Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

niedziela, 7 grudnia 2014

Miłość z wiertarką w tle

Powoli ogarnia nas przedświąteczna gorączka. Dwoimy się i troimy, aby tylko zdążyć ze wszystkim na czas. Generalne porządki i zaglądanie w najmniejszy zakamarek, by wydobyć mały kłąb kurzu. Torby, siaty i siateczki świątecznych wiktuałów i produktów, którymi będziemy raczyć podniebienia najbliższych. Trzy dni świętowania, miesiąc przygotowania. To nasza tradycja. A na tradycji nie ostrzy się zębów.


PREZENTY. 
Bardziej zapobiegliwi kompletują je już od jesieni.
Co kupić?
 Za ile?
 Komu?
Trzy magiczne pytania i szperanie po sklepach.

W sobotę wraz z rodziną odwiedziłam jedną z galerii handlowych. Świąteczną atmosferę czuć było wszystkimi  zmysłami. Drażniły węch, słuch i wzrok. Pięknie przystrojone drzewka z feerią różnokolorowych światełek, świąteczne melodie. Ku mojemu zaskoczeniu było jeszcze w miarę spokojnie. Choć co poniektórzy do kas podjeżdżali z wózkami wypełnionymi po brzegi.
W widocznym miejscu wisiał slogan reklamowy, który kłuł w oczy i pod którego treścią podpisuję się całą sobą.

PREZENT TAK JAK  RIPOSTA POWINIEN BYĆ TRAFIONY.
Nic dodać nic ująć.

Hasło tak głęboko zapadło mi w pamięci, że po powrocie do domu, zrobiłam prezentowy rachunek sumienia. Zajrzałam do szafek, pootwierałam szuflady i komody i powyciągałam liczne podarunki świąteczne, które w żaden sposób nie pasowały do mojego wnętrza. A ile swetrów i bluzek pooddawałam innym, bo nie odpowiadał mi fason lub kolor. Dziwne kubki, kieliszki, bibeloty pasujące  do babcinych ścian. Kosztowne nietrafione perfumy.
Pamiętam jak przed laty moja przyjaciółka przywiozła mi zza oceanu perfumeryjny hit, w którym zakochały się amerykanki. Cała Ameryka kropiła się perfumami Dune, bardzo kosztownymi zresztą. Alicja wydała ostatnie dolary, chcąc sprawić mi przyjemność. Oczywiście, że bardzo się ucieszyłam i gorąco podziękowałam. Następnego dnia tuż przed świątecznym śniadaniem spryskałam się leciutką mgiełką ekskluzywnego drobiazgu. Czar prysł. Zbyt ostre i słodkawe nuty zapachowe nie odpowiadały mi. Widocznie moja europejska natura nie dorosła do wielkiego świata.

Przyglądałam się różnym maskom przywożonym z egzotycznych krajów. Dawno temu wcisnęłam je w kąt i najzwyczajniej w świecie zapomniałam. W szeregu ustawiałam kadzidełka i świece zapachowe, których woni nie znoszę. Pomyślałam, że w ramach świątecznych porządków, czas najwyższy pozbyć się niepotrzebnych śmieci.
W kolorowym pudełku odkryłam różowe kapciuszki na obcasiku, z czubkami pokrytymi puszkiem, które podarowała mi jakaś ciotka. Leżą sobie biedniutkie i czekają, nie wiem na co. W osobnym puzderku znalazłam gruby naszyjnik z zielonymi paciorkami, który ani razu nie zaszczycił mojej szyi, ponieważ nie lubię koloru zielonego i kolczyki wytłaczane zielonymi kamykami.
Kremy, pudry do twarzy, to już osobna bajka. Najczęściej nie pasowały do mojej cery, a zdarzały się, że uczulały. Rozdawałam je potem moim koleżankom, które chętnie szperały w ładnych pudełeczkach. I  na szczęście zawsze znajdowały swojego amatora.

Moja rodzina po latach bardzo często bezmyślnego obdarowywania się prezentami, poszła po rozum do głowy. Od paru lat wcześniej informujemy siebie nawzajem, co ewentualnie chcielibyśmy dostać pod choinkę.  Najbliżsi na przykład wiedzą, że dla mnie najpiękniejszym podarunkiem jest książka. Ostatnio moja córka na Mikołaja dostała powieść Musierowiczowej, co ją niezmiernie ucieszyło. Potwierdza się zasada, że jabłko pada niedaleko od jabłoni.

Ale biję się w piersi, że nie zawsze pomysł na prezent spotykał się z aprobatą drugiej osoby. Mam tu, niestety, siebie na myśli.
Kilka lat temu stoczyłam ostry bój z moim małżonkiem, który zapytany o rodzaj prezentu, powiedział, że ucieszyłby się bardzo z nowej wiertarki, bo stara ledwo dyszy i niebawem wyda ostatnie tchnienie.
Potraktowałam to jak żart. Ale on nie żartował. Jak to wiertarka! Buntowały się moje szare komórki. Co to za prezent, jakieś narzędzie do pracy... Nie taki prezent widziałam dla niego pod choinką.

A co kobieca natura brała pod uwagę.
Elegancką koszulę, krawat, portfel, dobry alkohol
Żadna wiertarka nie będzie mi tu straszyć pod choinką.

Wiertarkę odrzuciłam stanowczo i kazałam małżonkowi wybierać z przedstawionej listy. On zdecydowanie negatywnie odniósł się do moich propozycji, ja do jego.
Miły prezentowy nastrój przytłoczyła gradowa chmura. Podarunki zamiast nas zbliżyć, niespodziewanie wywołały karczemną awanturę i ciche dni. Pomroczność jakaś. Jesteśmy dorośli, a zachowujemy się jak gówniarze. Mąż nie zgodził się na kolejne ciuchy, ja w takiej sytuacji uniosłam się honorem i zapowiedziałem, że żadnego prezentu nie przyjmę. Nie osiągnęliśmy kompromisu i po raz pierwszy miejsce pod świątecznym drzewkiem było puste. Czuliśmy się nieswojo, nadrabialiśmy miną. Zwłaszcza, że nasze dziecko nie przyjmowało do wiadomości bajkowego tłumaczenia, że byliśmy niegrzeczni i Mikołaj nas ukarał.

Kiedyś przy okazji wygadałam się mojej przyjaciółce od serca, że moje miłosne szczęście zburzyła jakaś tam wiertarka. Gdy opowiedziałam Ance o bożonarodzeniowej zmorze, ona popukała się wymownie w głowę.
 - Stara a głupa- nie szczędziła słów krytyki. - Zawsze wydawało mi się, że stać cię na więcej - fukała. - Nie myślałam, że jesteś egoistką.
Próbowałam się bronić, ale moje tłumaczenie było nieporadne, a argumenty mniej niż przekonywujące. W końcu zamilkłam, gdyż zauważyłam, że zniżam się do poziomu, którego nie chcę nazywać po imieniu.
Dla niej ta nieszczęsna wiertarka była jak najbardziej słusznym prezentem. Męskim prezentem, jak zaznaczyła. Po czym pokazała mi skarbczyk Andrzeja, gdzie piętrzyły się różnorodne narzędzia.
- Zobacz – wyciągnęła chyba lutownicę, potem jeszcze małą wkrętarkę i podręczny zestaw majsterkowicza – to wszystko prezenty ode mnie. Andrzej otrzymał je pod choinkę, na imieniny, a zestaw śrubokrętów na rocznicę ślubu. - Żebyś wiedziała, jak on się zawsze cieszył, a potem chwalił przed kolegami.
 - Masz rację, stara bździągwa ze mnie – kajałam się przed nią. - Ale człowiek uczy się przez całe życie – szukałam rozgrzeszenia..

Gd wieczorem umościłam się wygodnie w fotelu i oddałam codziennej kontemplacji, doszłam do przekonania, że wybierając prezent swojej drugiej połówce, myślałam przede wszystkim o zaspokojeniu swojej próżnej babskiej natury.

Teraz, jeśli mój małżonek sobie tylko zażyczy, mogę mu kupić pod choinkę nawet piłę mechaniczną.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz