Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

środa, 23 lipca 2014

Lepiej być szczęśliwą rozwódką

Czy można być szczęśliwym w związku, całkowicie podporządkowując się wymaganiom swojego partnera? Ile można poświęcić siebie, aby zadowolić drugą połówkę?

 Takie i inne pytania nasunęły mi się po przypadkowym wysłuchaniu w autobusie głośnej pogawędki dwóch kobiet. Ta z prawej zapytała znajomą o plany wakacyjne. Nie kryła zdumienia, gdy usłyszała w odpowiedzi, że ona nigdy nigdzie nie wyjeżdża. A urlopy spędza w swoim przydomowym ogródku.
-Nie powiesz, że nie macie pieniędzy? Przecież twój mąż od wielu lat pracuje za granicą? - dociekała.
-Tu nie chodzi o pieniądze – tłumaczyła. - Jurek nie chce nigdzie jeździć. Lubi odpoczywać w domu. Ciągle przemieszcza się samolotami, autokarem nie pojedzie, bo podróż męcząca i zbyt długa. Leży na kanapie, pije piwo, ogląda telewizję. Twierdzi, że tak najlepiej wypoczywa. Ja się nie liczę.
-Nie próbowałaś z nim rozmawiać?
-Wielokrotnie, ale w końcu machnęłam ręką.
-A z koleżanką nie mogłabyś pojechać? - rzuciła propozycję.
-Zapomnij! On jest chorobliwie zazdrosny. Wszędzie węszy zdradę. Odpada. -Kiedyś miałam skierowanie do sanatorium. Nie pozwolił. Nie chciał nawet słuchać lekarza, że mój kręgosłup wymaga solidnej rehabilitacji. Zakończyło się wielką awanturą. Zostałam w domu.
Macie znajomych ? - wypytywała.
Żartujesz- roześmiała się smutno. -Wszyscy się od nas odsunęli. To typowy mruk. Nie ma kolegów. Nikt go nie lubi. Nikt nas nie odwiedza, my też nigdzie nie chodzimy. Gdy sporadycznie idziemy z wizytą, w ogóle się nie odzywa. Pije to swoje piwsko i uważnie słucha, co mówię i jak się zachowuję. Po powrocie do domu punktuje mnie. Śmieje się ze mnie i mówi, że nie potrafię się zachować.
Czułam jak rośnie we mnie złość. Buntowałam się całą sobą. Nie mogłam dłużej tego słuchać. Na szczęście musiałam już wysiadać.

Na tę okoliczność przypomniałam sobie moją koleżankę Wiktorię. Ładna, wykształcona, mądra i przebojowa dziewczyna, która wyszła za mąż za zakompleksionego faceta. Z przerażeniem patrzyłam jak nią manipuluje, jak ogranicza jej wolność i prawo do własnego zdania. Pamiętam nasze babskie spotkania, gdy siedział z boku w fotelu z nieodgadnionym wyrazem twarzy i uważnie przysłuchiwał się naszym rozmowom. Wyłapywał wszystkie wypowiedzi swojej żony i je pointował. Atmosfera była obrzydliwa.
 Bo ileż można być pod obstrzałem frustrata.
Miałyśmy dosyć bycia na cenzurowanym.
 Powoli  odsuwałyśmy się od Wiktorii. Gdy zapraszała nas do siebie, stawiałyśmy warunek, Andrzej w drugim pokoju. Zadanie było niewykonalne.
 On tkwił jak opoka.
 Nie raz dawałyśmy mu przysłowiowego prztyczka w nos, ale po nim spływało to jak po kaczce. Zawsze bardzo poważny, jakby kij połknął.
Gdy pytałam Wiktorię,dlaczego toleruje takie zachowanie?  Odpowiadała krótko, że nie chce  się z nim ciągle kłócić. Wolała przemilczeć i mieć spokój.

Z kolei inna moja znajoma przez wiele lat znosiła męża tyrana. Eliza nie miała żadnych praw, tylko obowiązki. Gdy chciała podjąć studia, tak zmanipulował dzieci, że po miesiącu musiała zrezygnować.
 Nie wytrzymała widoku klęczących i płaczących maluchów, bo tata powiedział, że mama chce je zostawić.
Mijały lata, Eliza prała, sprzątała i gotowała, ale zawsze było nie tak. W końcu powiedziała dość i podjęła myśl o rozwodzie.
Płakał, błagał, straszył, od łez do nienawiści. Była nieugięta.
 Bo jak stwierdziła, lepiej być szczęśliwą rozwódką niż nieszczęśliwą mężatką.

Nikt nie powiedział, że budowanie związku  jest sprawą prostą. Każda ze stron tak samo musi się starać i tak samo chcieć. W momencie, gdy zbyt mocno zaczynamy ulegać partnerowi, jest to zawsze kosztem nas samych. Rezygnujemy z siebie, aby zadowolić JEGO. I nawet nie zauważamy, jak staczamy się po równi pochyłej.  
Milczeniem nie rozwiążemy problemów.
Tłumiąc w sobie cały nasz gniew, co najwyżej nabawimy się nerwicy i wrzodów żołądka. A on przekonany o swej słuszności i niemylności będzie nas wpędzać w kompleksy.
 Dobrze od samego początku ustalić jasne reguły bycia ze sobą. Oczywiście, że nie jest to proste Ale im szybciej to zrobimy, tym łatwiej będzie nam potem bronić swojej niezależności. Nasz partner musi wiedzieć, że związek, który chcemy wspólnie tworzyć, powinien być oparty na wzajemnym szacunku, zrozumieniu, tolerancji i zaufaniu.
 Każdy ma prawo do własnej przestrzeni i organizowania jej według własnego uznania.
 Bycie razem nie może ograniczać żadnej ze stron, na każdym kroku powinniśmy się wspierać i uzupełniać. Nauczmy się głośno wyrażać nasze oczekiwania i pragnienia – bo myśli nie słychać- wiedząc, że nie nie zawsze spotkają się one z aprobatą partnera. Ale od czego jest rozmowa.
Często jest niestety tak, że brak asertywności i dopominania się o swoje prawa jest powodem złego traktowania przez naszego partnera.
Winne jesteśmy wtedy my same, bo pozwoliłyśmy naszemu mężczyźnie na zbyt mocne ingerowanie w naszą prywatność.

Gdy mój mąż mówi, że wybiera się z kolegami na piwo, nie zrzędzę, a wręcz przyklaskuję i życzę dobrej zabawy. Broń Boże nie dzwonię z pytaniem, kiedy wróci. To jest jego czas. Wiem, że męskie rozmowy, dla mnie niestrawne, pozwolą mu odreagować stres i naładować akumulatory. Mężczyźni tak samo potrzebują męskich spotkań, jak my babskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz