Życie zaczyna się.... dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt. Kolejna rocznica stanowi pewien przełom stwarzając okazję na początku do rozważań, a z czasem, gdy doświadczenia przybywa, do rozliczeń. Przychodzi refleksja, zastanowienie i czas podsumowań. Nowe cele i wyzwania.
No właśnie. Każdy czas jest dobry,
jeżeli chcemy korzystać z życia i aktywnie w nim uczestniczyć. Bo
życie nie znosi próżni. Coś się kończy. Coś zaczyna.
Czytam to co napisałam przed chwilą i
ogarnia mnie pusty śmiech. Bo się wymądrzam. Bo zabawiam się w
psychologa lub innego psychoterapeutę czy nudziarza zaproszonego na
spotkanie, podczas którego raczy zebranych wyświechtanymi
sloganami.
Wystarczy zajrzeć do jednego czy
drugiego domu, posłuchać ulicy, aby radykalnie zmienić zdanie i
nie robić ludziom wody z mózgu.
Bo świat dodam ten najbliższy od
Bałtyku do Tatr zamyka się w serialach i polityce. Gdy seriale mogę
jeszcze strawić, choć odbijają mi się czkawką, to polityka
wywołuje u mnie ostry skręt kiszek. Odcinam się od zidiocenia i
paranoi, gdyż w innym przypadku musiałabym rano biec do lustra,
patrzeć na zaspaną gębę i zastanawiać się, czy już jestem w
fazie obłędu.
Niedawno moja znajoma opowiadała o
swojej siedemdziesięcioletniej mamie, której życie kumuluje się w
małym ekranie telewizora. Jako wielbicielka seriali przy okazji
wiernie śledząca losy pseudogwiazdek lansowanych przez kolorowe
pisemka, nie znajduje już czasu na nic innego. Każdorazowe wyjście
do miasta, odwiedziny czy wizyta są uzależnione od emisji serialu.
Strata jednego odcinka to jak brak papierosa u palacza, brak wódki u
alkoholika czy amfy u narkomana.
Mama koleżanki, niech to będzie pani
Krysia wykazuje typowe objawy uzależnienia. Niepokój,
rozdrażnienie, kołotanie serca, nadpobudliwość i inne stany
emocjonalne, które doprowadzają do rozedrgania fizycznego i
ogłupiania psychicznego.
Taka pani Krysia, Basia czy Jadwiga
doskonale wiedzą kto z kim, jak i kiedy. Może o tym opowiadać
godzinami jak o najbliższej rodzinie, bo każdego dnia kilka godzin
dziennie obcuje psychicznie z olbrzymim zaangażowaniem w obcym
świecie, który stał się jej nowym domem i zastąpił prawdziwą
rodzinę. Tu pani Krysia porozmawia z telewizorem, w wirtualnym
świecie doradzi bohaterce,opieprzy, zbeszta, czasem splunie na
bezeceństwa i zrobi to bezkarnie, podczas gdy ta prawdziwa córka
czy syn nie pozwolą mieszać się w swoje życie i trzymają mamę
na dystans.
Moja mama funkcjonuje podobnie, czyli w
świecie seriali i ogłupiającej kolorowej prasy. Gdy dzwonię do
niej, najpierw patrzę na zegarek i zastanawiam się, czy czasem
akurat nie leci kolejny odcinek M..., sułtana, zdrad, rolnika czy
innej pierdoły. Kilka razy zdarzyło mi się połączyć o
nieodpowiedniej porze i słyszałam tylko tak, no..., nie. Totalne
rozkojarzenie. Na moje pytanie, co się dzieje, padła prozaiczna
odpowiedź. Serial. Zadzwoń później.
Dostosowałam się.
Nieprzypadkowo swoje rozważania
rozpoczęłam od siedemdziesięcioletnich niewiast, których życie
usłane jest serialami, jak majowa łąka kwiatami.
Ale żeby nie było, że się uwzięłam
na 70+. Sześćdziesiątka, pięćdziesiątka -wiek nie gra roli.
Podobno jest demokracja i każdy może wybrać to co lubi. I wybiera
film, który lubi.
Niestety, telewizja to zmora naszych
czasów, która połyka jak wąż mysz średnie pokolenie. Kiedyś,
gdy byłam w bibliotece wypożyczyć książkę, w drugiej sali
studentki uniwersytetu trzeciego wieku czekały na rozpoczęcie zajęć
i ostro dyskutowały. Siła emocji kazała zajrzeć mi do małej
salki, gdzie emerytki wzięły w obroty niewierną serialową żonę
i pastwiły się nad nią jak lis nad porwaną kurą z cudzego
kurnika. Atmosfera była gorąca, rumieńce na twarzach, mocna
gestykulacja, podniesione głosy. Stan zapalny wywołany przez świat
wirtualny.
Aktywność, refleksja, pasje brzmią w
tym kontekście jak słowa przyplątane z obcej galaktyki. Życie tu
na dole wygląda zupełnie inaczej i ogranicza się do małego lub
dużego pudła, które doskonale zagospodaruje nam czas.
Na początku wyjątkowo paskudnej w tym
roku wiosny udałam się do lekarza. Czekałam w długiej kolejce
pośród pokasłującej i zasmarkanej gawiedzi, aby się
zarejestrować. Wysoka temperatura osłabiła mój
intelekt. Marzyłam o łóżeczku i gorącej herbacie z cytryną.
Pani w okienku ospale wyciągała karty pacjentów nie zwracając uwagi na
pokrzykiwania sfrustrowanych oczekujących. Już się uodporniła.
Miała swoje tempo i nawet wybuch bomby nie zmieniłby jej
zachowania. Wrosła korzeniami w swoją pracę jako chroniona
funkcjonariuszka naszej chorej służby zdrowia. Przede mną stała
już tylko jedna osoba. Futrzana czapa zasłaniała twarz. Czapa
prosiła o wyznaczenie późniejszej godziny wizyty, ponieważ w tym
czasie.... leci jej ulubiony serial. A jak dotąd nie opuściła ani
jednego odcinka.
Panią w okienku zamurowało. Mnie
zresztą też. Już nachalnie, nagle w jednej chwili cudownie ozdrowiona, tkwiłam po uszy w rozmowie. Bezczelnie. A niech tam. Tu
właśnie rodzi się temat na serial.
Panią w białym fartuchu opuścił
spokój. To był wstrząs. Rozdrażniona tłumaczyła, że nie
będzie nic zmieniać. A jak się nie podoba, to niech się nie leczy
i kazała popatrzeć na zakręcony ogonek oczekujących i
potrzebujących. Gdy futrzana czapa nalegała, wkurzyła się nie na
żarty i opieprzyła jak burą sukę. Pacjentka nie pozostała dłużna
i zrobiła się awantura.
Okazałam swe litościwe serce i
zamieniłam się z wielbicielką seriali na godzinę wizyty. Wyraźnie
szczęśliwa wychwalała mnie pod niebiosa. Niepotrzebnie. Nic
wielkiego nie zrobiłam. Ale po tym słowotoku zrozumiałam, jak dla
niej było to ważne.
A z drugiej strony zastanawiałam się,
wycierając zasmarkany nos, co by się stało, gdyby ona nie
obejrzała jednego odcinka. Tego jednak już się nie dowiedziałam.
Jeszcze niedawno trwała dyskusja nad
sześciolatkami, którym za ''karę” kazano iść wcześniej do
szkoły. Przeciwnicy argumentowali, że zabiera się im dzieciństwo.
Z moich obserwacji i rozmów to
zabierane dzieciństwo, o które toczył się bój, wyglądało
osobliwie.
Moja przyjaciółka na przykład
opowiadała mi, jak wygląda dzieciństwo jej wnuczki, która ze
swoją mamą dzień rozpoczyna od kolejnego odcinka serialu. Na obiad
i kolację są też kolejne perypetie filmowe, a w międzyczasie
odwiedziny koleżanek.
Jak zwierzyła się jej Milenka, bardzo
lubi oglądać z mamą filmy. Do babci za to nie chce przychodzić,
bo ta nie ogląda telewizji, za to chętnie czyta książki.
A co by się stało, gdyby tak
pieprznął główny transformator i przez kilka dni nie było
prądu?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz