Gdy Karolina zaproponowała mi wypad w góry, najchętniej odmówiłabym. Po prostu nie przepadam. Nie kręci mnie wspinaczka i kolejne zdobywanie szczytów. Karola zażarta miłośniczka górskich wędrówek patrzyła na mnie psim wzrokiem. Biłam się z myślami. Ona na przełęczy, a ja co? No trudno, przyjaźń niekiedy wymaga poświęceń. Może nie będzie tak źle.
Zawisła na mojej szyi. Obcałowała siarczyście policzki. Nie mogłam się od niej
uwolnić.
-Jesteś kochana -piszczała uradowana.
-Wiem, wiem – mruknęłam i
skonkretyzowałam pytanie. -Kiedy ruszamy?
-Pojutrze odbieram samochód od
mechanika. Kupię kilka niezbędnych rzeczy i możemy jechać-mówiła
podekscytowana.
Wczesnym rankiem w piątek pakowałyśmy
samochód. Mój bagaż był skromny. Jedna torba z ciuchami, trochę
książek. Wystarczy na dziesięciodniowy pobyt. Za to Karola
zaszalała. Na pierwszym miejscu sprzęt spinaczkowy, dwie pary
solidnych butów do wędrówek po górach i całe mnóstwo
akcesoriów, które stanowiły dla mnie czarną magię. Z wysiłkiem
upychała pakunki w samochodzie.
Muszę przyznać, że logistycznie była
bardzo dobrze przygotowywana.
Ponad dziesięciogodzinna podróż z
dwiema krótkimi przerwami na posiłek dała nam się w kość. Do
Szczyrku dotarłyśmy przed zmrokiem. Zatrzymała się tuż pod
lasem, gdzie miałyśmy nocleg w uroczej góralskiej chacie.
Gospodyni, u której Karola wynajmowała pokój od lat, witała nas
serdecznie. Szybko zatargałyśmy bagaże na piętro. Prysznic dla
pobudzenia krążenia i odzyskania sił.A już pani Wanda
zapraszała nas na kolację z odrobiną wódeczki, którą częstował
pan Zygmunt, jej mąż.
Przy kolacji zamykały nam się oczy.
Zmęczenie dawało się we znaki. A tam u góry czekało masywne
góralskie łoże z miękką poduszką, w którą jak najszybciej
chciałam się wtulić.
-Ja jutro rano idę w góry – zaczęła
przygotowywać sprzęt. -A ty rób co chcesz. Okolica piękna.
Nie musiała mi tego mówić, gdyż w
Szczyrku byłam przed kilku laty. Zachwyciłam się widokami.
Pozwiedzałam okoliczne miejscowości. Teraz zamierzałam tam wrócić.
Taka retrospekcja po czasie.
-Pani Wandeczka to wspaniała kobieta.
Matkuje mi od pierwszego dnia, kiedy się tu pojawiłam. Jej mąż to
cudowny gawędziarz, który zna mnóstwo miejscowych legend,
opowiada je z taką pasją, że dech zapiera i czas się zatrzymuje –
starała się przekazać jak najwięcej informacji.
-O mnie się nie martw. Dam sobie radę
– uspokajałam
. -A ty podczas tych swoich wędrówek
może w końcu kogoś poznasz. Czas skończyć z samotnością.
-Daj spokój. Nie w głowie mi
miłostki. Dobrze się czuję w swojej przestrzeni sama ze sobą-
radosny nastrój prysł.
-Nie zamieniaj swego serca w twardy
głaz – zanuciłam słowa znanej piosenki.
Karolina przed laty przeżyła swoją
wielką miłość. Rafał nosił ją na rękach i świata poza nią
nie widział. Wszyscy zazdrościli Karoli takiego faceta. Zaradny,
inteligentny, przystojny – wszystko to co najlepsze w jednej
osobie. To raczej się nie zdarza. Zgodnie twierdziłyśmy,
że wygrała los na loterii.
Były zaręczyny, okazały pierścionek
zdobił smukłą dłoń narzeczonej. W planach ślub kilka razy
przekładany z przyczyn tzw. obiektywnych.
Niespodziewanie Rafałowi trafił się
lukratywny kontrakt w Anglii z jednym małym ale odnośnie czasu. Dwa
i pół roku poza domem. Od razu chciał zrezygnować. Ze łzami w
oczach tłumaczył, że nie wytrzyma tak długiej rozłąki. To
Karolina podtrzymywała go na duchu i nakłaniała do wyjazdu.
-Zarobisz – mówiła. -Po powrocie
kupimy mieszkanie. Czas szybko zleci. Wyprawimy wesele.
Rafał w końcu przystał na
propozycję.
Po jego wyjeździe w życiu Karoli
zapanowała pustka. Czuła się tak, jakby nagle zabrakło jej tlenu.
Potem były codzienne rozmowy na skypie. Słowa miłości i tęsknoty.
Pragnienie jak najszybszego powrotu.
Czekała na niego z utęsknieniem.
Po półtora roku Rafał już nie był tak wylewny. Suche i miałkie rozmowy tłumaczył zmęczeniem. Mniej
było w nich żaru i namiętności. Czasem nie odzywał się przez
kilka dni usprawiedliwiając nagłymi wyjazdami i pracą do późnych
godzin.
To spadło na nią jak grom z jasnego
nieba. Gdy Karola odliczała tygodnie do jego przyjazdu, pewnego
dnia poinformował ją, że nie wraca. Poznał tam kogoś i się
zakochał. Tak po prostu wyleczył się z uczucia.
Karola rozstanie z Rafałem przypłaciła
depresją. Odcięła się od świata. Długo dochodziła do siebie.
Odkryła góry. Wędrówki po nich
pomogły jej powrócić do życia. Zapowiedziała jednak, że w jej
przestrzeni nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny i że nigdy się
nie zakocha.
Mijały lata, a ona nadal była
singielką.
Dni mijały niespiesznie. Odwiedzałam
pobliskie miasteczka. Wędrowałam utartymi szlakami na nowo
odkrywając piękno Beskidów. Urzekały mnie górskie krajobrazy,
wodospady i kryształowo czyste strumyki barwnie przecinające kręte doliny.
Pani Wanda kusiła pysznym ciastem
i kwaśnicą.
Pan Zygmunt stawiał prymuchę i
czarował opowieściami. Sypał nimi jak z rękawa. Przenosiłam się
w świat zbójnickich legend i miejsc, gdzie rzekomo ukryli swoje
dukaty. Słuchałam o księżnej, która posiadała oswojonego
niedźwiedzia. Piękne historie o ludziach, zwierzętach i
przedmiotach, które wciąż żyją i ubarwiają koloryt tajemniczego
masywu.
Tymczasem Karola każdego ranka
niestrudzenie maszerowała w góry. Wracała wieczorem umordowana,
ale szczęśliwa.
Pewnego dnia, gdy wracałam utrudzona z
kolejnej krajobrazowej wędrówki zauważyłam Karolinę w
towarzystwie młodego mężczyzny. Strój wskazywał, że także był
miłośnikiem górskich eskapad. Żywo rozprawiali o czymś, po czym
skierowali się do pobliskiej knajpki. W pierwszym momencie chciałam
do nich podejść. Dałam sobie na wstrzymanie widząc jak dobrze się
ze sobą bawią.
Usiadłam za przepierzeniem tej samej
kawiarenki. Ukryta miałam doskonały widok. Nieznajomy świdrował
oczami moją koleżankę. Widać było, że mu się podoba.
Delikatnie poprawił jasny kosmyk jej włosów niesfornie
opadający na oczy. Niby przypadkiem dotykał dłoni. Przysuwał
głowę do twarzy. Karolina przyjmowała jego gesty z uśmiechem.
Coś sobie opowiadali, co rusz wybuchali gromkim śmiechem. Widać
było, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Zapłaciłam za
kawę i niezauważona czmychnęłam do domu.
O spotkaniu nie wspomniałam.
Zauważyłam, że Karola się z mienia.
W oczach pojawił się dawny błysk, coś tam sobie nuciła pod
nosem. Rozpierała ją energia.
Miałam nadzieję, że w końcu po
latach opuści swój kokon i da się porwać uczuciu. Póki co
bacznie ją obserwowałam.
-Chciałabyś może coś mi powiedzieć?
- zagadnęłam pewnego wieczora.
-Nie. A dlaczego pytasz? -odpowiedziała
beztrosko.
-Zmieniłaś się...
-Wydaje ci się – bąknęła.
-A jak tam góry?- weszłam na
bezpieczny temat.
-Każdego dnia piękniejsze –
uśmiechnęła się tajemniczo.
Położyła się spać strudzona
wielogodzinną marszrutą. Za chwilę w objęcia porwał ją
Morfeusz. Ja jeszcze przeczytałam kilka kartek, ale sen w końcu i
mnie dopadł.
Jeszcze kilkakrotnie Karolina mignęła
mi wraz ze swoim towarzyszem. Trzymali się za ręce, on czule ją
obejmował.
Zastanawiałam się, jak długo skrywać
będzie swoją tajemnicę. Czekałam cierpliwie z nadzieję, że
przedstawi mi tajemniczego blondyna.
Czas przyśpieszył, jakby gonił za
czymś nieosiągalnym. Nie lubię tych ostatnich chwil, które za nic
nie dadzą się utrzymać na postronku.
Gdy już traciłam nadzieję, dwa dni
przed naszym wyjazdem Karolina zapowiedziała, że zaprasza mnie do
miłego zakątka i z rumieńcem na twarzy dodała, że chce mi kogoś
przedstawić.
Podziękowałam. Nie zadałam żadnego
pytania. Byłam podekscytowana spotkaniem z ktosiem, który – jak
wszystko wskazywało – skradł serce mojej koleżanki.
Wieczorem, gdy dotarłam na miejsce,
siedzieli już przy stoliku. Zatrzymałam się przy wejściu z
przyjemnością patrząc, jak tuli ją do siebie i szepce coś do ucha. Karolina wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. Znałam ten stan
dobrze. Zrozumiałam w jednej chwili. Moja koleżanka była
zakochana. Trwaj chwilo.
Podeszłam do stolika. Paweł, tak miał
na imię przemiły blondyn, poderwał się z miejsca, aby się ze mną
przywitać.
Spędziłam w ich towarzystwie miły
wieczór. Byli pod swoim urokiem. Uczucie biło od nich z taką
intensywnością jak promienie słońca odbijające się w lazurze
wody. Paweł spijał słowa z jej ust jak najlepszy nektar. Ona
wodziła za nim czarownymi oczami.
Wieczorem rozpłakała się.
-Czy coś się stało?- zapytałam
przerażona.
-Nie. Jestem zakochana i boję się, że
mogę go stracić – szukała we mnie wparcia.
Przytuliłam Karolę i pozwoliłam, aby
jej łzy oczyściły duszę.
-Teraz na pewno będzie dobrze –
zapewniałam. -Widać, że Paweł poza tobą świata nie widzi.
Tylko pozwól się kochać.