Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

sobota, 14 maja 2016

Pani Krysia na haju

Życie zaczyna się.... dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt. Kolejna rocznica stanowi pewien przełom stwarzając okazję na początku do rozważań, a z czasem, gdy doświadczenia przybywa, do rozliczeń. Przychodzi refleksja, zastanowienie i czas podsumowań. Nowe cele i wyzwania.


No właśnie. Każdy czas jest dobry, jeżeli chcemy korzystać z życia i aktywnie w nim uczestniczyć. Bo życie nie znosi próżni. Coś się kończy. Coś zaczyna.

Czytam to co napisałam przed chwilą i ogarnia mnie pusty śmiech. Bo się wymądrzam. Bo zabawiam się w psychologa lub innego psychoterapeutę czy nudziarza zaproszonego na spotkanie, podczas którego raczy zebranych wyświechtanymi sloganami.
Wystarczy zajrzeć do jednego czy drugiego domu, posłuchać ulicy, aby radykalnie zmienić zdanie i nie robić ludziom wody z mózgu.
Bo świat dodam ten najbliższy od Bałtyku do Tatr zamyka się w serialach i polityce. Gdy seriale mogę jeszcze strawić, choć odbijają mi się czkawką, to polityka wywołuje u mnie ostry skręt kiszek. Odcinam się od zidiocenia i paranoi, gdyż w innym przypadku musiałabym rano biec do lustra, patrzeć na zaspaną gębę i zastanawiać się, czy już jestem w fazie obłędu.

Niedawno moja znajoma opowiadała o swojej siedemdziesięcioletniej mamie, której życie kumuluje się w małym ekranie telewizora. Jako wielbicielka seriali przy okazji wiernie śledząca losy pseudogwiazdek lansowanych przez kolorowe pisemka, nie znajduje już czasu na nic innego. Każdorazowe wyjście do miasta, odwiedziny czy wizyta są uzależnione od emisji serialu. Strata jednego odcinka to jak brak papierosa u palacza, brak wódki u alkoholika czy amfy u narkomana.

Mama koleżanki, niech to będzie pani Krysia wykazuje typowe objawy uzależnienia. Niepokój, rozdrażnienie, kołotanie serca, nadpobudliwość i inne stany emocjonalne, które doprowadzają do rozedrgania fizycznego i ogłupiania psychicznego.
Taka pani Krysia, Basia czy Jadwiga doskonale wiedzą kto z kim, jak i kiedy. Może o tym opowiadać godzinami jak o najbliższej rodzinie, bo każdego dnia kilka godzin dziennie obcuje psychicznie z olbrzymim zaangażowaniem w obcym świecie, który stał się jej nowym domem i zastąpił prawdziwą rodzinę. Tu pani Krysia porozmawia z telewizorem, w wirtualnym świecie doradzi bohaterce,opieprzy, zbeszta, czasem splunie na bezeceństwa i zrobi to bezkarnie, podczas gdy ta prawdziwa córka czy syn nie pozwolą mieszać się w swoje życie i trzymają mamę na dystans.

Moja mama funkcjonuje podobnie, czyli w świecie seriali i ogłupiającej kolorowej prasy. Gdy dzwonię do niej, najpierw patrzę na zegarek i zastanawiam się, czy czasem akurat nie leci kolejny odcinek M..., sułtana, zdrad, rolnika czy innej pierdoły. Kilka razy zdarzyło mi się połączyć o nieodpowiedniej porze i słyszałam tylko tak, no..., nie. Totalne rozkojarzenie. Na moje pytanie, co się dzieje, padła prozaiczna odpowiedź. Serial. Zadzwoń później.
Dostosowałam się.

Nieprzypadkowo swoje rozważania rozpoczęłam od siedemdziesięcioletnich niewiast, których życie usłane jest serialami, jak majowa łąka kwiatami.
Ale żeby nie było, że się uwzięłam na 70+. Sześćdziesiątka, pięćdziesiątka -wiek nie gra roli. Podobno jest demokracja i każdy może wybrać to co lubi. I wybiera film, który lubi.
Niestety, telewizja to zmora naszych czasów, która połyka jak wąż mysz średnie pokolenie. Kiedyś, gdy byłam w bibliotece wypożyczyć książkę, w drugiej sali studentki uniwersytetu trzeciego wieku czekały na rozpoczęcie zajęć i ostro dyskutowały. Siła emocji kazała zajrzeć mi do małej salki, gdzie emerytki wzięły w obroty niewierną serialową żonę i pastwiły się nad nią jak lis nad porwaną kurą z cudzego kurnika. Atmosfera była gorąca, rumieńce na twarzach, mocna gestykulacja, podniesione głosy. Stan zapalny wywołany przez świat wirtualny.
Aktywność, refleksja, pasje brzmią w tym kontekście jak słowa przyplątane z obcej galaktyki. Życie tu na dole wygląda zupełnie inaczej i ogranicza się do małego lub dużego pudła, które doskonale zagospodaruje nam czas.

Na początku wyjątkowo paskudnej w tym roku wiosny udałam się do lekarza. Czekałam w długiej kolejce pośród pokasłującej i zasmarkanej gawiedzi, aby się zarejestrować. Wysoka temperatura osłabiła mój intelekt. Marzyłam o łóżeczku i gorącej herbacie z cytryną. Pani w okienku ospale wyciągała karty pacjentów nie zwracając uwagi na pokrzykiwania sfrustrowanych oczekujących. Już się uodporniła. Miała swoje tempo i nawet wybuch bomby nie zmieniłby jej zachowania. Wrosła korzeniami w swoją pracę jako chroniona funkcjonariuszka naszej chorej służby zdrowia. Przede mną stała już tylko jedna osoba. Futrzana czapa zasłaniała twarz. Czapa prosiła o wyznaczenie późniejszej godziny wizyty, ponieważ w tym czasie.... leci jej ulubiony serial. A jak dotąd nie opuściła ani jednego odcinka.
Panią w okienku zamurowało. Mnie zresztą też. Już nachalnie, nagle w jednej chwili cudownie ozdrowiona, tkwiłam po uszy w rozmowie. Bezczelnie. A niech tam. Tu właśnie rodzi się temat na serial.
Panią w białym fartuchu opuścił spokój. To był wstrząs. Rozdrażniona tłumaczyła, że  nie będzie nic zmieniać. A jak się nie podoba, to niech się nie leczy i kazała popatrzeć na zakręcony ogonek oczekujących i potrzebujących. Gdy futrzana czapa nalegała, wkurzyła się nie na żarty i opieprzyła jak burą sukę. Pacjentka nie pozostała dłużna i zrobiła się awantura.
Okazałam swe litościwe serce i zamieniłam się z wielbicielką seriali na godzinę wizyty. Wyraźnie szczęśliwa wychwalała mnie pod niebiosa. Niepotrzebnie. Nic wielkiego nie zrobiłam. Ale po tym słowotoku zrozumiałam, jak dla niej było to ważne.
A z drugiej strony zastanawiałam się, wycierając zasmarkany nos, co by się stało, gdyby ona nie obejrzała jednego odcinka. Tego jednak już się nie dowiedziałam.

Jeszcze niedawno trwała dyskusja nad sześciolatkami, którym za ''karę” kazano iść wcześniej do szkoły. Przeciwnicy argumentowali, że zabiera się im dzieciństwo.
Z moich obserwacji i rozmów to zabierane dzieciństwo, o które toczył się bój, wyglądało osobliwie.
Moja przyjaciółka na przykład opowiadała mi, jak wygląda dzieciństwo jej wnuczki, która ze swoją mamą dzień rozpoczyna od kolejnego odcinka serialu. Na obiad i kolację są też kolejne perypetie filmowe, a w międzyczasie odwiedziny koleżanek.
Jak zwierzyła się jej Milenka, bardzo lubi oglądać z mamą filmy. Do babci za to nie chce przychodzić, bo ta nie ogląda telewizji, za to chętnie czyta książki.

A co by się stało, gdyby tak pieprznął główny transformator i przez kilka dni nie było prądu?...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz