Niedawno byłam na spotkaniu z Urszulą Dudziak. Spodziewałam się standardowych opowieści o sztuce, szablonowych wypowiedzi, jak to zazwyczaj bywa przy takich okazjach. Tymczasem znakomita artystka w jednej sekundzie kupiła publiczność swoją spontanicznością i wulkanem energii, który kipiał z niej jak lawa z czynnego wulkanu.
Spotkanie przerodziło się w typowo
babskie, gdzie pani Urszula pokazywała jak warto i trzeba żyć,
niezależnie od tego, ile ma się lat.
Dziarsko wkroczyła do sali elegancka
kobieta w grafitowym kostiumie, z młodzieńczym błyskiem w oku i
zniewalającym uśmiechem.
Od razu pochwaliła się zaręczynowym
pierścionkiem, który z dumą nosiła na palcu. Narzeczony, sporo
młodszy jest jej wielką spełnioną miłością, z której czerpie
pełnymi garściami. Miłość dodaje skrzydeł i tak właśnie jest
w przypadku pani Urszuli.
Artystka emanująca radością życia
udowadniała, że cały czas należy żyć pełnią życia, a wiek
nie może być przeszkodą, aby czerpać z niego pełnymi garściami
i realizować swoje marzenia, niezależnie od tego, ile ma się lat.
Ona kobieta dobrze po siedemdziesiątce
jest kwintesencją kobiecości, zachłanną na życie i pełną wciąż
nowych wyzwań. Los jej nie rozpieszczał. Przeszła nie jedną
zawieruchę uczuciową, miała poważne problemy zdrowotne, ale
zawsze potrafiła się otrząsnąć i iść do przodu ze zdwojoną
siłą.
Bo życie nigdy się nie kończy,
życie wciąż trwa.
Opowiadając o sobie, swoich pasjach
zarażała i pokazywała jak trzeba żyć. Odsłaniała tajniki
kobiecej duszy głęboko skrywane pod firanką niemożności i
niechęci. Nagle zabłysło słońce.
Dziękuję pani Urszulo za ten
energetyczny seans, który dał mi sążnistego kuksańca i
utwierdził w przekonaniu, że zawsze warto próbować i nigdy nie
należy się poddawać.
Naładowana pozytywną energią
pofrunęłam do domu. Czułam się lekka jak piórko. Poranne troski
odpłynęły, poczułam się rześka jak skowronek. Zrobiłam szybki
rozbrat ze swoim życiem. Na kartce zapisałam swoje osiągnięcia.
Wypadło lepiej niż myślałam. Tuż obok wynotowałam, co
chciałabym jeszcze zrobić. Nazbierało się tego sporo. Będę
zadowolona, gdy chociaż połowę z tego zrealizuję.
Miałam plany i marzenia.
Warto żyć.
Buzowały we mnie siły witalne.
Euforyczny nastrój mnie nie opuszczał. Stwórca powiedział, że
dobrocią trzeba się dzielić. Chciałam się podzielić swoimi
myślami i przekazać choć trochę tej energii moim koleżankom.
Zaprosiłam je do siebie na jutrzejsze popołudnie. Przyszła Ewa i
Kinga, Marysia musiała pielęgnować swoją teściową. Dwa
diametralnie różne charaktery. Ewa pogodna, pozytywnie nastawiona
do życia i Kinga z odwiecznym grymasem niezadowolenia, skora do
narzekań.
Emocjonalnie opowiadałam im o uroczym
spotkaniu z Urszulą Dudziak. Ewa podpytywała, była żywo
zainteresowana. Natomiast Kinga zrobiła znudzoną minę i już
wiedziałam, że najchętniej ponarzekałaby na swój los. Lubiła
taplać się w stworzonym na własny użytek bagienku, kumulowała w
sobie złe emocje i puszczała je w obieg. Trudno było z nią
wytrzymać na dłuższą metę. Nic jej nie cieszyło, a swój los
przyjmowała z miną cierpiętnicy.
W mojej opowieści doszukiwała się
przysłowiowej dziury. Wszystko negowała twierdząc, że to iluzja i
bzdura. Jej zdaniem siedemdziesięciolatka nie ma prawa się
zakochać. Powinna niańczyć wnuki i nie ośmieszać się.
-Wieku nie oszukasz -skwitowała
krótko.
-Trzeba szukać pozytywów. Żale i
pretensje zostawić za sobą – w moim głosie czuć było
rozdrażnienie. - Z radością witać każdy nowy dzień. Być
otwartym na nowe wyzwania. Dobrą energią obdzielać swoich bliskich
-wymieniałam.
-To slogany i puste słowa. Jesteś
idealistką i dajesz się ponieść emocjom – nie dawała się
przekonać.
Spojrzałyśmy na siebie z Ewą
wymownie. Dyskusja zmierzała donikąd. Znałyśmy naszą koleżankę
wieki całe. Odkąd pamiętam zawsze taka była. Nieskora do
współpracy, niechętna nowinkom i święcie przekonana, że w życiu
wieje nudą. I tak rzeczywiście u niej się działo.
Przestałyśmy zwracać na Kingę uwagę.
Nie pozwolimy się zdołować. Nam się jeszcze chciało.
Opowiedziałam Ewie o moich jeszcze
ciepłych planach. Przyklasnęła moim propozycjom i zarażona
pozytywną energią postanowiła ponownie zawalczyć o rzeczy, na
które właśnie postawiła krzyżyk. Mnie też podsunęła pewne
rozwiązania. Wystarczyło teraz z nich skorzystać.
Postanowiłyśmy też zmienić swój
punkt widzenia i od tej pory nie używać sformułowania jest
niemożliwe tylko jest trudno wykonalne. Od razu zrobiło się nam
lżej na duszy. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki świat
otworzył się na nowo, a my otworzyłyśmy się na świat.
Dobrze jest bowiem przekazywać sobie
pozytywną energię i korzystać z rad mądrych ludzi. Bo życie ma w
sobie różne palety barw. Tylko od nas zależy, jakimi kolorami je
pomalujemy.