Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

niedziela, 20 września 2015

Uczuciowy haj

-Czy można się uzależnić od stanu zakochania? - zapytała mnie kilka dni temu Krystyna. Pytanie było tak nieoczekiwane, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie zdążyłam zebrać myśli, gdy usłyszałam odpowiedź.


-Ja tak właśnie mam.

Zaskoczyła mnie tym swoistym wyznaniem. Krysię znam wieki całe. Wiem, że jest wyjątkowo kochliwa. Ale nigdy nie pomyślałabym, że jest to uzależnienie.
Definicji takiej podlegają raczej używki typu papierosy, narkotyki czy nadmierne pijaństwo, ale żeby na jednej linii z nimi stawiać uczucia.

-Lubię być na takim uczuciowym haju – uściśliła. -Czuć te przysłowiowe motyle w brzuchu. Widzieć świat w różowych okularach – wymieniała. - Być jak w transie. Kocham stan zakochania.
Patrzyłam na rozemocjonowaną koleżankę, na jej wypełnione blaskiem oczy i radość, którą chciała przekazać całemu światu.
Nie miałam wątpliwości, Kryśka kolejny raz była zakochana. Euforyczny stan tego dowodził. Rozum poszedł w odstawkę i aktualnie był na etapie uśpienia. Ona kierowała się tylko uczuciami.
-Niebezpieczny stan – pomyślałam. -Najlepiej nie podejmować wtedy żadnych decyzji. Poczekać aż minie pierwsze otępienie. Oby tylko zamiast uwolnienia, nie przyszedł kolejny paraliż.
Stan zakochania Krystyny udzielił się również mnie. Bo przecież nic tak człowiekowi nie dodaje skrzydeł jak kolejna szczęśliwa miłość.

Nie byłabym kobietą, gdybym nie zażądała szczegółów.

Wyciągnęłam z barku whisky na rozwiązanie języka i czekałam aż Krysia uwolni emocje.
Nie zadawałam żadnych pytań i czekałam na potok słów. Stan egzaltacji mojej koleżanki był w fazie szczytowania. Lada moment miało nadejść wyciszenie. Ale do tego potrzebowała mojej osoby.
-Jest cudowny, wspaniały, inteligentny, mądry – wyrzucała z szybkością karabinu maszynowego. Tego akurat nie musiała mi mówić. Bo nie raz to przerabiałam. Każdy mój facet w fazie zakochania taki właśnie był. Podejrzewam, że jej poprzedni także.
Spragniona byłam konkretów. Czerwone serduszka wirowały w powietrzu, podczas gdy Krystyna opróżniała szklanicę Ballantinesa. Gdyby to nie był alkohol, pomyślałabym, że jest bardzo spragniona.
Twarz oblała się rumieńcem jak u wiejskiej baby po intensywnych wykopkach. I nic. Cisza. Polałam po całym i postanowiłam dać jej ostatnią szansę. Jak nie, to schowam alkohol. Nie będę marnować ekskluzywnego trunku. To miała być spowiedź, a nie pijaństwo.

W końcu opamiętała się. Zerknęła na mnie i przystąpiła do meritum. Wzięła potężny łyk alkoholu i wydała głośne beknięcie. Spojrzałam na nią z dezaprobatą. Wszak damie i to na dodatek zakochanej nie przystaje takie zakochanie.
-Przepraszam – wydukała zmieszana, ale jestem zakochana.
Nie chciało mi się wyjaśniać, że odpowiednie zachowanie obowiązuje w każdym stanie emocjonalnym. Za dużo słów, a ja przecież czekałam na spowiedź życia.

Okazało się, że swoją kolejną miłość poznała w galerii handlowej, gdy w pobliskiej kawiarence piła małą czarną zagryzając tortem bezowym suto polnym czekoladą. Krystyna na gwałt potrzebowała endorfin, tydzień wcześniej rozstała się z narzeczonym i nie za bardzo radziła sobie z samotnością. Na dodatek po raz pierwszy rzucił ją mężczyzna. Do tej pory to ona decydowała, kiedy zamknąć drzwi, prosząc go jednocześnie o zwrot kluczy. Aż tu nagle taki afront. To właśnie nie rozstanie, ale porzucenie potraktowała jak policzek. Rana paliła złowieszczym ogniem, a ona walczyła z negatywnymi emocjami.
Darek pojawił się w momencie, gdy olbrzymi kawał tortu zagościł w jej ustach. Na pytanie nieznajomego, czy może się przysiąść kiwnęła tylko głową. Gdyby chciała uruchomić aparat gębowy, kawałki mazi wylądowałyby na nieskazitelnie białej koszuli.
Krystyna natychmiast poczuła wibracje w brzuchu i znajomy trzepot skrzydełek motyli, gdy ten przemówił do niej zmysłowym głosem. Spojrzała w błękit jego oczu i była ugotowana. Osiągnęła temperaturę wrzenia. Czuła jak uczucie przyjemnie rozlewa się po całym ciele.
-Od razu złapaliśmy kontakt – szczebiotała domagając się alkoholu.
Uzupełniła płyny i zajęła się opowieścią.
Trzytygodniowa znajomość przywróciła jej wiarę w życie. Chce jej się, jak się wyraziła chcieć. Może to nie jest poprawnie, ale przyjmuję to na karb otępienia umysłowego wywołanego właśnie stanem zakochania.
-Postanowiłam, że teraz będę to uczucie pielęgnować – zapowiedziała. -Czuję, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
-A jak się odkochasz? - zasiałam wątpliwość.
-Nie ma takiej opcji – deklarowała. -Mój wymarzony i wyśniony – przytoczyła słowa starej piosenki.

Ileż to razy słyszałam takie zapewnienia z jej ust. Zawsze padały w tej pierwszej fazie miłosnej ekstazy, zauroczenia i zakochania. Potem stan zakochania przechodził w fazę dojrzałą, której Krystyna nie znosiła. Tak jak nie znosiła prozy życia. Uwielbiała utrzymywać się na wzburzonym morzu nie wiedząc, która fala sprawi jej większą frajdę.
Wybrańcy Krysi nie wytrzymywali tego napięcia, bo ileż czasu może trwać napięcie przedmiesiączkowe. Gdy widziała, że nie jest w stanie wykrzesać z nich żaru i namiętności bez skrupułów decydowała się na rozstanie. W samotności nie tkwiła długo, bardzo szybko zastępowała ją nowym uczuciem.

I historia zataczała krąg.

Znów nagły poryw serca
motyle w brzuchu
otępienie umysłowe

i życie na haju.

niedziela, 6 września 2015

A mnie jest szkoda lata

Pierwsze spotkanie po wakacjach zorganizowałyśmy u Krysi na działce. Jeszcze przed sezonem padały obietnice, że może uda się w wakacje. Ale jak to bywa plany planami, a życie sobie. Porozjeżdżało się towarzystwo po kraju i po świecie. Trochę same, trochę z mężem, trochę z wnukami, bo przecież trzeba odciążyć zapracowane dzieci.


Bardzo byłam ciekawa jak zaprezentują się moje koleżanki. Nie miałam z nimi kontaktu od ponad dwóch miesięcy. Tak się złożyło, że letni okres poświęciłam na podróże. Cudowny czas, który kiedyś się kończy.
Dziewczyny zawsze lubiły zaskakiwać. Miały fantazję i dziewczęcą naturę. To jak połączenie wody z ogniem stanowiące niejednokrotnie  mieszankę wybuchową. Ale właśnie za to je lubiłam. Każda z nas była tak różna, że razem tworzyłyśmy niezwykłe jezioro osobliwości zmieniające barwę w pożółkłych promieniach słońca.
To już tyle lat trzymamy się razem. Na dobre i na złe. Czas leci nie ubłaganie, a my lgniemy do siebie jak pszczoły do miodu.

Wybrednie szykowałam się do tego wyjazdu. Chciałam wyglądać atrakcyjnie, choć to tylko babskie spotkanie. Lubiłyśmy być zapięte na przysłowiowy ostatni guzik i czymś fajnym zaskoczyć. Po wielu przymiarkach i głupich minach przed lustrem zdecydowałam się na zwiewną sukienkę w kolorze liliowym w delikatne kropki ładnie harmonizującą z moją śródziemnomorską opalenizną. Do tego lekkie sandałki, na ramię mały plecaczek i kilka łaszków wrzuconych do torby potrzebnych na weekendowy wypad. Jeszcze tylko pociągnięcie rzęs, opalizujący róż na policzki i pomadka w podobnym kolorze. Ostatni look. Byłam zadowolona. Bo nic tak nie cieszy jak własny komplement na swój temat.

Do kaszubskiego raju dotarłam o poranku. Zatrzymałam samochód w pobliżu jeziora i na bosaka powędrowałam na brzeg. Żaby kumkały w tataraku, Rosa przyjemnie chłodziła stopy. Spokój, cisza, zieleń spalona słońcem. Stanęłam na mostku, zanurzyłam rękę w chłodnej wodzie, aby przywitać się z naturą. Słońce wykonywało pierwszego nura. Topiło się bezwstydnie w błękicie i oświetlało okolicę
Urzeczona spokojem z przyjemnością oddałam się kontemplacji.
Od najmłodszych lat jestem zakochana w kaszubskich jeziorach i za każdym razem odkrywam je na nowo. Wyciszona i przepojona pozytywną energią podjechałam pod dom Krystyny.
Otworzyła mi zaspana, przecierając półprzymknięte oczęta.
-Cudownie, że jesteś – rzuciła na przywitanie. -Rządź się. Muszę jeszcze pospać – ziewnęła szeroko i udała się do sypialni.

Zostawiłam torbę w pokoju. Wzięłam prysznic i powędrowałam na dół, gdyż mój organizm domagał się wspomagania energetycznego w postaci małej czarnej. Kawę wypiłam w ogrodzie pięknie zadbanym i ukwieconym, skąd roztaczał się bajeczny widok na jezioro.

Zapomniałam o bożym świecie. Ciszę przerwał pisk hamulców. Kolejno docierały dziewczyny.
Patrzyłam zdumiona na Igę, która po latach rozstała się z długimi włosami. Drobną twarz zdobiła krótka fryzurka z roztrzepaną grzywką. Cmoknęłam z zachwytem. Za nią podążała Dorota na niebotycznie wysokich obcasach. Nie mogło być inaczej, cienkie szpile towarzyszyły jej od zawsze. Poruszała się w nich z wdziękiem baletnicy.
Patrycja jaśniała pełnym blaskiem. Oczy lśniły jak zefirki. Jeden rzut oka wystarczył, aby stwierdzić, że wakacje dodały jej męskich skrzydeł. Urszula nie Urszula zastanawiałam się przez chwilę patrząc na ostatnią. Zmylił mnie kolor włosów ognisty rudy, który zastąpił złocisty blond. Wyglądała super z tymi kocimi oczami.

Achów i ochów nie było końca. Po radosnym przywitaniu i wzajemnych komplementach, usiadłyśmy w altance. Szczebiotałyśmy jak nastolatki. Za chwilę dołączyła do nas Krystyna. Elegancka jak zawsze, w błękitnych szortach, lekkiej tunice i z bosymi stopami. Oczy skryła za ciemnymi szkłami. Po porannym wymiętoleniu nie było śladu.
Przed śniadaniem dla zaostrzenia apetytu zafundowałyśmy sobie kąpiel. Głodne wcinałyśmy przysmaki przygotowane przez gospodynię i jej męża, który na weekend opuścił domostwo, aby nie męczyć nas i siebie. Babskie spotkania jak wiadomo znosi tylko płeć piękna.
Słońce dopieszczało nas promieniami nie pozwalając zapomnieć o lecie.
Wszystkie z ciekawością zerkałyśmy na Patrycję. Wiedziałyśmy, że za czarownym wyglądem kryje się jakiś mężczyzna. Intuicja nas nie zawiodła. Wprost umierałyśmy niecierpliwiąc się, kiedy w końcu zacznie mówić.
Ale ona nie spieszyła się. Kusiła nas swoją tajemnicą i powoli odsłaniała tajemniczy rąbek.
-Bądź człowiekiem – nie wytrzymała Iga – bo pożre nas ciekawość i tajemnicę zabierzesz do grobu. 
-Zdradź z końcu imię tego ktosia – prosiła. A my przytakiwałyśmy tylko głowami i świdrowałyśmy ją wzrokiem.
-Ma na imię Rafał i jest ode mnie o 15 lat młodszy – wyrzuciła z siebie, a na jej twarzy zagościł słodki uśmiech.
Zaparło nam dech w piersiach. Imię jak imię, poraził nas wiek.
-15 lat – westchnęłam w myślach i spojrzałam na pozostałe. Każda z nas zamyśliła się na moment. Trawiła tę nowinę, jak żylasty kotlet, który nie wiadomo jak ugryźć.
Niby nowoczesne, nic nas nie dziwi. Staramy się iść pod prąd, a tu taka rzecz dała nam potężnego kuksańca w bok.
-No i co, zatkało? - rzuciła kąśliwie zakochana koleżanka.
-A żebyś wiedziała, że zatkało – odparowała Dorota. - I to bardzo. Ale doceniamy i powoli dochodzimy do siebie.
Spojrzałyśmy jedna na drugą i ... roześmiałyśmy się.
-Przepraszamy. Jest nam po prostu wstyd – kajała się w naszym imieniu Ulka. Zachowałyśmy się jak ciotki przyzwoitki. Gorliwie przytakiwałyśmy głowami.

Iga opowiedziała nam, że Rafała poznała na wycieczce w Hiszpanii. Znajomość zawarli jeszcze w samolocie. Całe dwa tygodnie byli nierozłączni. Nie przeszkadzała im różnica wieku. Rafał jest dojrzały i odpowiedzialny. Jesteśmy zakochani i to najważniejsze.
-Dzieli nas odległość, ale w dzisiejszych czasach nie jest to problem. A co będzie dalej, czas pokaże? - mówiła jak dojrzała kobieta.
-A jeżeli chodzi o wasze zachowanie – kontynuowała – to wybaczam. Powiem szczerze, że gdyby ktoś wcześniej powiedział mi, że zakocham się w dużo młodszym mężczyźnie, to popukałabym się w czoło. Dlatego też nie dziwi mnie wasza reakcja – uśmiechnęła się.
-No cóż – pomyślałam sobie – pomimo naszej emancypacji, jakoś trudno oswoić się z taką wiadomością. Młodsza kobieta tak, ale mężczyzna, to jakoś dziwnie.
Cieszyłyśmy się szczęściem naszej koleżanki z nadzieją, że wiek nie będzie przeszkodą w budowaniu związku.
Gdy strawiłyśmy wakacyjną bombę, zajęłyśmy się bardziej przyziemnymi tematami.
Cały czas lato było w nas, całe byłyśmy latem.

Bo trudno jest się rozstać...