Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

środa, 29 lipca 2015

Tylko pozwól się kochać

Gdy Karolina zaproponowała mi wypad w góry, najchętniej odmówiłabym. Po prostu nie przepadam. Nie kręci mnie wspinaczka i kolejne zdobywanie szczytów. Karola zażarta miłośniczka górskich wędrówek patrzyła na mnie psim wzrokiem. Biłam się z myślami. Ona na przełęczy, a ja co? No trudno, przyjaźń niekiedy wymaga poświęceń. Może nie będzie tak źle.


Zawisła na mojej szyi. Obcałowała siarczyście policzki. Nie mogłam się od niej uwolnić.
-Jesteś kochana -piszczała uradowana.
-Wiem, wiem – mruknęłam i skonkretyzowałam pytanie. -Kiedy ruszamy?
-Pojutrze odbieram samochód od mechanika. Kupię kilka niezbędnych rzeczy i możemy jechać-mówiła podekscytowana.
Wczesnym rankiem w piątek pakowałyśmy samochód. Mój bagaż był skromny. Jedna torba z ciuchami, trochę książek. Wystarczy na dziesięciodniowy pobyt. Za to Karola zaszalała. Na pierwszym miejscu sprzęt spinaczkowy, dwie pary solidnych butów do wędrówek po górach i całe mnóstwo akcesoriów, które stanowiły dla mnie czarną magię. Z wysiłkiem upychała pakunki w samochodzie.
Muszę przyznać, że logistycznie była bardzo dobrze przygotowywana.

Ponad dziesięciogodzinna podróż z dwiema krótkimi przerwami na posiłek dała nam się w kość. Do Szczyrku dotarłyśmy przed zmrokiem. Zatrzymała się tuż pod lasem, gdzie miałyśmy nocleg w uroczej góralskiej chacie. Gospodyni, u której Karola wynajmowała pokój od lat, witała nas serdecznie. Szybko zatargałyśmy bagaże na piętro. Prysznic dla pobudzenia krążenia i odzyskania sił.A już pani Wanda zapraszała nas na kolację z odrobiną wódeczki, którą częstował pan Zygmunt, jej mąż.
Przy kolacji zamykały nam się oczy. Zmęczenie dawało się we znaki. A tam u góry czekało masywne góralskie łoże z miękką poduszką, w którą jak najszybciej chciałam się wtulić.
-Ja jutro rano idę w góry – zaczęła przygotowywać sprzęt. -A ty rób co chcesz. Okolica piękna.
Nie musiała mi tego mówić, gdyż w Szczyrku byłam przed kilku laty. Zachwyciłam się widokami. Pozwiedzałam okoliczne miejscowości. Teraz zamierzałam tam wrócić. Taka retrospekcja po czasie.
-Pani Wandeczka to wspaniała kobieta. Matkuje mi od pierwszego dnia, kiedy się tu pojawiłam. Jej mąż to cudowny gawędziarz, który zna mnóstwo miejscowych legend, opowiada je z taką pasją, że dech zapiera i czas się zatrzymuje – starała się przekazać jak najwięcej informacji.
-O mnie się nie martw. Dam sobie radę – uspokajałam
. -A ty podczas tych swoich wędrówek może w końcu kogoś poznasz. Czas skończyć z samotnością.
-Daj spokój. Nie w głowie mi miłostki. Dobrze się czuję w swojej przestrzeni sama ze sobą- radosny nastrój prysł.
-Nie zamieniaj swego serca w twardy głaz – zanuciłam słowa znanej piosenki.

Karolina przed laty przeżyła swoją wielką miłość. Rafał nosił ją na rękach i świata poza nią nie widział. Wszyscy zazdrościli Karoli takiego faceta. Zaradny, inteligentny, przystojny – wszystko to co najlepsze w jednej osobie. To raczej się nie zdarza. Zgodnie twierdziłyśmy, że wygrała los na loterii.
Były zaręczyny, okazały pierścionek zdobił smukłą dłoń narzeczonej. W planach ślub kilka razy przekładany z przyczyn tzw. obiektywnych.
Niespodziewanie Rafałowi trafił się lukratywny kontrakt w Anglii z jednym małym ale odnośnie czasu. Dwa i pół roku poza domem. Od razu chciał zrezygnować. Ze łzami w oczach tłumaczył, że nie wytrzyma tak długiej rozłąki. To Karolina podtrzymywała go na duchu i nakłaniała do wyjazdu.
-Zarobisz – mówiła. -Po powrocie kupimy mieszkanie. Czas szybko zleci. Wyprawimy wesele.
Rafał w końcu przystał na propozycję.

Po jego wyjeździe w życiu Karoli zapanowała pustka. Czuła się tak, jakby nagle zabrakło jej tlenu. Potem były codzienne rozmowy na skypie. Słowa miłości i tęsknoty. Pragnienie jak najszybszego powrotu.
Czekała na niego z utęsknieniem.
Po półtora roku Rafał już nie był tak wylewny. Suche i miałkie rozmowy tłumaczył zmęczeniem. Mniej było w nich żaru i namiętności. Czasem nie odzywał się przez kilka dni usprawiedliwiając nagłymi wyjazdami i pracą do późnych godzin.

To spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Gdy Karola odliczała tygodnie do jego przyjazdu, pewnego dnia poinformował ją, że nie wraca. Poznał tam kogoś i się zakochał. Tak po prostu wyleczył się z uczucia.
Karola rozstanie z Rafałem przypłaciła depresją. Odcięła się od świata. Długo dochodziła do siebie.
Odkryła góry. Wędrówki po nich pomogły jej powrócić do życia. Zapowiedziała jednak, że w jej przestrzeni nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny i że nigdy się nie zakocha.
Mijały lata, a ona nadal była singielką.

Dni mijały niespiesznie. Odwiedzałam pobliskie miasteczka. Wędrowałam utartymi szlakami na nowo odkrywając piękno Beskidów. Urzekały mnie górskie krajobrazy, wodospady i kryształowo czyste strumyki barwnie przecinające kręte doliny.
Pani Wanda kusiła pysznym ciastem i kwaśnicą.
Pan Zygmunt stawiał prymuchę i czarował opowieściami. Sypał nimi jak z rękawa. Przenosiłam się w świat zbójnickich legend i miejsc, gdzie rzekomo ukryli swoje dukaty. Słuchałam o księżnej, która posiadała oswojonego niedźwiedzia. Piękne historie o ludziach, zwierzętach i przedmiotach, które wciąż żyją i ubarwiają koloryt tajemniczego masywu.
Tymczasem Karola każdego ranka niestrudzenie maszerowała w góry. Wracała wieczorem umordowana, ale szczęśliwa.

Pewnego dnia, gdy wracałam utrudzona z kolejnej krajobrazowej wędrówki zauważyłam Karolinę w towarzystwie młodego mężczyzny. Strój wskazywał, że także był miłośnikiem górskich eskapad. Żywo rozprawiali o czymś, po czym skierowali się do pobliskiej knajpki. W pierwszym momencie chciałam do nich podejść. Dałam sobie na wstrzymanie widząc jak dobrze się ze sobą bawią.
Usiadłam za przepierzeniem tej samej kawiarenki. Ukryta miałam doskonały widok. Nieznajomy świdrował oczami moją koleżankę. Widać było, że mu się podoba. Delikatnie poprawił jasny kosmyk jej włosów niesfornie opadający na oczy. Niby przypadkiem dotykał dłoni. Przysuwał głowę do twarzy. Karolina przyjmowała jego gesty z uśmiechem. Coś sobie opowiadali, co rusz wybuchali gromkim śmiechem. Widać było, że dobrze się czuje w jego towarzystwie. Zapłaciłam za kawę i niezauważona czmychnęłam do domu.
O spotkaniu nie wspomniałam.

Zauważyłam, że Karola się z mienia. W oczach pojawił się dawny błysk, coś tam sobie nuciła pod nosem. Rozpierała ją energia.
Miałam nadzieję, że w końcu po latach opuści swój kokon i da się porwać uczuciu. Póki co bacznie ją obserwowałam.
-Chciałabyś może coś mi powiedzieć? - zagadnęłam pewnego wieczora.
-Nie. A dlaczego pytasz? -odpowiedziała beztrosko.
-Zmieniłaś się...
-Wydaje ci się – bąknęła.
-A jak tam góry?- weszłam na bezpieczny temat.
-Każdego dnia piękniejsze – uśmiechnęła się tajemniczo.
Położyła się spać strudzona wielogodzinną marszrutą. Za chwilę w objęcia porwał ją Morfeusz. Ja jeszcze przeczytałam kilka kartek, ale sen w końcu i mnie dopadł.

Jeszcze kilkakrotnie Karolina mignęła mi wraz ze swoim towarzyszem. Trzymali się za ręce, on czule ją obejmował.
Zastanawiałam się, jak długo skrywać będzie swoją tajemnicę. Czekałam cierpliwie z nadzieję, że przedstawi mi tajemniczego blondyna.
Czas przyśpieszył, jakby gonił za czymś nieosiągalnym. Nie lubię tych ostatnich chwil, które za nic nie dadzą się utrzymać na postronku.
Gdy już traciłam nadzieję, dwa dni przed naszym wyjazdem Karolina zapowiedziała, że zaprasza mnie do miłego zakątka i z rumieńcem na twarzy dodała, że chce mi kogoś przedstawić.
Podziękowałam. Nie zadałam żadnego pytania. Byłam podekscytowana spotkaniem z ktosiem, który – jak wszystko wskazywało – skradł serce mojej koleżanki.

Wieczorem, gdy dotarłam na miejsce, siedzieli już przy stoliku. Zatrzymałam się przy wejściu z przyjemnością patrząc, jak tuli ją do siebie i szepce coś do ucha. Karolina wybuchnęła dźwięcznym śmiechem. Znałam ten stan dobrze. Zrozumiałam w jednej chwili. Moja koleżanka była zakochana. Trwaj chwilo.
Podeszłam do stolika. Paweł, tak miał na imię przemiły blondyn, poderwał się z miejsca, aby się ze mną przywitać.
Spędziłam w ich towarzystwie miły wieczór. Byli pod swoim urokiem. Uczucie biło od nich z taką intensywnością jak promienie słońca odbijające się w lazurze wody. Paweł spijał słowa z jej ust jak najlepszy nektar. Ona wodziła za nim czarownymi oczami.

Wieczorem rozpłakała się.
-Czy coś się stało?- zapytałam przerażona.
-Nie. Jestem zakochana i boję się, że mogę go stracić – szukała we mnie wparcia.
Przytuliłam Karolę i pozwoliłam, aby jej łzy oczyściły duszę.
-Teraz na pewno będzie dobrze – zapewniałam. -Widać, że Paweł poza tobą świata nie widzi.
Tylko pozwól się kochać.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz