-Czy można się uzależnić od stanu zakochania? - zapytała mnie kilka dni temu Krystyna. Pytanie było tak nieoczekiwane, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Nie zdążyłam zebrać myśli, gdy usłyszałam odpowiedź.
-Ja tak właśnie mam.
Zaskoczyła mnie tym swoistym
wyznaniem. Krysię znam wieki całe. Wiem, że jest wyjątkowo
kochliwa. Ale nigdy nie pomyślałabym, że jest to uzależnienie.
Definicji takiej podlegają raczej
używki typu papierosy, narkotyki czy nadmierne pijaństwo, ale żeby
na jednej linii z nimi stawiać uczucia.
-Lubię być na takim uczuciowym haju –
uściśliła. -Czuć te przysłowiowe motyle w brzuchu. Widzieć
świat w różowych okularach – wymieniała. - Być jak w transie.
Kocham stan zakochania.
Patrzyłam na rozemocjonowaną
koleżankę, na jej wypełnione blaskiem oczy i radość, którą
chciała przekazać całemu światu.
Nie miałam wątpliwości, Kryśka
kolejny raz była zakochana. Euforyczny stan tego dowodził. Rozum
poszedł w odstawkę i aktualnie był na etapie uśpienia. Ona
kierowała się tylko uczuciami.
-Niebezpieczny stan – pomyślałam.
-Najlepiej nie podejmować wtedy żadnych decyzji. Poczekać aż
minie pierwsze otępienie. Oby tylko zamiast uwolnienia, nie
przyszedł kolejny paraliż.
Stan zakochania Krystyny udzielił się
również mnie. Bo przecież nic tak człowiekowi nie dodaje skrzydeł
jak kolejna szczęśliwa miłość.
Nie byłabym kobietą, gdybym nie
zażądała szczegółów.
Wyciągnęłam z barku whisky na
rozwiązanie języka i czekałam aż Krysia uwolni emocje.
Nie zadawałam żadnych pytań i
czekałam na potok słów. Stan egzaltacji mojej koleżanki był w
fazie szczytowania. Lada moment miało nadejść wyciszenie. Ale do
tego potrzebowała mojej osoby.
-Jest cudowny, wspaniały,
inteligentny, mądry – wyrzucała z szybkością karabinu
maszynowego. Tego akurat nie musiała mi mówić. Bo nie raz to
przerabiałam. Każdy mój facet w fazie zakochania taki właśnie
był. Podejrzewam, że jej poprzedni także.
Spragniona byłam konkretów. Czerwone
serduszka wirowały w powietrzu, podczas gdy Krystyna opróżniała
szklanicę Ballantinesa. Gdyby to nie był alkohol, pomyślałabym,
że jest bardzo spragniona.
Twarz oblała się rumieńcem jak u
wiejskiej baby po intensywnych wykopkach. I nic. Cisza. Polałam po
całym i postanowiłam dać jej ostatnią szansę. Jak nie, to
schowam alkohol. Nie będę marnować ekskluzywnego trunku. To miała
być spowiedź, a nie pijaństwo.
W końcu opamiętała się. Zerknęła na mnie i przystąpiła do meritum. Wzięła potężny łyk
alkoholu i wydała głośne beknięcie. Spojrzałam na nią z
dezaprobatą. Wszak damie i to na dodatek zakochanej nie przystaje
takie zakochanie.
-Przepraszam – wydukała zmieszana,
ale jestem zakochana.
Nie chciało mi się wyjaśniać, że
odpowiednie zachowanie obowiązuje w każdym stanie emocjonalnym. Za
dużo słów, a ja przecież czekałam na spowiedź życia.
Okazało się, że swoją kolejną
miłość poznała w galerii handlowej, gdy w pobliskiej kawiarence
piła małą czarną zagryzając tortem bezowym suto polnym
czekoladą. Krystyna na gwałt potrzebowała endorfin, tydzień
wcześniej rozstała się z narzeczonym i nie za bardzo radziła
sobie z samotnością. Na dodatek po raz pierwszy rzucił ją
mężczyzna. Do tej pory to ona decydowała, kiedy zamknąć drzwi,
prosząc go jednocześnie o zwrot kluczy. Aż tu nagle taki afront.
To właśnie nie rozstanie, ale porzucenie potraktowała jak
policzek. Rana paliła złowieszczym ogniem, a ona walczyła z
negatywnymi emocjami.
Darek pojawił się w momencie, gdy
olbrzymi kawał tortu zagościł w jej ustach. Na pytanie
nieznajomego, czy może się przysiąść kiwnęła tylko głową.
Gdyby chciała uruchomić aparat gębowy, kawałki mazi wylądowałyby
na nieskazitelnie białej koszuli.
Krystyna natychmiast poczuła wibracje
w brzuchu i znajomy trzepot skrzydełek motyli, gdy ten przemówił
do niej zmysłowym głosem. Spojrzała w błękit jego oczu i była
ugotowana. Osiągnęła temperaturę wrzenia. Czuła jak uczucie
przyjemnie rozlewa się po całym ciele.
-Od razu złapaliśmy kontakt –
szczebiotała domagając się alkoholu.
Uzupełniła płyny i zajęła się
opowieścią.
Trzytygodniowa znajomość przywróciła
jej wiarę w życie. Chce jej się, jak się wyraziła chcieć. Może
to nie jest poprawnie, ale przyjmuję to na karb otępienia
umysłowego wywołanego właśnie stanem zakochania.
-Postanowiłam, że teraz będę to
uczucie pielęgnować – zapowiedziała. -Czuję, że jesteśmy dla
siebie stworzeni.
-A jak się odkochasz? - zasiałam
wątpliwość.
-Nie ma takiej opcji – deklarowała.
-Mój wymarzony i wyśniony – przytoczyła słowa starej piosenki.
Ileż to razy słyszałam takie
zapewnienia z jej ust. Zawsze padały w tej pierwszej fazie miłosnej
ekstazy, zauroczenia i zakochania. Potem stan zakochania przechodził
w fazę dojrzałą, której Krystyna nie znosiła. Tak jak nie
znosiła prozy życia. Uwielbiała utrzymywać się na wzburzonym
morzu nie wiedząc, która fala sprawi jej większą frajdę.
Wybrańcy Krysi nie wytrzymywali tego
napięcia, bo ileż czasu może trwać napięcie przedmiesiączkowe.
Gdy widziała, że nie jest w stanie wykrzesać z nich żaru i
namiętności bez skrupułów decydowała się na rozstanie. W
samotności nie tkwiła długo, bardzo szybko zastępowała ją nowym
uczuciem.
I historia zataczała krąg.
Znów nagły poryw serca
motyle w brzuchu
otępienie umysłowe
i życie na haju.