Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

sobota, 28 maja 2016

Siedem grzechów kobiety

Lubię moje białe noce. Nie śpię. Bujam w myślach, przetwarzam obrazy w nowe ciekawsze kompozycje. Bezsenność nie jest dla mnie czasem zmarnowanym. Zamykam oczy i trwam. Jak w kalejdoskopie przesuwają się obrazy.


Jedne krótsze jak muśnięcie wiatru, inne dłuższe niczym lot trzmiela. Najbardziej lubię te trwające ponad, które z rozmysłem rozwijam. Z chaosu jak z nitek misternie utkanej pajęczyny składam je w całość i owijam w kolorową bibułę.
Jeśli coś mnie zaintryguje, pielęgnuję myśl jak egzotyczną roślinkę, aby nie pozbawić jej swoistego blasku.
Ostatnia noc obfitowała w konkretne przemyślenia. Powodem była moja koleżanka, która po karczemnej awanturze z mężem ocierającej się o rozwód, pojawiła się u mnie, aby wyżalić się na ślubnego.
Popołudniowe spotkanie przesunęło się do późnych godzin nocnych. Ona na granicy histerii, bliska załamania nerwowego. Wylała całą gorycz na płeć samczą. Wciągnęła mnie w swoje problemy, wymagając ode mnie świadomie bądź nieświadomie uczestnictwa. Ona po katharsis, zamroczona alkoholem położyła się w pokoju gościnnym przeznaczonym właśnie na jednodniowych lub wielodniowych rozbitków.
Udałam się do sypialni. Nawet nie próbowałam zasnąć. Czułam jak moje myśli wwiercają się w mózg. Słyszałam głosy, przekrzykiwania. Jeden wielki chaos. Starałam się zapanować nad tą wielką gonitwą.
Ewka głośno pochrapywała. Ja wtulona w poduszkę błądziłam w przestworzach. Starałam się połączyć w jedność pozrywane nitki.

Tak rodziło się we mnie siedem grzechów głównych kobiety.

Małżonek mojej koleżanki miał niewątpliwie rację, gdy kategorycznie wylał z siebie cały swój jad zbierający w nim od prawie dwudziestu lat. W końcu żółć się przelała. Ewka była w szoku i z niedowierzaniem patrzyła na wykrzywioną twarz Rafała. A wydawało się, że tworzą harmonijny związek. Nie dopuścił jej do głosu. Tylko punktował.
Nie jestem twoją własnością.
Ciągle narzekasz.
Jesteś kurą domową.
Interesują cię tylko dzieci.
Nie dbasz o siebie.
Zero seksu i nieustanny ból głowy.
Wciąż mnie krytykujesz.

Tak twierdzi nie tylko Rafał, ale także Piotr, Andrzej, Roman i Paweł. A zarzuty kierowane są nie tylko do Ewy, ale także do Grażyny, Mirki, Renaty czy Alicji.
Co zostaje z tej pięknej miłości rzekomo na całe życie? Nie chcę moralizować. Ale każda z nas po trosze ma coś na sumieniu.
Kiedyś podczas ślubu, a właściwie tuż po złożeniu przysięgi małżeńskiej usłyszałam trochę przygłośny triumfalny szept panny młodej „teraz jesteś mój” i natychmiastową reakcję pana młodego „nie jestem twoją własnością”. I już na wstępie pierwszy zgrzyt.
Kobieta często wychodzi z założenia, że ślub to pieczęć sankcjonująca stan posiadania. Zaczyna układać swoje życie i partnera na własną modłę, co gorsza chce go za wszelką cenę zmienić. Pisze scenariusz, w którym według własnego uznania rozpisuje role. On na początku zakochany próbuje się dostosować. Rezygnuje z zainteresowań, odsuwa od kolegów, odziewa się w inne szatki, zmienia nawyki żywieniowe.
Po czasie zrzuca różowe okulary i widzi, że on to już nie on. Próbuje jeszcze coś uszczknąć i uratować, ale ona nie daje za wygraną. Ma do wyboru, aby robić jako podnóżek albo trzasnąć drzwiami i walczyć wiedząc, że od tego momentu nic już nie będzie tak samo.

Taka Ewka, Kryśka czy Wanda po jakimś czasie tracą apetyt na życie. Przestaje im się chcieć. Znienawidzone przez męża wałki na głowie i szlafrokowe życie. Jedno wielkie pidżam party w niezmienianej i wyświechtanej piżamie, w przydeptanych kapciach. Naburmuszona mina i ciągłe narzekanie na brak porywów ze strony małżonka. A on mógłby co najwyżej porwać piżamę i wyrzucić ją do kosza. Jeżeli wyjścia, to tylko do łazienki i kuchni, aby przygotować sobie małą czarną i zasiąść przed telewizorem. Propozycja spaceru spotyka się z odmową z braku czasu, bólu głowy. Trzeba by się ubrać, umalować. Wykrzesać z siebie trochę energii. Po co. A w domu takie słodkie lenistwo.

Porozmawiać. Ale o czym. On jest taki nudny. A tu w tej chwili leci mój ulubiony serial. Muszę wiedzieć, czy Marta wyjdzie z nałogu. Potem drugi serial. Małżonek tylko przeszkadza. Odganiam się od niego jak od muchy. Syczę wymownie. Każę mu być cicho. On rzuca przekleństwo, trzaska drzwiami i zaszywa się w drugim pokoju.

Ból głowy to nieodzowny element braku intymnego pożycia. To wręcz obsesja i strach małżonka, bo może znowu ten cholerny ból głowy. Ileż razy słyszał, jak żona aktorsko wyćwiczonym zbolałym głosem przekazuje mu znienawidzoną informację. I to ciągłe zmęczenie, stres i opieka nad dziećmi.
Jak długo można żebrać? Na początku taki Rafał, Krzysiek czy Wojtek inicjują seks. Nie poddają się. Wciąż mają nadzieję...Tworzą nastrój, bo kochają i pamiętają, że jeszcze niedawno żona miała temperament. Dziś cały temperament przelała na zdrowe gotowanie i wyszukiwanie kolejnych przepisów w internecie. Seksualnie spala się w kuchni przeżywając orgazm podczas mieszania w garach.
W końcu zrezygnowani i sfrustrowani uciekają w swój własny świat albo do innej wybranki. Żona zadowolona, że ma święty spokój, mąż w ramionach kochanki.

I ta ciągła krytyka. Że porozrzucane skarpetki, kolejne piwo, telefony do mamusi, brak czasu dla dzieci.
Dom na jej głowie, a on gość w domu. Same wady, żadnych zalet. Wszystko źle, wszystko nie tak. Jemu w końcu przestaje się chcieć. Bo i tak żona nie doceni. I tak płynie dzień za dniem. Coraz dalej. Coraz ciszej. Pustka.

I dwoje ludzi zagubionych w czterech ścianach, których łączą tylko dzieci i wspólne konto w banku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz