Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

sobota, 18 czerwca 2016

Siedem grzechów mężczyzny

Każda z nas nie raz ma przed oczami taki oto obrazek. W pokoju dokazują dzieci. Ich przeraźliwe wrzaski wwiercają się w mózg niczym piła mechaniczna w kawałek drewna. Ona czyli żona kombinuje w kuchni przy otwartej lodówce, czym zapełnić brzuchy rodzinie. On czyli mąż spokojnie poleguje na kanapie przeglądając gazetę lub przełączając kanały w telewizorze.


-Jarek, uspokój dzieci - wchodzi do pokoju dzierżąc w ręce ostre narzędzie w postaci noża. - Słyszysz, co do ciebie mówię – podnosi głos o dwie oktawy.
-Panuję nad sytuacją – uspokaja nie odrywając wzroku od rozpiętej płachty zadrukowanego papieru. Po czym z jego gardła wyziera tubalny głos. - Monika i Szymek bądźcie grzeczni. Mama się denerwuje – i powraca do przerwanej lektury.
Ona czyli żona wbiega do pokoju. Aby się przebić przez dziecięce tornado, wchodzi w wyższe rejestry. Zdecydowanie chwyta maluchy za rękę i przyciąga do leżącego podmiotu, czyli ojca.
-Teraz tatuś zajmie się wami – rzuca wściekle w stronę niezadowolonego męża, któremu w jednej sekundzie zburzono spokój. Mnie gazetę w delikatnych rękach i sadza dzieci obok ojca wznoszącego oczy do najwyższego.
I biegnie do kuchni skąd roztacza się swąd spalonego mięsiwa.

A miało być tak pięknie. Obiecanki przed ślubem i zaraz po ślubie.
-Ja będę inny – zapewniał przyszły mąż Krysi, Zosi i Basi wręczając jej bukiet ulubionych kwiatów.- Będę cię nosił na rękach. Pomagał w domu. Zajmę się dziećmi- wyliczał patrząc zakochanymi oczami. A ona spijała jego słowa niczym boski nektar. Z czasem przekonując się, że słodycz podszyta jest coraz bardziej goryczą.
Potem na palcach można policzyć kolejne bukiety.
Kiedyś moja koleżanka powiedziała, że od męża otrzymywała kwiaty tylko w pierwszym roku małżeństwa. Jeden bukiet w miesiącu. Piękne róże zawsze z miłym liścikiem. Później zamiast bukietu były pretensje, zazdrość i gorycz.

Młodość ma swoje prawa. I chwała jej za to, bo na marzeniach łatwiej budować. A potem przychodzi proza życia.
Swoje siedem grzechów mają kobiety. Mają też mężczyźni. Bo musi być sprawiedliwie. Bo musi być po równo.
Mąż jest z reguły leniwy. Jego aktywność kończy się z chwilą wyjścia z pracy. Zmierza do domu marząc o dobrym obiedzie, spokoju i odpoczynku. Tymczasem ledwo przekroczy próg, żona już chce coś od niego. Przed chwilą wróciła z pracy i odebrała dzieci ze szkoły. W międzyczasie zrobiła zakupy i jest w trakcie przygotowania obiadu. Tak samo urobiona jak on.
Po zdawkowym -Jak było w pracy? - ślubny siada na kanapie w oczekiwaniu na posiłek. Zero zaangażowania.
-Co znowu makaron!? - kręci nosem. - Wolałbym schabowego. I ta trawa. Wiesz, że nie znoszę warzyw – mówi wyraźnie poirytowany.
Ktoś kiedyś powiedział, że mężczyzna musi dobrze zjeść. Jeden schabowy a nawet dwa i jeszcze dopchać kolacją. I taki Piotrek, Paweł czy Rafał trzyma się tej zasady jak pijany złamanej gałęzi. Bo samiec jest mięsożerny. Obiad bez kawałka mięcha się nie liczy, a warzywka są do wąchania. Bo on nie królik.
I za nic nie chce zrozumieć, że to dla jego zdrowia. Jego ojciec przecież przez całe życie jadał mięcho i był zdrowy. No, prawie zdrowy.
Nasz mężczyzna lubi wygodny tryb życia, na które składają się: krzesło, fotel, telewizor, komputer, piwo i samochód w dowolnej kolejności.

A co się dzieje, gdy żona zarządza znienawidzone generalne porządki. Wtedy najczęściej wypadają mu nadgodziny, bo wredny szef zarządził. Może zdarzyć się niespodziewana delegacja albo też wizyta u mamusi, która ma sprawę niecierpiącą zwłoki.
Ona urabia sobie ręce po pachy, a jemu żadne porządki niepotrzebne. Ich zdaniem wymyśliły to kobiety, które z nudów machają ścierą.

Przed laty moja druga połówka odmówiła swojej aktywności przy myciu okien, bo rodzicielka nagle źle się poczuła.
-Dasz radę – usłyszałam na pocieszenie wycierając okno na błysk. Cmoknął mnie w policzek i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już go nie było.
Szorowałam, pucowałam ze zdwojoną energią. Złość kipiała we mnie niczym woda z przykrytego garnka.
Gdy osiągnęła temperaturę wrzenia, rzuciłam ścierę i postanowiłam złożyć niezapowiedzianą wizytę teściowej. Byłam pewna, że jej nagła niedyspozycja, to jedna wielka ściema.
Gdy wparowałam do mieszkania mój ślubny z apetytem zajadał pierogi z mięsem. A mamusia gotowała już następną porcję.
-Jak się mamusia czuje? - zapytałam z udawaną troską. -Dobrze – a dlaczego pytasz dziecko?
-Podobno jesteś chora?
Nawet na mnie nie spojrzał.

Zazdrość. Ta niczym niepodyktowana i nieuzasadniona. Żona to moja własność. Stała się nią momencie włożenia obrączki na palec.
Renata, moja koleżanka była elegancką i atrakcyjną kobietą. Nigdy nie wychodziła z domu bez makijażu. Jej mąż Witek wiercił jej tak długo dziurę w brzuchu, aż w końcu przestała się malować. Przekonywał, że woli ją bez makijażu, bo tak w ogóle nie lubi umalowanych kobiet. Ona uwierzyła, bo kochała. Witkowi nie przeszkadzało to w oglądaniu się za umalowanymi lalkami, aby w końcu porzucić ją dla jakiejś wyfiokowanej cizi.

Nasi mężczyźni
nagminnie się spóźniają
krzyczą
udają, że słuchają
nie dotrzymują słowa.

Ale i tak ich kochamy.