Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

niedziela, 26 października 2014

Królowa zakupów

Ewę spotkałam w sobotnie popołudnie w jednym z centrów handlowych. Buszowała wśród wieszaków i regałów. Była w swoim żywiole. Do pokaźnej sterty ciuchów leżących na ladzie, donosiła nowe. Z wypiekami na twarzy, uwijała się jak w ukropie. Bluzki, sweterki, spodnie, sukienki, szaliczki, zajmowały cały blat. W hipnotycznym transie wypełnionym szmatami nie było miejsca na rozmowę ze mną.


Machnęła tylko ręką i już jej nie było.

Królowa zakupów zaszalała po raz kolejny.

Wiedziałam, że jestem na straconej pozycji. Gdy Ewkę ogarniał szał zakupów, nic się w tym momencie nie liczyło. Była tylko ona i kolejny ciuch, który musiała natychmiast mieć.
Odurzały ją,wabiły zapachem, kolorem, delikatnością materii, zaczarowywały wzorem. Były afrodyzjakiem na radości i smutki, antidotum na szarość dnia, wisienką na torcie. Poprawiały nastrój.:)

Inni topią swoje smutki w alkoholu, Ewka topiła je w szmatach.

Potem jeszcze raz mignęła mi przy wejściu, targała ogromne torby z ciuchami, ale robiła to z wdziękiem motyla. Poruszała się lekko jak piórko.
Ewka od zawsze kochała zakupy. Szał kupowania wyssała z mlekiem matki, która zamiast do kina, czy na spacer, zabierała córkę do galerii handlowych. Niezmordowana rodzicielka spędzała tam wiele godzin. Nigdy nie miała dość.
Początkowo zakupowa temperatura Ewki nie przekraczała bezpiecznego poziomu. Jednak z czasem balansowanie po linie weszło w fazę uzależnienia. Jarek, jej mąż, który nienawidzi zakupów od dziecka, patrzył na szaleństwa żony z pobłażaniem. Gdy jednak konto zaczęło niebezpiecznie topnieć, zdecydowanie odciął ją od gotówki i wyznaczył limit.
I wtedy Ewka zaczęła kombinować, jak narkoman, który zawsze znajdzie pieniądze, aby kupić kolejną działkę. Techniki opanowała do perfekcji. Okopała się i zaczęła działać w konspiracji, swoje ciuchowe hobby przeniosła do podziemia.
Nowe szmaty chowała pod łóżko, w dziuple szaf i szafeczek, wciskała w każdą dziurę. Leżały tam sobie latami, jeszcze z metkami, bo potem nie pamiętała, gdzie je włożyła. :)

Niedawno jej mama, poprosiła moja córkę, aby poszła na strych, poszukać torby z zimowymi butami. Aniela z racji wieku boi się chodzić po stromych schodach.
Moje dziecko wróciło z wypiekami na twarzy i to nie dlatego, że nie znalazło butów.
-Pani Ewa powinna się leczyć - stwierdziła Zuzia.
-Cały strych wypełniony jest po brzegi ciuchami -mówiła rozemocjonowana. - Musiałam się przekopywać. Góra ciuchów, walają się bez składu i ładu: buty, torebki, paski, dziesiątki, setki. Mogłaby nimi obdzielić nie jeden sklep.

Z panią Anielą jestem w bliskich kontaktach. Pewnego dnia, gdy gawędziłyśmy sobie przy małej czarnej, przyznała, że Ewka jest zakupocholiczką. I każdy grosz wydaje na ciuchy.
-Niezapłacone rachunki mogą poczekać – opowiadała przerażona. - Mogą odciąć prąd, gaz. Ona ma to w nosie. Gdy próbuję z córką rozmawiać, krzyczy i mówi, abym się nie wtrącała w jej dorosłe życie. Jarek zajęty zarabianiem pieniędzy, nie zdaje sobie sprawy, z tego, w jakie macki wpadła jego żona.

A Ewka – królowa zakupów- niczym się nie przejmuje i co noc śni swój sen o kolorowych szmatach.

Ewelina  z kolei, tak jak pretty women, uwielbia buszowanie po sklepach. Dobiera je ze smakiem, bo cechuje ja wyszukana elegancja. Szuka perełek i je znajduje. Mieści się w przedziale kobiet puszystych i wciąż się odchudza. Efekty są różne. Jak się zaprze, potrafi zgubić nawet kilkanaście kilogramów. :) 
Jej słabą stroną jest jednak brak silnej woli. W pewnym momencie Ewelina buntuje się całą sobą przeciw drakońskim dietom i  szybko nadrabia zaległości. Jak podkreśla przy każdej okazji, nic jej tak nie podnieca, jak serniczek z brzoskwinią czy ptysiaczek z bitą śmietaną. :)
W odchudzaniu zawsze pomaga jej kompletowanie nowej garderoby. Gdy  waga przekracza magiczną kreskę, idzie do sklepu i kupuje spodnie o dwa numery za małe.
Ma cel, któremu na imię
ZGUBIĆ KILOGRAMY  

Od tej chwili katuje się dietą.
Odwiedziłam ją przed wakacjami. Na wieszaku w widocznym miejscu kłuły wzrok białe jak śnieg rybaczki.
-Zobacz, jakie śliczne – zachwycała się nieprzytomnie. - Jaki fason – piała z zachwytu.
-Jaka dieta? – zapytałam bez ogródek.
Kosmonautów -zdradziła z westchnieniem. -Mam już 7 kilogramów mniej. Jeszcze cztery i robię lans.:)
Próbowała wcisnąć eleganckie spodenki na rubensowską  pupę. Pomimo, że wręcz nieprzytomnie wciągała brzuch i na kilkadziesiąt sekund wstrzymała oddech, brakowało jeszcze kilka centymetrów, aby je zapiąć.
Wiedziałam jednak, że moja koleżanka nie podda się.
Kosmonauci pomogą pozbyć się znienawidzonych kilogramów i stanąć na szczycie oflagowanym białymi nogawkami spodni. :)
Ewelina nie zawiodła mnie i pokazała na co ją stać.

 Pod koniec lipca przysłała mi zdjęcie z Wenecji. Spacerowała wzdłuż Canale Grande, a zgrabną pupę opinały te same białe spodnie, które kupiła kilka miesięcy wcześniej.

Taka jest moja koleżanka.

sobota, 18 października 2014

Tylko głupie nie mają kompleksów

Za niska, za wysoka, za gruba za chuda, za mały biust, za duży, za małe usta, uszy też nie takie, a ten nos o niewłaściwym kształcie, nogi także pozostawiają wiele do życzenia i jeszcze te biodra, a z tyłu czają się opadające pośladki.


Każda z nas zmaga się z kompleksami, które, niestety, często biorą górę nad rozumem.
Kompleksy nas przytłaczają i potrafią uprzykrzać życie. Żyjemy owinięte w kompleksowy kokon. W sztucznym świecie, który na siłę kreuje niedościgły dla nas ideał piękna. Za szczelną zasłoną tony kremów, pudrów, styliści i fotoszop, który nawet z potwora zrobi łabędzia. I my zabiegane matki Polki w codziennej prozie życia, przytłoczone nadmiarem obowiązków.
Popijając poranną kawę, jeszcze w szlafroku, chcesz się zrelaksować i oglądasz telewizję śniadaniową. I zamiast pozytywnej dawki energii na cały dzień, otrzymujesz porcję stresu razy dwa. Okazuje się, że twoja garderoba to wiocha i wszystko możesz oddać biednym. Nawet płaszcz, który zamierzałaś nosić jeszcze w tym sezonie, to obciach. Na buty nawet nie patrzysz, bo właśnie dowiedziałaś się, że to nie ten fason i kolor. I tak właśnie narodził się twój nowy KOMPLEKS.
Stylistka od fryzur mówi o nowych trendach. Włosy długie, modnie przycięte, zagęszczone. W tym sezonie obowiązuje inny makijaż, inna kolorystyka.
Popijając tę swoją kawę, która nagle straciła smak, kierujesz  myśli w inne rejestry i podświadomie walczysz sama ze sobą, aby nie dać się kompleksom.:)

Kolorowe pisemka także nie nastrajają pozytywnie. Tam czas się zatrzymał na 20+.  Zero zmarszczek, gładkie lico, wyraziste rysy twarzy, błysk spojrzenia, smukła sylwetka. Sama młodość i tylko 
ja, ty, ona, kobieta 40-, 50-letnia
z siateczką zmarszczek, lekką nadwagą, która nie mieści się w kreowanym świecie.

 A za oknem zwyczajna ulica, szara, bez blichtru i niepotrzebnej maski. Dwa światy, dwa spojrzenia, w którym ten plastikowy zmierzający w stronę doskonałości, próbuje oszukać naszą rzeczywistość. Niepotrzebnie wywołuje frustrację i wpędza w kompleksy.

Kompleksy obniżają nasze poczucie wartości i zabijają osobowość. Już w dzieciństwie rodzice nieświadomie próbują wtłoczyć nas w pewne schematy, które powodują, że nabywamy się kompleksów na całe życie. Stawiają przed nami zbyt wysokie wymagania, jakim nie jesteśmy w stanie sprostać. Przez co mamy zaniżoną samoocenę i czujemy się gorsi.
Prawdziwy mężczyzna nie płacze, słyszy maluch od swojego ojca, który uważa, że wyrażanie uczuć, jest wyrazem słabości płci męskiej. Dziewczynka ma być delikatna i krucha. I jak potem ma poradzić sobie w dorosłym życiu, w bezwzględnym świecie pełnym wyścigu szczurów, gdzie często trzeba rozpychać się łokciami.

Każda z nas ma jakieś kompleksy, bo tylko głupie nie mają kompleksów.

Walka z nimi to jak walka z wiatrakami, ale można je oswoić i traktować z przymrużeniem oka. Zamiast nadmiernie skupiać się na grubych nogach i opadającym tyłku, skierujmy naszą uwagę, na te cechy, które są naszym atutem, jak na przykład długie włosy, ujmujący uśmiech, czy  życzliwy stosunek do ludzi, wrażliwość. :)

Moja amerykańska koleżanka, na przykład, zupełnie nie przejmuje się swoim wyglądem, który nie jedną z nas wpędziłby w czarną dziurę. Maria jest niewysoka, w rozmiarze XXXL, bez talii i z  małym biustem. Włosy ma liche, więc obcina je bardzo króciutko. Nosi się delikatnie mówiąc -dziwnie. Krótkie sukienki i spódnice odsłaniające masywne nogi, spore dekolty, wszystko w jasnych i ostrych kolorach.
 Pamiętam ten dzień, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Trudno było zachować powagę. Chwila rozmowy z Marią zaczarowała mnie. Sprawiła,że nagle zapomniałam o jej wyglądzie. Emanowała wewnętrznym ciepłem i magnetyzmem. Była duszą towarzystwa. Jak się potem przekonałam  - wspaniałym przyjacielem, z sercem na dłoni. Wszyscy ją kochali i nikt nigdy o Marii nie powiedział złego słowa. Jest samą dobrocią. Traktuję ją jak siostrę.
Wspaniała dziewczyna, której Bóg zamiast urody, dał piękną duszę i życiową mądrość.:) Maria ma wielu oddanych przyjaciół i to coś, czego nie da szminka czy modny ciuch.

I na drugim biegunie jest, a właściwie była Sylwia, bez kompleksów, nadęta, zakochana w sobie, malowana lala, która domagała się, aby świat się kręcił wokół niej. I się kręcił, ale jakiś pusty i smutny, bo nikt Sylwi nie lubił.
Ładna była, nawet bardziej niż ładna, ale wredny charakter i prostactwo zrażało do niej otoczenie. Wciąż musiała udowadniać innym, jaka to jest wspaniała i mądra. Była NAJ. Nie potrafiła zbudować dobrych relacji z otoczeniem. Wszystkich i wszystko krytykowała. W końcu została sama  z rozbuchaną manią wyższości.

Ja także mam swoje kompleksy, żyję z nimi od wielu lat. Jedne odchodzą, w ich miejsce przychodzą inne. Na szczęście nie zaprzątam sobie nimi głowy. Skupiam się na przyjemnościach, szukam nowych wyzwań. :)

A jeżeli ktoś lubi się umartwiać?  No cóż. To już jego wybór.




sobota, 11 października 2014

Czego pragną kobiety

Czy kobieta jest w stanie zliczyć swoje pragnienia? Nasza planeta wyniosła nas na Wenus, ale nie zapewniła bezpiecznego zejścia. Bycie tu, na tym padole, jest dla nas tyleż piękne, co przerażające. Trudne wybory, rozterki duchowe, rozchwiana psychika, egzaltacja, wrażliwość, skłonność do płaczu, uleganie nastrojom.


Już samo wymienianie wszystkich tych cech, powoduje bolesny zawrót głowy. A my tkwimy w tym po uszy. Nawet nasz cykl miesiączkowy jest przeciwko nam, zmienia nasz nastrój, jak tornado, które niespodziewanie nawiedziło dany region. :) 
Jak wyjaśnić mężowi, że nasza nagła złość, zbytnia nerwowość, to wpływ hormonów, które buzują w nas jak ogień. Co gorsza, często same nie jesteśmy w stanie zrozumieć naszego zachowania, a co dopiero wytłumaczyć.
Pragnienia mężczyzn już od początku są bardzo skonkretyzowane. Wszystko jest u nich raczej przewidywalne, bez półśrodków i półcieni.
My za to tworzymy prawdziwą poezję oczekiwań, smaków i odczuć.

Najpierw jesteśmy księżniczkami i marzymy o księciu z bajki. Potem, gdy marzenia się konkretyzują, musimy trochę spuścić z tonu. Początkowo więc ten nasz książę ma być piękny, przystojny, bogaty z dobrym samochodem i nosić nas na rękach.
Szybko jednak zauważamy, że tak się nie da.  Cóż z tego, że ten wymarzony jest piękny, ale wieje od niego nudą. Gdy otwiera otwór gębowy i zaczyna mówić.... zamieramy.
Czar prysł.
Pragniemy miłości na całe życie. Ale miłość jest nieprzewidywalna. Porażone strzałą Amora, zakochujemy się wierząc, że to miłość na całe życie. :)
Zdarza się jednak, że uczucie nie wytrzymuje próby czasu. Obiecujemy sobie, że w kolejny związek wejdziemy rozważnie, bez nadmiernej egzaltacji. Ale, gdy tylko poczujemy motyle w brzuchu, zapominamy o bożym świecie.

W dojrzałym wieku, znudzona starszym partnerem, kobieta zaczyna marzyć i śnić o młodszym mężczyźnie. Ulega iluzji. Ma nadzieję, że jego witalność i młodość podniesie jej atrakcyjność i opóźni upływający czas.
Miłość do obcokrajowca jest bardzo pożądana przez płeć piękną. Największe notowania mają u nas Włosi, choć przyklejono im łatkę maminsynków i kłamców. Wysoko w rankingu stoją panowie ze Skandynawii i Ameryki. Wyjazd do kraju męża jest często powodem zazdrości koleżanek. Wyjeżdżają szumnie z dumnie podniesioną głową, ale w przypadku niepowodzeń życiowych wracają wstydliwie, po cichu.

Kobiety mają także bardziej przyziemne marzenia.

Moja koleżanka, z którą ostatnio przegadałam długie godziny, swoje pragnienia skierowała na inny tor. Rozwódka z wieloletnim stażem, przez wiele lat starała się ułożyć sobie życie. Wchodziła w liczne związki, ale oczekiwania zarówno jej, jak  i partnera za każdym razem rozmijały się. Na razie odpuściła, choć, jak deklaruje, bardzo by chciała znaleźć swoją druga połówkę.
Lidka żyje bardzo intensywnie. Bywa, podróżuje, ma liczne grono znajomych. Wiele się jeszcze w jej życiu dzieje.
Teraz swoją uwagę skupiła na remoncie kuchni. Zwykła proza życia. Przy okazji odkryła w sobie nowe talenty, zaprojektowała meble, pomalowała ściany. Resztą zajęli się już fachowcy. W niewielkiej kuchni wyrosła podświetlana wysepka. Urocze, klimatyczne miejsce, jak zapewnia Lidka. Tu teraz toczy się życie towarzyskie.
-Zasiadamy z koleżankami na wysokich krzesłach. Włączam nastrojowe oświetlenie, zapalam świeczki – mówiła podekscytowana. -Okrywa nas delikatny półmrok. Spoglądamy na nasze ....młode twarze bez zmarszczek. Pełen relaks. Czas się zatrzymał. :)

Na co dzień towarzyszą nam jednak te bardziej przyziemne pragnienia, które tak naprawdę składają się na całe nasze życie.

Wśród moich koleżanek zrobiłam krótki ranking pragnień.
Oto, co usłyszałam.

Iga pragnie się w końcu wyspać.
Ewa pragnie jak najszybszego wyjazdu teściowej.
Sylwia pragnie zamieszkać we własnych czterech ścianach.
Wanda z kolei pragnie jak najszybszego rozwodu ze swoim beznadziejnym mężem.
Wiesia ma jedno wielkie pragnienie – powiększyć sobie biust.
Jola pragnie wykształcić dzieci.

Usłyszałam jeszcze, że moje koleżanki pragną świętego spokoju, samotności, czasu dla siebie. Od męża oczekują spontaniczności i zainteresowania swoją osobą. :)

Moje pragnienia również podążają w różnych kierunkach. Są bardziej lub mniej intensywne. I tak bardzo kobiece.  Czasem niezrozumiałe dla mojego męża. Ale przecież my jesteśmy z Wenus a oni z Marsa.


sobota, 4 października 2014

Miłość nie jedno ma imię

Przy kolejnej małej czarnej Ela pożaliła się na doskwierającą jej samotność. Od kiedy pamiętam  nieustannie poszukująca swojej drugiej połówki. Zawsze czujna i gotowa rzucić się w męskie ramiona. Niestety, co rusz poznawane ramiona nie były na miarę mojej koleżanki.


Za każdym razem całą sobą wchodziła w nowy związek, zawsze z ogromną żarliwością  i wiarą, że to będzie właśnie ON.  Potem boleśnie zraniona, zasklepiała się na pewien czas w swojej grubiej skorupie, której nikt nie miał siły przebić. W samotności lizała rany, a duma nie pozwalała przyznać się do kolejnej miłosnej porażki.

Miłość Elżbiety nie jedno miała imię.

Wojtek, Rafał Paweł, Miłosz, Adam, trudno je zliczyć. Wiekowo panowie także byli różni, charakterologicznie również - młodzi duchem, przechodzeni kawalerowie, safanduły, trafił się lowelas, maminsynek, nie mogło zabraknąć macho. Naprawdę moja koleżanka miała do czynienia z niesamowitą menażerią. Było w czym wybierać. Kolejni narzeczeni wręcz kleili się do niej, była dla nich jak narkotyk. Zdobywała ich swoją dobrocią i odwieczną zasadą: przez żołądek do serca. Elżbietą była mistrzynią gotowania, jej potrawy działały jak afrodyzjak.Wykwintność smaków, perwersyjność zapachów. Wszystko podane, przygotowane, tylko korzystać.:) Narzeczeni, gdy się nasycili...,odchodzili. Mówili, że jest wspaniała, ale nie dla nich.

DLACZEGO?

Kiedyś zapytałam jednego z nich, który po roku wspólnego życia, podziękował Eli za wspaniały czas, wyznając lakonicznie, że ten związek nie rokuje...

Ona długo lizała swoje rany. Kolejna miłosna porażka była ponad jej siły.
-Elka zabija mnie swoją dobrocią, spełnia każdą moją zachciankę. Jest za dobra – podsumował.
 -U niej wszystko jest tak poukładane i przez to tak strasznie monotonne. Nawet pokłócić się nie można. Nie ma wzlotów, po prostu wieje nudą. Wypaliłem się. Cukierkowy związek mnie nie interesuje. A ostatnio czułem się jak mops leżący na kanapie, którego można zagłaskać na śmierć.:)

Potem kilkakrotnie próbowałam rozmawiać z Elą na temat relacji damsko-męskich. Proponowałam, aby może postarała się zmienić swoje zachowanie, a co za tym idzie, nie tylko wciąż dawać, ale też brać, wymagać. Rozłożyła  bezradnie ręce i tak jakoś bezbarwnie stwierdziła, że inaczej nie potrafi.
Podoba mi się w mojej koleżance, że cały czas walczy i pomimo wiekowej dojrzałości nie pogodziła się ze swoją samotnością. Jest cały czas poszukująca i trwa w oczekiwaniu. A ja dzielnie  sekunduję jej w staraniach.:)

Inna moja znajoma, rycząca czterdziestka, też szuka drugiej połówki jabłka. Ale ona z kolei zabija przyszłych i niedoszłych kandydatów swoimi wymaganiami. Stworzyła na własny użytek portret - ideał, począwszy od wyglądu zewnętrznego, po charakter i na oczekiwaniach finansowych kończąc. Iwona czeka na cud, a cuda w życiu doczesnym się nie zdarzają. :)

Ona filigranowa, maleńka, wymarzyła sobie co najmniej metr i osiemdziesiąt, czarne bujne włosy. Ideał musi posiadać obowiązkowo wykształcenie wyższe, stawia na umysł ścisły, wychodząc z założenia, iż humaniści bujają w obłokach. A zatem gość ze średnim i choćby słusznym wzrostem, odpada w przebiegach. Oczywiście musi być mądry, inteligentny, oczytany. Iwona stawia na błyskotliwość partnera, poczucie humoru. Własna firma i dobra materialne jak najbardziej pożądane. Wśród wielu było kilku bliskich ideału, ale ona, niestety, nie była z ich bajki. Bo jak mówi Tadeusz Boy-Żeleński: “Bo w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało na raz.” :)
Iwona póki co, nie daje płci odmiennej żadnych forów. Jeszcze działa i szuka swojego ideału, ale biały koń jest nadal bez wymarzonego jeźdźca.

Z kolei Patrycja przyjęła inną zasadę. Także w grupie ryczących, po niepowodzeniach miłosnych i ograniczonym zasięgu towarzyskim, za radą koleżanki, zapisała się na portal randkowy. Halina była już na nim wcześniej i udało się jej w końcu znaleźć mężczyznę, z którym tworzą więcej niż poprawny związek na odległość. Na razie, jak twierdzi, to musi wystarczyć. Ale Hala jest otwarta.:)
To tak na marginesie. Bo mowa tutaj o Patrycji.
Patrycja nie nachalnej urody wymarzyła sobie twarz modela.
Facjata na zdjęciu decyduje o zawarciu bliższej znajomości. Liczy się głównie wygląd zewnętrzny. Potem, gdy strzała amora ugodzi urokliwe lico, następuje rozwój sztuki epistolarnej w postaci korespondencji meilowej. I tu się dzieją rzeczy niesłychane. Patrycja bowiem, tak kieruje pytaniami i odpowiedziami, aby udowodnić kandydatowi, że jest kompletnym idiotą i nie zasługuje, by stanąć przy jej boku. Dyskredytuje go na każdym kroku, jest złośliwa, pozbawiona skrupułów, a potem mówi, że ma do czynienia z kompletnymi półgłówkami. Nic zatem dziwnego, że znajomość kończy się po kilku czy kilkunastu meilach.  Bo Patrycja nie daje szansy na zaistnienie w realu. Nikt bowiem nie chce mieć do czynienia z wymądrzającą się panienką. :)

Pamiętam, jak przed laty, moja znajoma prowadziła biuro matrymonialne. Często opowiadała o swoich klientach. Udało jej się skojarzyć wiele par.  Przychodzili jednak i tacy, wymaganiom których nie była w stanie sprostać. Nawet nie próbowała, bo wiedziała, że co by nie zaproponowała, spotka się z krytyką. Wygórowane oczekiwania, brak zdecydowania, egocentryzm, swoisty koncert życzeń. Często powtarzała, że tylko nieliczni szukają partnera i są gotowi na poważny związek.  Większość przychodzi do biura, aby się wyżalić  i wyrzucić z siebie swoje nieszczęśliwe związki. Opowiedzieć o samotności, pustce i tęsknocie za tym drugim, ta drugą. Ot, taka terapia oczyszczająca.
Tylko poczucie taktu nie pozwalało Oldze zaproponowanie kanapy u psychoterapeuty.

Szukając w życiu tej swojej jedynej połówki powinnyśmy pamiętać, że jeździec na białym koniu zdarza się tylko w bajkach i komediach romantycznych.