Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

sobota, 2 lipca 2016

Szaleństwa Jadwigi

Alicja znajdowała się w stanie, który można by zamknąć w przysłowiowych czterech literach. Szalała jak łódź na wzburzonym oceanie. Jej emocje tryskały niczym wulkaniczna lawa. Dorodna pierś falowała, a ona rzucała kalumniami, które po raz pierwszy słyszałam od czasu naszej kilkunastoletniej znajomości.


Oj nie znałam cię z tej strony, pomyślałam sobie. Byłam ciekawa jakie to wiatry  tak nagle ją przywiały. Pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że to ani pasat, ani też zefirek. Bardziej skłaniałabym się ku halnemu gwałtownie przechodzącemu w niszczycielski huragan.
Moja zawsze opanowana i zdystansowana do życia koleżanka musiała dostać nieźle w kość. Tak nią targało, że naprawdę obawiałam się o stan jej zdrowia.
Oczywiście, wykluczyłam zejście z tego padołu. Ale niespodziewany skok ciśnienia i szlak trafi. A to byłby problem już tylko mój. Bo kto sprzątnie ciało.
Patrzyłam na to zakręcone złą energią dziewczę i próbowałam opanować sytuację. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

W końcu ja krucha osoba zawzięłam się w sobie i jakimś cudem zaciągnęłam opierającą się Alicję na rozklekotany fotel. Zapomniałam dodać, że Ala miotała się na stojąco. Może obawiając się, że stan spoczynku wyhamuje emocje.
Nie zagrzała długo miejsca. Gwałtownie poderwała się z fotela, a uwolnione od ciężaru stare sprężyny zapłakały. Ich ostry modulowany dźwięk wbił mi się w mózgownicę i monstrualnie wykrzywił moją twarzyczkę.
Alicja potruchtała do barku. Z impetem odsunęła szybę. Ostrym wzrokiem omiotła trunki i zdecydowała się na czystą. Wyciągnęła flaszkę i postawiła na stole.
Była to dla mnie nowość. Wódka nie pasowała do Ali. Ale widocznie potrzebowała mocnego uderzenia. Jak się wkrótce przekonałam podwójnego a nawet potrójnego. Machnęła jednym cięgiem pięćdziesiątkę, potem drugą i następną. Nawet się nie skrzywiła. Patrzyłam na nią ze zdumieniem. Zatchnęło mnie co nieco. W ciągu kilkunastu minut moja koleżanka zaskoczyła mnie po raz kolejny. Aż się bałam myśleć, co będzie dalej.
A swoją drogą to egoistka. Nie dość, że się szarogęsi, to nawet mi nie nalała. Też bym sobie chlapnęła. Może wtedy łatwiej zaakceptowałabym jej nienormalność. A tak....
A tak to sama nalałam sobie koniaczek.

Ostatecznie rozluźniona już bez mojej pomocy wwierciła się w siedzenie jak korkociąg w butelkę precyzyjnie i głęboko. Po chwili zaczęła swoją opowieść.
Spodziewałam się prawdziwego trzęsienia ziemi, a sprawa z jaką przytuptała, okazała się jakimś okruszkiem, który urósł do monstrualnych rozmiarów.
Rozklekotany stan Alicji spowodowała jej rodzicielka, która przybyła jak zawsze z niezapowiedzianą  krótką wizytą przedłużającą się do drugiego tygodnia.

Panią Jadwigę znam osobiście i na swój sposób nawet lubię - panie w niebiesiech chroń przed taką matką - należała do osób, które muszą swój spiczasty nos wcisnąć w każdy zakamarek. Ledwo stawiała walizki w progu, już biegła do roślinek na oknie. Wkładała serdelkowaty paluch w ziemią i syczała... sucho.
-Tyle razy ci mówiłam, że kwiaty trzeba podlewać dwa razy w tygodniu – pokazywała utytłany w ziemi paluch. -Podaj wodę – padał pierwszy rozkaz. Potem były następne.
-Zmizerniałaś strasznie – lustrowała rozkładając na czynniki pierwsze swoją dorosłą córkę. -Na pewno znów się odchudzasz. Przecież zawsze byłaś szczupła. Zobaczysz, wpędzisz się w anemię.

Alicja każdą wizytę odchorowywała. Rodzicielka swoim zrzędzeniem wpędzała ją w kompleksy. Zawsze musiało być tak jak ona chciała. Na jakikolwiek bunt reagowała histerią. Dlatego Ala dla świętego spokoju odpuszczała. I to był błąd, bo starsza pani jeździła po niej jak pług po polu.
-Alu to mięso to ja bym zrobiła tak – i tu padała komenda. - Daj jajka i mąkę. Posyp. Ułóż to w paski. Nie tak – utyskiwała. - Ciągle muszę cię uczyć – wypluwała słowa z szybkością karabinu maszynowego..
-Powinnaś kupić nowe zasłony. One tu nie pasują – urządzała córce mieszkanie. - I dywan by się przydał. -Gdzie masz ten w brązowe kwiaty? - pytała. - Taki był ładny.
Alicja nie zamierzała tłumaczyć, że w końcu pozbyła się czegoś, co zawsze ją wkurzało. Lubiła gołe podłogi.
Mama na każdą okazję serwowała jej dobre rady jakie daje się dziesięcioletniej dziewczynce, bo tak ją postrzegała. Nie pogodziła się z faktem, że córka już dawno dorosła i prowadzi odrębne życie.
Najgorsze jednak były właśnie te niezapowiedziane kontrolne wizyty. Jakby nie można było zadzwonić i zawiadomić.

Pani Jadwiga wolała jednak zaskakiwać. Wścibstwo miała zapisane w genach, zawsze coś wywęszyła. Pochwał nie znała, to była obca galaktyka.
Odwiedziny najczęściej kończyły się wielką awanturą. Po kilku tygodniach Alicja miała dosyć jeżdżenia sobie po głowie i nieustannego ciosania kołków. Wciśnięta w kąt prawie że bez oddechu wykrzykiwała swą wściekłość. Na co wielce obrażona rodzicielka cała we łzach kazała się wieźć zięciowi na dworzec i zapowiadała, że w tym domu jej noga więcej nie postanie. Dziecko nie będzie znało swojej babci. Za co winę oczywiście ponosi wyrodne dziecię.
Do następnego razu.

Obecna wizyta, która nie daj boże, widząc po ilości wypitego alkoholu, mogła wpędzić moją koleżankę w alkoholizm, doprowadziła Alicję do rozstroju nerwowego. Otóż pani Jadwiga po raz pierwszy olała że tak powiem żargonowo córkę, za to pod lupę wzięła swoją wnusię Amelkę.
W jednej chwili zakwestionowała metody wychowawcze i rozpoczęła proces naprawczy burząc w ten sposób harmonijną atmosferę w domu.
Ogłupiała wnuczka nie wiedziała, co się dzieje i kogo ma słuchać. Za to babcia, jako ta, która wie najlepiej, zaczęła wprowadzać nowe porządki.
Od kilku dni awantura wisiała na włosku. Ala ostatkiem sił walczyła i nie dała się sprowokować.
Do dzisiejszej soboty, kiedy to Amelka jawnie się zbuntowała. Przyszła do mamy cała rozszlochana skarżąc się na babcię, która zaczęła czytać jej pamiętnik. Nie oszczędziła przy tym złośliwych komentarzy. Nastolatka odczytała to jako zamach na jej prywatność.
-Mama! Jak babcia mogła mi to zrobić? - łkała wycierając w rękaw zasmarkany nos.
W Alicji coś pękło. Pognała do pokoju potykając się o własne nogi. Walnęła głową w zamknięte drzwi nabijając sobie potężnego guza. Tym razem to ona nie dopuściła matki do głosu. Na potrójnym C wygarnęła wszystko, co zalegało na żołądku od lat.
Reakcja była do przewidzenia.
Tym razem to taksówka wiozła obrażoną rodzicielkę na dworzec.

Cóż mogłam zrobić w takiej sytuacji. Wysłuchałam. Utwierdziłam co do słuszności zachowania i...polałam do pełna.
Dziś mój barek stał dla Alicji otworem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz