Lubię moje białe noce. Nie śpię. Bujam w myślach, przetwarzam obrazy w nowe ciekawsze kompozycje. Bezsenność nie jest dla mnie czasem zmarnowanym. Zamykam oczy i trwam. Jak w kalejdoskopie przesuwają się obrazy.
Jedne krótsze jak muśnięcie wiatru, inne dłuższe niczym lot trzmiela. Najbardziej lubię te trwające
ponad, które z rozmysłem rozwijam. Z chaosu jak z nitek misternie
utkanej pajęczyny składam je w całość i owijam w kolorową
bibułę.
Jeśli coś mnie zaintryguje, pielęgnuję
myśl jak egzotyczną roślinkę, aby nie pozbawić jej swoistego
blasku.
Ostatnia noc obfitowała w konkretne
przemyślenia. Powodem była moja koleżanka, która po karczemnej
awanturze z mężem ocierającej się o rozwód, pojawiła się u
mnie, aby wyżalić się na ślubnego.
Popołudniowe spotkanie przesunęło
się do późnych godzin nocnych. Ona na granicy histerii, bliska
załamania nerwowego. Wylała całą gorycz na płeć samczą.
Wciągnęła mnie w swoje problemy, wymagając ode mnie świadomie
bądź nieświadomie uczestnictwa. Ona po katharsis, zamroczona
alkoholem położyła się w pokoju gościnnym przeznaczonym właśnie
na jednodniowych lub wielodniowych rozbitków.
Udałam się do sypialni. Nawet nie
próbowałam zasnąć. Czułam jak moje myśli wwiercają się w
mózg. Słyszałam głosy, przekrzykiwania. Jeden wielki chaos.
Starałam się zapanować nad tą wielką gonitwą.
Ewka głośno pochrapywała. Ja wtulona
w poduszkę błądziłam w przestworzach. Starałam się połączyć
w jedność pozrywane nitki.
Tak rodziło się we mnie siedem
grzechów głównych kobiety.
Małżonek mojej koleżanki miał
niewątpliwie rację, gdy kategorycznie wylał z siebie cały swój
jad zbierający w nim od prawie dwudziestu lat. W końcu żółć się
przelała. Ewka była w szoku i z niedowierzaniem patrzyła na
wykrzywioną twarz Rafała. A wydawało się, że tworzą
harmonijny związek. Nie dopuścił jej do głosu. Tylko punktował.
Nie jestem twoją własnością.
Ciągle narzekasz.
Jesteś kurą domową.
Interesują cię tylko dzieci.
Nie dbasz o siebie.
Zero seksu i nieustanny ból głowy.
Wciąż mnie krytykujesz.
Tak twierdzi nie tylko Rafał, ale
także Piotr, Andrzej, Roman i Paweł. A zarzuty kierowane są nie
tylko do Ewy, ale także do Grażyny, Mirki, Renaty czy Alicji.
Co zostaje z tej pięknej miłości
rzekomo na całe życie? Nie chcę moralizować. Ale każda z nas po
trosze ma coś na sumieniu.
Kiedyś podczas ślubu, a właściwie
tuż po złożeniu przysięgi małżeńskiej usłyszałam trochę
przygłośny triumfalny szept panny młodej „teraz jesteś mój”
i natychmiastową reakcję pana młodego „nie jestem twoją
własnością”. I już na wstępie pierwszy zgrzyt.
Kobieta często wychodzi z założenia,
że ślub to pieczęć sankcjonująca stan posiadania. Zaczyna
układać swoje życie i partnera na własną modłę, co gorsza chce
go za wszelką cenę zmienić. Pisze scenariusz, w którym według
własnego uznania rozpisuje role. On na początku zakochany próbuje
się dostosować. Rezygnuje z zainteresowań, odsuwa od kolegów,
odziewa się w inne szatki, zmienia nawyki żywieniowe.
Po czasie zrzuca różowe okulary i
widzi, że on to już nie on. Próbuje jeszcze coś uszczknąć i
uratować, ale ona nie daje za wygraną. Ma do wyboru, aby robić
jako podnóżek albo trzasnąć drzwiami i walczyć wiedząc, że od
tego momentu nic już nie będzie tak samo.
Taka Ewka, Kryśka czy Wanda po jakimś
czasie tracą apetyt na życie. Przestaje im się chcieć.
Znienawidzone przez męża wałki na głowie i szlafrokowe życie.
Jedno wielkie pidżam party w niezmienianej i wyświechtanej piżamie,
w przydeptanych kapciach. Naburmuszona mina i ciągłe narzekanie na
brak porywów ze strony małżonka. A on mógłby co najwyżej porwać
piżamę i wyrzucić ją do kosza. Jeżeli wyjścia, to tylko do
łazienki i kuchni, aby przygotować sobie małą czarną i zasiąść
przed telewizorem. Propozycja spaceru spotyka się z odmową z braku
czasu, bólu głowy. Trzeba by się ubrać, umalować. Wykrzesać z
siebie trochę energii. Po co. A w domu takie słodkie lenistwo.
Porozmawiać. Ale o czym. On jest taki
nudny. A tu w tej chwili leci mój ulubiony serial. Muszę wiedzieć,
czy Marta wyjdzie z nałogu. Potem drugi serial. Małżonek tylko
przeszkadza. Odganiam się od niego jak od muchy. Syczę wymownie.
Każę mu być cicho. On rzuca przekleństwo, trzaska drzwiami i
zaszywa się w drugim pokoju.
Ból głowy to nieodzowny element braku
intymnego pożycia. To wręcz obsesja i strach małżonka, bo może
znowu ten cholerny ból głowy. Ileż razy słyszał, jak żona
aktorsko wyćwiczonym zbolałym głosem przekazuje mu znienawidzoną
informację. I to ciągłe zmęczenie, stres i opieka nad dziećmi.
Jak długo można żebrać? Na początku
taki Rafał, Krzysiek czy Wojtek inicjują seks. Nie poddają się.
Wciąż mają nadzieję...Tworzą nastrój, bo kochają i pamiętają,
że jeszcze niedawno żona miała temperament. Dziś cały
temperament przelała na zdrowe gotowanie i wyszukiwanie kolejnych
przepisów w internecie. Seksualnie spala się w kuchni przeżywając
orgazm podczas mieszania w garach.
W końcu zrezygnowani i sfrustrowani
uciekają w swój własny świat albo do innej wybranki. Żona
zadowolona, że ma święty spokój, mąż w ramionach kochanki.
I ta ciągła krytyka. Że porozrzucane
skarpetki, kolejne piwo, telefony do mamusi, brak czasu dla dzieci.
Dom na jej głowie, a on gość w domu.
Same wady, żadnych zalet. Wszystko źle, wszystko nie tak. Jemu w końcu przestaje się chcieć. Bo i tak żona nie doceni. I tak
płynie dzień za dniem. Coraz dalej. Coraz ciszej. Pustka.
I dwoje ludzi zagubionych w czterech
ścianach, których łączą tylko dzieci i wspólne konto w banku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz