Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

środa, 13 sierpnia 2014

Facet stiuningowany

Medialnej obróbce do tej pory poddawane były kobiety. Poprawiano im urodę, niedoskonałości natury, ujmowano kilogramów. Wielomilionowa damska widownia z zapartym tchem i niekiedy z zazdrością śledziła, jak  brzydkie kaczątko zmienia się w pięknego łabędzia. Metamorfoza okupowana była wielomiesięcznym cierpieniem, heroicznym wysiłkiem woli, a wszystko po to, by zyskać w oczach innych i zbliżyć się do obowiązującego wzorca kreowanego przez media.

Teraz taka szansa pojawia się przed mężczyznami. Jedna ze stacji telewizyjnych wpadła właśnie na pomysł, aby podobnej metamorfozie poddać płeć brzydką. My zmieniałyśmy się w pięknego łabędzia, oni jak samochody będą tiuningowani, tłumacząc z męskiego na damskie podrasowani. Czyli tu się wymieni, tam zastąpi i jeszcze coś doda. Aż się boję myśleć, jaki będzie efekt tych wszystkich działań. Zastanawiam się tylko, czy ta przemiana spotka się z akceptacją męskiej widowni, bo jak znam próżną naturę damską, panie świetnie będą się bawić.:)

Obcując na co dzień z naszymi partnerami, dostrzegamy zarówno ich zalety jak i wady, czasami jest tak, że trudno wytrzymać. Podejmujemy rozmowę,  stosujemy niekiedy delikatną perswazję, posuwamy się do szantażu, walki podjazdowej, okopujemy się,  że posłużę się terminologią wojskową. Szukamy rozwiązań, wykorzystując wszelkie dostępne nam możliwości, przyznam - nie zawsze gramy uczciwie. Próbujemy coś zmienić, choć w ich przypadku zmiany są trudno przyswajalne. Ale my nie poddajemy się i walczymy.

 Ale żeby zaraz z tym do telewizji.

Gdy rzuciłam mojemu mężowi hasło tiuning, nie krył żywego zainteresowania i przy okazji zaskoczenia. Temat samochodów bowiem był mi zawsze tak samo obcy, jak boks czy życie na Marsie. Wyraźnie ucieszony, że rozmowa będzie dotyczyć jakże męskiego i ulubionego tematu – motoryzacji. Gdy uściśliłam, że mam na myśli tiuning męski, wymownie zamilkł, potem popukał się w czoło, przekonany, że go wkręcam w jakąś historię.
W końcu, po dość przydługim i pokrętnym tłumaczeniu - co już nieco wyprowadziło go z równowagi - pojął, w jakim kierunku biegną moje myśli. Co wcale nie znaczy, że przejawiał ochotę na  rozmowę. Był wyjątkowo zniesmaczony i nieskory do współpracy.
Ulegając ostatecznie moim prośbom, każda z nas ma swoje sposoby... podsumował krótko.
-Dajcie facetom święty spokój! Nie wpędzajcie nas w kompleksy.
Tak w głębi serca to przyznałam mu rację.:)

 -Mężczyzna to nie małpa w zoo, nie potrzebuje widowni, ochów i achów. Nie możecie decydować za nas i na siłę nas zmieniać. To ingerencja w naszą osobowość. Nikt, kto ma poukładane w głowie, na to się nie zgodzi. A jak się wam nie podoba, zawsze można się rozstać – zakończył definitywnie i zamilkł na amen.
Odpuściłam, gdyż wiedziałam, że już nic więcej nie wycisnę.
Przy okazji podpytałam również moje koleżanki, czy chciałyby zmieniać pod publicznym obstrzałem swojego faceta, zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. Za każdym razem słyszałam zdecydowane NIE.

-Wysyłając mojego Marcina do programu, przyznałabym się do życiowej porażki- argumentowała Lidka. - Jak to, ja najbliższa osoba, nie potrafię dogadać się z moją połówką i proszę o pomoc obcych ludzi, którzy na dodatek będą prowadzić swoją własną grę. Nie ma przecież nic za darmo. Prowadzącym nie chodzi wcale o rzetelność, oni walczą tylko o oglądalność. Mam sprzedawać siebie, swojego męża. Zdradzać nasze tajemnice. To nie moja  i nie jego bajka. Nigdy.
Z kolei Mirka określiła ten pomysł jako ekshibicjonizm.
 -Jak ktoś lubi, niech się bawi w tym parku rozrywki. Dla mnie to obdzieranie siebie po kawałku. Moje życie nie jest na sprzedaż. A prywatność moja i  mojego męża nie ma żadnej ceny – wyraziła swoją opinię. -Szanujemy siebie nawzajem i nie wystawiamy siebie na pośmiewisko. Bo potem zostanie tylko niesmak. A nie ma nic gorszego jak poranny kac.

Moja ocena tego typu pomysłów jest jak najbardziej negatywna. Wyjątkowo drażni mnie określenie tiuning (twórcy programu zaszaleli językowo). To nic innego, jak sprowadzenie naszej drugiej połówki do roli przedmiotu, odarcie go z  ludzkich cech. Ktoś może powiedzieć, że jestem upierdliwa i się czepiam. Ale w tym konkretnym przypadku stoję po stronie godności faceta. 
W życiu kieruję się zasadą, iż mój partner i wszystko, co jego dotyczy, to nasz osobisty grajdoł. Czasem mnie denerwuje, zresztą ja jego też, ale przecież nie będziemy roztrząsać naszych problemów i zmieniać naszego wyglądu na oczach żądnej sensacji widowni.

 Zdaję sobie sprawę - bo takie mamy czasy- że sprzedać można wszystko. Zawsze znajdzie się spora grupa kobiet, która ulegnie pokusie pięciominutowej iluzorycznej sławy i z ochotą będzie tiuningować swojego faceta, uznając to za świetną zabawę. :)

Ale czy już po wszystkim i całym tym show, będzie to potem jeszcze ich facet, czy może taki bardziej stworzony na potrzeby komercji? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz