Spełniam prośbę moich czytelników, którzy prosili o dłuższe opowiadania.
Miłej lektury.
Magda zawsze marzyła o gromadce
dzieci. Mąż i małe brzdące biegające po mieszkaniu. Gdy jej
koleżanki w szkole średniej planowały studia, ona chciała jak
najszybciej założyć rodzinę. Będąc małą dziewczynką
uwielbiała zabawy w tatę i mamę. Walczyła jak lew, aby być mamą,
gotowała zupki z wody, piasku i zebranego zielska, i karmiła
zabawową rodzinę.
Wychowywała się w domu, gdzie
pracował tylko tata. Mama zajmowała się czwórką dzieci. To ona
dbała o dom, przygotowywała smakołyki, pomagała przy odrabianiu
lekcji, wycierała zasmarkane nosy i gasiła awantury, które
wzniecała niesforna gromadka. Magda lubiła pomagać jej w
codziennych obowiązkach, pichciła obiadki, piekła ciasta. To był
jej świat. Jej królestwo. Gdy koleżanki szalały na dyskotekach, a
od obowiązków domowych odganiały się jak od muchy, ona wręcz
przeciwnie, w kuchni czuła się jak ryba w wodzie.
Zaczęły uważać ją za dziwaczkę.
Bo co to za kumpela, która papierosa nie zapali, wina się nie
napije i miesza w garach. To takie niedzisiejsze.
Bez problemu zdała maturę. A ponieważ
nie za bardzo wiedziała, co chcę robić w życiu, postanowiła pójść do pracy.
Rodzice byli zawiedzeni. Pragnęli, aby podjęła studia. Magda
twardo stała przy swojej decyzji. Przez kilka miesięcy szukała
pracy. Nikt nie chciał zatrudnić żółtodzioba.
W końcu szczęście się do niej
uśmiechnęło. Krysia, koleżanka Magdy wybierała się na urlop
macierzyński i zaproponowała pracę w sekretariacie na zastępstwo.
Została tam na dłużej, gdyż młoda mama zdecydowała się na
urlop wychowawczy. Szef był zadowolony z nowej pracownicy i
zatrudnił ją na stałe.
Tam poznała Krzysztofa. Od razu wpadli
sobie w oko. Po miesiącu byli już parą. Doskonale się rozumieli.
Nadawali na jednej fali. Krzysiek również marzył o rodzinie i
dzieciach. Magda zakochała się. Szybko zdecydowali się na ślub.
Mama trochę marudziła. Uważała, że młodzi powinni lepiej się
poznać. A do ślubu nie ma co się śpieszyć.
Byli zakochani, spragnieni siebie i jak
to młodzi bardzo niecierpliwi.
Po ślubie zamieszkali z rodzicami
Magdy. Odstąpili im piętro domu. I od razu zaczęli realizować
marzenia o powiększeniu, rodziny. Najpierw chłopczyk, potem
dziewczynka i jeszcze chłopczyk. Tak miała wyglądać szczęśliwa
gromadka.
Po pięciu miesiącach starań Magda
wciąż nie była w ciąży. Zaniepokojeni zdecydowali się na
wizytę w poradni.
Miły pan doktor, gdy usłyszał, że
dopiero od kilku miesięcy starają się o dziecko, uspokoił i
stwierdził, że powinni dać sobie trochę czasu.
-Jesteście młodzi, na pewno wszystko
będzie dobrze – przetarł okulary i obdarzył ich ciepłym
uśmiechem. -Nie musicie się tak śpieszyć.
-Panie doktorze, ale my tak bardzo
chcemy być rodzicami.
-Dobrze -westchnął. -Wypiszę
skierowanie na podstawowe badania. To dla pani, a to dla
małżonka-poinformował stawiając zamaszysty podpis pod pieczątką.
- Z wynikami proszę wrócić do mnie. Zobaczymy co się dzieje.
Od razu rzucili się w wir lekarskich
wizyt. U Krzysztofa sprawa była krótka. Dwa spotkania i już
wszystko jasne. Był zdrowy.
Magda musiała przejść całą serię
badań. Przez kilka miesięcy szturmowała gabinety. Zbierała
wyniki. Teczka rosła.
Odetchnęła z ulgą, gdy odebrała
ostatni wynik. Za kilka dni z pękatą kopertą byli już u swojego
doktora z nadzieją, że tym razem nie pozostawi ich samemu sobie.
Siedzieli podenerwowani przy biurku,
śledząc wyraz twarzy starszego pana, gdy wczytywał się w
papiery. Magda ściskała boleśnie pięści i próbowała wyczytać
z twarzy lekarza diagnozę. Minuty ciągnęły się w nieskończoność.
-No cóż – w końcu oderwał wzrok
od kartki. - Z punktu medycznego wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Moja rola tu się kończy. Musicie być cierpliwi. Czasem
tak się zdarza, że na dziecko trzeba poczekać.
Wracali do domu szczęśliwi. Magda już
oczami wyobraźni widziała małą kruszynkę tulącą do piersi.
Uśmiechnęła się do własnych myśli.
Wyjechała z Krzyśkiem na krótki
urlop do babci na mazurską wieś. Cisza, spokój, słońce. Bez
pośpiechu i na luzie. Mieli dużo czasu dla siebie. Tak jak lekarz
zalecił pozytywnie nastawieni, zrelaksowani, podjęli kolejną
próbę. Po tygodniu wypoczęci wrócili do domu.
Okres się spóźniał. Na razie nic
nie mówiła Krzyśkowi.. Po pięciu dniach kupiła test ciążowy.
Serce biło jak oszalałe. Zamarła w oczekiwaniu. Patrzyła z nie
dowierzaniem na kreski. Była w ciąży.
-Krzysiek będziesz tatą- krzyczała
jak oszalała.
-Hura! Jestem w ciąży! - piszczała.
Po czym się rozpłakała. Mąż tulił ją w ramionach.
Tydzień później wybrała się do
lekarza. Spojrzał uważnie i zatrzymał wzrok na rozświetlonych
oczach.
-Dziecko jesteś w ciąży - to nie
było pytanie, raczej stwierdzenie.
-Chyba tak. Zrobiłam test –
odpowiedziała onieśmielona.
-Zaraz się o tym przekonamy –
zaprosił na kozetkę.
-Piękna ciąża, szósty tydzień –
na monitorze pokazywał malutką fasolkę, która miała być jej
dzieckiem.
Nakazał się oszczędzać. Przepisał
witaminy i wyznaczył termin następnej wizyty.
Magda dbała o siebie. Prowadziła
zdrowy tryb życia.
Pewnej nocy obudził ją silny skurcz
brzucha. Czuła, jakby wyrywano z niej wnętrzności. Jęknęła z
bólu. Krzysiek patrzył przerażony.
-Muszę do łazienki -szepnęła
zbolałym głosem. -Pomóż mi. Zapalił światło.
Uwieszona na ramieniu męża dotarła
do toalety. Krzysiek natychmiast wezwał pogotowie. Kilkanaście
minut później karetka wiozła ją do szpitala.
Poroniła. Potem przyszła depresja.
Szybko wróciła do zdrowia. Niestety psychika wciąż była chora.
Wyleczyła ją następna ciąża.
Wierzyła że będzie dobrze. Lekarz zalecił leżenie. Przyszedł
trzeci miesiąc i Magda poroniła po raz drugi.
W ciążę zachodziła jeszcze dwa
razy, ale nie dane jej było zostać mamą.
Kolejne badania i wizyta u doktora.
Diagnoza była druzgocąca. Magda nie mogła mieć dzieci.
-Przykro mi pani Magdo, ale medycyna
jest tutaj bezradna. Nie mogę pani pomóc – dodał cicho.
Ze szlochem wypadła z gabinetu.
Krzysztof pobiegł za nią. Zatrzymał siłą. Przytulił.
Mijały kolejne lata. Młodzi uciekli w
pracę. Magda nie potrafiła stłumić macierzyńskiego instynktu. Za
każdym razem, gdy widziała szczęśliwe mamy z wózkami, czuła
bolesne kłucie w sercu. Tak bardzo chciała mieć dziecko.
Zaczęła przebąkiwać o adopcji.
-Jeżeli nie możemy mieć swojego
dziecka, adoptujmy – zaproponowała nieśmiało pewnego dnia.
Krzysiek zgodził się bez wahania.
Udali się do najbliższego ośrodka.
Okazało się, że adopcja to nie taka prosta sprawa, jak im się
wydawało. Szczególnie wtedy, gdy chce się adoptować niemowlaka.
Na takie dzieci bowiem decyduje się najwięcej par. Najpierw odbyła
się rozmowa z kierownikiem, potem biurokratyczne wypełnianie
mnóstwa dokumentów. Badania, spotkania z psychologiem, pedagogiem.
Byli gotowi na wszystko, aby tylko zostać rodzicami.
Raz w tygodniu brali udział w specjalnych szkoleniach, podczas
których przygotowywano ich do nowej roli.
Miesiące ciągnęły się w
nieskończoność. Gdy pytała, kiedy, kazano uzbroić się w
cierpliwość i czekać.
Magda jak w amoku chodziła po sklepach
z dziecięcymi ciuszkami. Oglądała śpioszki i kaftaniki, wybierała
wózek, zabawki. Roztkliwiała się nad delikatnymi kocykami i
miękkimi podusiami. Siódmym zmysłem czuła zapach niemowlaka.
W czwartek obudził ją natarczywy
dźwięk telefonu. Dzwoniła pani Agnieszka z ośrodka adopcyjnego.
-Mamy dla państwa siedmiomiesięcznego
chłopczyka. Kiedy chcecie go zobaczyć? -pytała miłym głosem.
Serce Magdy biło jak oszalałe.
Natychmiast zadzwoniła do męża i wyśpiewywała nowinę.
Dwa dni później mocno podekscytowani
pojechali na spotkanie z synkiem.
Pielęgniarka zaprowadziła ich do
pokoju, gdzie smacznie spał chłopczyk.
Magda z tkliwością patrzyła na
pyzatą kruszynkę. Jasne loczki otulały maleńką twarzyczkę.
Posapywał i gaworzył przez sen. Mąż otoczył ją ramieniem.
Delikatnie dotknęła jego cieplutkiej
raczki. Pogłaskała po główce, poprawiła kocyk.
To był ich syn.
Chciała jak najszybciej utulić go w
ramionach i zabrać do domu. Na to ostatnie musieli jeszcze poczekać.
Szymonek szybko przyzwyczajał się do
nowych rodziców. Obdarzał ich promiennym uśmiechem.
W domu na maluszka czekał pokoik. W
kąciku stało łóżeczko z wirującą karuzelą. Regał po ostatnia
półkę wypełniony był zabawkami. W szafie leżały ubranka. Całe
mnóstwo
Magda odliczała dni, kiedy Szymonek
zamieszka z nimi
Zaaferowana nowym członkiem rodziny,
nie zwracała uwagi na złe samopoczucie. Kilka razy wymiotowała,
ale myślała, że to zwykła niestrawność. Czuła się coraz
gorzej. Zmizerniała. Gdy kolejnego ranka zerwała się do toalety,
gwałtowne torsje rwały żołądek.
-Może ty jesteś w ciąży?-
nieoczekiwanie zapytał Krzysiek.
-Zwariowałeś, przecież wiesz, że to
niemożliwe – odpowiedziała zbolałym tonem. - Zapomniałeś, co
powiedział lekarz – i ponownie poczuła gwałtowny skurcz.
Wróciła do łóżka. Słowa męża
zasiały ziarenko nadziei. A może... Cuda przecież się zdarzają.
Dotknęła piersi, były nabrzmiałe.
Nerwowo zaczęła wertować
kalendarzyk. Z nie dowierzaniem wpatrywała się w daty. Trzy
tygodnie temu powinna dostać okres.
Na następny dzień umówiła się na
wizytę u lekarza.
-Chyba jestem w ciąży- wyszeptała
przekraczając próg gabinetu.
-Ósmy tydzień – poinformował
łagodnie się uśmiechając po zakończeniu badania.
Magda była w szoku. Słowa nie
docierały.
-To cud panie doktorze – łzy
ciurkiem płynęły po twarzy.
-A zatem cuda się zdarzają –
poklepał ją po ręce.
Poinformował, że niestety ciąża jest
zagrożona ze względu na liczne wcześniejsze poronienia i zalecił
leżenie.
Do domu biegła jak na skrzydłach.
Swoim szczęściem chciała podzielić się z całym światem.
Podwójne szczęście. W ośrodku
czekał synek, który za kilka miesięcy będzie miał siostrzyczkę
lub braciszka.
Po południu Magda zadzwoniła do mamy
i zaprosiła na kawę.
-Mamo jestem w ciąży- oznajmiła z
radością.
Ta spojrzała na córkę zdumiona i
szybko odstawiła filiżankę na stół, aby nie rozlać kawy.
-W jakiej ciąży – wydukała
stłumionym głosem.
-Byłam u lekarza, to ósmy tydzień.
Muszę leżeć – wyjaśniła. -Boże, jaka jestem szczęśliwa.
Będę miała parkę. Za kilka tygodni zamieszka z nami Szymonek.
Mama milczała. Na jej czole pojawiła
się wyrazista zmarszczka, oznaka intensywnego myślenia.
-Cudowna nowina. Bardzo się cieszę – w głosie wyczuła
niespokojną nutę. -Teraz, jak usłyszałam, musisz leżeć i dbać
o siebie, aby donosić ciążę. Kto ci pomoże przy Szymonku?
Przecież Krzysztof pracuje. Ja nie zwolnię się z pracy, aby ci
pomóc. Jak ty to widzisz kochanie?- pytała troskliwym głosem.
Wiesz o tym, że sama nie dasz rady.
-Może jak się wszyscy zaangażujemy,
to się uda – szukała otuchy w matczynym spojrzeniu.
Mama patrzyła przenikliwie.
-Przykro mi kochanie, ale w tej
sytuacji powinnaś zrezygnować z adopcji. Jeżeli chcesz urodzić
swoje dziecko.
Magda zaniosła się płaczem Pokochała
Szymonka i nie wyobrażała sobie, że może go stracić. To on
przyniósł jej szczęście. Nie mogła go zostawić.
Z Krzysztofem przegadała kilka dni i
nocy. On także uważał, że w obecnej sytuacji nie poradzą sobie z
małym dzieckiem.
Czekałą ją trudna rozmowa. Musiałą
poinformować panią Agnieszkę, że jest w zagrożonej ciąży i nie
może adoptować dziecka. Pani Agnieszka spokojnie przyjęła
wiadomość. Pogratulowała i dodała, że chłopiec szybko znajdzie
nową rodzinę, bo następni rodzice adopcyjni czekają już w
kolejce.
-Ja tu jeszcze wrócę – czuła, że
tak będzie.
To było długie siedem miesięcy.
Magda cały czas leżała.
Miesiąc przed terminem urodziła
zdrową córeczką. Długo dochodziła do siebie. Nie była w stanie
opiekować się małą. Z drugiego końca Polski przyjechała
teściowa. Mieszkała u nich przez pół roku. Michasia rosła jak na
drożdżach. Była zdrowym i silnym dzieckiem. Córeczką tatusia i
oczkiem w głowie obu babć.
W końcu Magda stanęła na nogi. Gdy
Misia skończyła trzy latka, poszła do przedszkola. Magda wróciła
do pracy.
Nie zapomniała o obietnicy danej pani
Agnieszce. Myśl o adopcji kiełkowała w niej od dłuższego czasu.
-Chciałabym, abyśmy mieli jeszcze
jedno dziecko- szepnęła pewnego wieczoru wtulając się w ciepłe
ramiona Krzysztofa.
-Ale ty nie możesz - spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
-Wiem, ale chcę adoptować – nie
miała żadnych wątpliwości.
-Wiedziałem, że kiedyś wrócimy do
tego tematu. Ja także chcę, aby Misia miała braciszka –
pocałował ją czule.
W ośrodku powitała ich ta sama pani
Agnieszka.
-Przyszliśmy po synka – oznajmił
Krzysztof. - Nasza córka z niecierpliwością oczekuje na braciszka.
Procedury były takie same. Tym razem
mieli więcej szczęścia, gdyż w krótkim czasie znaleziono dla
nich Szymonka. Miał pół roku, gdy odbierali go z ośrodka.
Misia uwielbia braciszka.
A on rośnie jak na drożdżach. To
żywe srebro, na które zwrócone są oczy całej rodziny.
Magda jest szczęśliwą mamą dwójki
dzieci. Wie, że tam ktoś na górze pomógł jej zrealizować
marzenia i obdarował podwójnym szczęściem.