Pierwsze nasze babskie spotkanie w nowym roku Mirka postanowiła zorganizować u siebie. Podekscytowana zapowiedziała, że mamy szykować się na niespodziankę. Próbowałam z niej wyciągnąć jakieś informacje, ale milczała jak grób. Zawiodły nawet moje najlepsze sposoby. Zasznurowała usta na gruby węzeł i kazała czekać do soboty.
Ciekawość jest moją wybijającą się
cechą. Zawsze byłam i jestem ciekawa życia, ciekawa ludzi, ciekawa
historii, które w nich drzemią. Jestem też ciekawa własnych
myśli, bo sprawiają mi wiele niespodzianek.
Rzecz całą postanowiłam
przedyskutować przy popołudniowej kawie, na którą umówiłam się
z Ewką. Ona również została zaproszona. Niespodziankę
potraktowała luzacko jak wszystko, co ją otacza. Ewa zawsze miała
lekki stosunek do życia. Trochę jej zazdrościłam. Bo to zawsze
mniej stresów, mniej zmartwień, a co za tym idzie mniej zmarszczek.
Co w dobie kultu młodości jest rzeczą szalenie istotną.
Gdy już umoczyłyśmy usta w
aromatycznej czarnej, postanowiłyśmy zająć się sprawą
zasadniczą. Cóż to za
NIESPODZIANKA.
Ja stawiałam na nowy obiekt
westchnień. Od jakiegoś czasu Mirka wiodła samotne życie. Gdy
pogoniła Roberta maminsynka, straciła ochotę na stały związek.
Wolała seks bez zobowiązań. Jak uzasadniała ma zdrowszą
psychikę i nie rozmienia się na drobne.
-Może jednak ktoś albo coś...-
kombinowałam.
-Daj spokój – studziła moje emocje
ładując do ust sążnisty kawał tortu bezowego. Po czym oblizała
upaćkane usta.
Miałam ochotę strzelić ją w tę
wyfiokowaną głowę. Naprawdę ręce mnie świerzbiły. Uśmiechnęłam
się do własnych myśli.
Ewka zmuszona do kontemplacji, poszła
na łatwiznę i uderzyła w stronę kulinariów.
-To na pewno coś do
jedzenia. Przecież wiesz, że ona świetnie
gotuje – uzasadniała.
-Jedzenie to taka proza życia –
westchnęłam
-A ty wszędzie szukasz uniesień – rzuciła jadowicie jędzunia. - Nawet w garach chciałabyś widzieć
poezję.
-Mam - krzyknęła. Czym zwróciła
uwagę towarzystwa siedzącego przy sąsiednim stoliku. - Może
zafunduje nam męski striptiz?
Spojrzałam przepraszająco na
towarzystwo i popukałam się wymownie w czoło określając w ten
sposób stan emocjonalny mojej psiapsiółki.
W sobotni wieczór zjawiłyśmy się u
Mirki w okrojonym składzie. Dzieciaki miały ferie. Wanda, Kryśka i
Lena pojechały z rodziną w góry, aby poszusować na nartach.
Mirka
przedstawiła niespodziankę. Stała przed nami wysoka laska o
kruczoczarnych włosach i wnikliwym spojrzeniu. Maria była jej
koleżanką z liceum i właśnie przyjechała na kilka dni z Londynu
stęskniona za rodziną.
-Koleżanka jak koleżanka. Po co to
wielkie halo – myślałam skonfundowana. -Mało to mamy
koleżanek...Czułam się zawiedziona. - Może męski striptiz byłby
ciekawszy? – szepnęłam w ucho Ewki.
Gdy już przełknęłyśmy tę wątpliwą
niespodziankę, przyszedł czas na oddanie się plotkarskim
rozgaworom.
Co? Gdzie? Kiedy? Po co? Dlaczego?
Mnóstwo pytań. I jeszcze więcej
odpowiedzi. Zrobiło się głośno jak w ulu. Brakowało tylko miodu.
Było miło. Jeszcze milej, gdy Ewka
zaserwowała nam swoje arcydzieło pod nazwą tatar i jeszcze milej,
gdy otwierałyśmy kolejną butelkę.
Nigdy nie doskwiera nam nuda.
Maria się wpasowała. Okazała się
miłą dziewczyną.
Atmosfera osiągnęła stopień wrzenia
jak to u nas zawsze bywa. I wtedy Mirka wyłożyła karty na stół.
Dosłownie.
Okazało się, że koleżanka z Londynu
jest jasnowidzką i wróżką. I jeżeli mamy ochotę, chętnie nam
powróży.
Nie powiem. Trochę nam zrzędły miny.
Oczami wyobraźni widziałam moje głupkowate lico. Spojrzałam na
Ewkę i wybuchnęłam śmiechem. Jej usta przybrały kształt
kukułczego jajka. Oczy zawiesiły się na ścianie. Ciężkie jak z
ołowiu nie były w stanie wydać ani jednego mrugnięcia.
Poczułam się niezręcznie. Niech
będzie wróżka. Ale nie na boga jasnowidzka! Już widziałam oczami
wyobraźni jak rozbiera mnie na części. Jak moje myśli znajdują
ujście na zewnątrz. Zostają konkretnie nazwane i przefiltrowane.
Moje dobre i złe uczynki. Poczułam schodzące ze mnie powietrze.
Podniosłam oczy. Tylu głupkowatych twarzy naraz nie widziałam.
Przydałaby się sweet focia.
-Która pierwsza – zachęcała Mirka.
Oczywiście przed szereg wyskoczyła
beztroska Ewa, po której wszystko zawsze spływało jak po kaczce.
Otrzepywała tylko piórka.
Maria usiadła przy małym stoliku i w
skupieniu rozłożyła karty. Długo przyglądała się figurom. W
pokoju zaległa kująca w uszy cisza. Słychać było nasze głośnie
oddechy. Nadstawiłam uszy.
Ewka mimowolnie potakiwała głową
potwierdzając zdarzenia z przeszłości. Czekała jednak na to co
będzie. To zawsze budzi ciekawość i zarazem niepewność.
Najbardziej zainteresowała ją wielce
prawdopodobna zmiana pracy i nieoczekiwany wyjazd.
Stwierdziła, że póki co nic się jej
nie kroi. Ale jest zawsze otwarta na propozycje.
-To jeszcze nie w tej chwili – dodała
wróżka. - Jesień wszystko zmieni - uściśliła.
Mirka dowiedziała się o nowej
miłości, w sidła której wpadnie po same uszy. Na samo słowo
miłość prychała i wierzgała nogami, jakby chciała odsunąć od
siebie nowinę.
-Niedoczekanie. Nigdy się już nie
zakocham. Nigdy! - zaklinała.
-Słowa. Słowa. Słowa. Uczucie cię
dopadnie i polegniesz – nie miała złudzeń jej koleżanka.
Najtrudniejszy pierwszy krok. Tak było
i z nami.
Nie za bardzo miałyśmy ochotę
słuchać, co też szykuje nam los. Po co wiedzieć za dużo. Lepiej
żyć w błogiej nieświadomości. Potem jednak Maria obudziła w nas
ciekawość.
-Przecież moje życie się nie zawali
– pomyślałam sobie. - Potraktuję karty z przymrużeniem oka.
Cierpliwie czekałyśmy na swoją kolej.
Maria nie wchodziła z butami w nasze
wnętrze. Była konkretna w przekazywaniu informacji. Dawała
skazówki.
Spotkanie z wróżką było dla nas
nowym doświadczeniem. Dałyśmy się ponieść emocjom. Jeżeli coś
w przyszłości zagra, będzie miło.
Najważniejsze jednak, aby zachować
dystans i nie czekać z założonymi rękami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz