonym. Moja dusza wyła z rozpaczy.
Miałam do wyboru albo się pogrążyć w jesiennych barwach, albo stawić czoła i zawalczyć wbrew nastrojowi o pogodę ducha.
Wybrałam drugie rozwiązanie.

Wystukałam numer telefonu i przyłożyłam komórkę do ucha.
Wiatr przegonił deszcz i spod ciężkich chmur wyjrzało słońce puszczając do mnie łobuzerskie oko. Zlitowało się i postanowiło ogrzać mnie resztkami ciepła.

-Magda ratuj – zawyłam w słuchawkę. - Dopada mnie deprecha.
-Mnie też- odparła. -Nie łam się – pocieszała. - Zaraz u ciebie będę. Razem damy radę. Urwiemy jej łeb - rozłączyła się.
Długi przenikliwy sygnał dzwonka wyrwał mnie z otępienia. W progu stała moja koleżanka. Elegancko ubrana i umalowana jakby wybierała się na randkę, a nie w odwiedziny do znajomej.
Spojrzała na mnie z politowaniem. Szczelnie zawinęłam się w szlafrok i wsunęłam stopy w przyklapnięte kapcie.
-Zrób coś ze sobą – zarządziła. -Wyglądasz jak siedem nieszczęść. I popchnęła mnie do łazienki. Guzdrałam się. Nie wiedziałam co na siebie włożyć. Nie chciałam być gorsza od Magdy. W końcu wciągnęłam dżinsową sukienkę i zrobiłam perfekcyjny makijaż z pomadką na ustach włącznie.

Z kuchni dobiegał hałas. Magda była w swoim żywiole. Na chandrę miała wypróbowany sposób. Dobre wymyślne jedzonko, które natychmiast poprawiało nastrój. Była mistrzynią smaków, a pomysłami kulinarnymi sypała jak wiatr piaskiem w oczy. Każde danie łaskotało podniebienie, a organizm domagał się więcej i więcej.
Dyskretnie zajrzałam do kuchni nie chcąc jej przeszkadzać. Czujne oko zaraz mnie zauważyło. Pozytywnie skwitowała mój wygląd i zagoniła do roboty. Niechętnie wzięłam się za krojenie warzyw. Natychmiast z głowy wyleciały głupie myśli.
Gdy zaspokoiłyśmy pierwszy głód, na naszych twarzach zagościł uśmiech. Koniak zmiksował nas pozytywną energią.
Siedziałyśmy w milczeniu i słodkim nieróbstwie. Dobrze nam było. Leniwie i nieśpiesznie.
Słońce intensywnie otulało nas promieniami, jakby chciało przekazać nam energię na smutne jesienne dni.
-Już zaczęłyśmy walczyć z jesienną chandrą – oznajmiła.
-Jak to?! - nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Kawa i dobre jedzenie. To na początek. Poskromimy jesienną depresję – zapewniła.
Spojrzałam na nią rozbawiona. Co też zakiełkowało w jej głowie.

Magda zdradziła, że kilka dni temu w jednym z czasopism znalazła artykuł na temat jesiennych nastrojów i przykładami na pozbycie się depresji. Temat był jak najbardziej gorący. A autorka udzieliła kilka interesujących rad jak sobie radzić ze buntowaną psychiką, która nie chce przestawić się na jesienne tory.
Moja koleżanka także była w nie najlepszej formie, dlatego też postanowiła zastosować się do cennych wskazówek.
Wyciągnęła słowo drukowane z torebki i podsunęła mi pod nos.
-Czytaj, bo warto – zachęcała. - Samo życie. Trzeba z nim brać się za bary zamiast narzekać i marudzić, że nic mi się nie chce, że nie ma po co.

Pogrążyłam się w lekturze. Kawa była. Morfeusz zawsze bierze mnie mocno w objęcia. Śpię dobrze bez wspomagaczy. Zgodnie z zaleceniami autorki wyginam śmiało ciało i sportuję się pół godziny dziennie. Niestety nie otwieram okna, gdyż jestem zmarzluch.
Skrzywiłam się na zalecenie picia zielonej herbaty, która ma odprężać i zmniejszać stres. Po prostu nie lubię. Odetchnęłam z ulgą, że zieloną można zastąpić ziołami. Herbatki ziołowe piję z przyjemnością.
Zrobiłam przerwę w lekturze, aby zaparzyć rumianek. Już za chwilę zapach łąki wypełnił mieszkanie. Wyciągnęłam z szafki gorzką czekoladę, która poprawia humor. Nie chodzi tu broń boże o obżeranie się, ale smakowanie z umiarem. Choć tak myślę, że w gorszych chwilach pół tabliczki skonsumowanej za jednym posiedzeniem, nie spowoduje przyrostu wagi, za to pozwoli dostrzec otaczającą rzeczywistość w kolorowych barwach. Czasem warto, a nawet trzeba złamać zasady. Czekolada oczywiście znalazła się na liście.

Gorącą kąpiel w aromatycznych olejkach zostawiłam sobie na wieczór. Świece i czytanie książki w wannie odrzuciłam, gdyż z lekturą wolę wylegiwać się w łóżku. Autorka zalecała zwiększoną dawkę seksu. Już widziałam jak mój małżonek się ucieszy.
A co z zagospodarowaniem wolnego czasu? Im więcej zajęć, tym mniej mamy czasu na próżne myślenie i rozmienianie się na drobne, twierdziła autorka. I ja się podpisuję pod tym dwiema rękami
Idąc za ciosem Magda wyjęła z torby bilety do teatru na dzisiejszy wieczór. Wybrała lekką sztukę, dla poprawy nastroju.
Ucieszyłam się bardzo, bo kocham teatr. A ostatnio, niestety rzadko w nim bywam . Postanowiłyśmy, że częściej będziemy odwiedzać przybytki kultury i może zapiszemy się na jakiś kurs. Rozważałyśmy różne możliwości. Z ostateczną decyzją wstrzymamy się jeszcze, gdyż chcemy dokładnie prześledzić propozycje.

Nagle zapomniałyśmy o jesiennej chandrze, jesiennej słocie i dżdżystym poranku. Miałyśmy tyle pomysłów. Na pewno nie będziemy się nudzić.
Wiedziałyśmy, że damy radę.

Depresję zamiotłyśmy pod dywan.