Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

niedziela, 29 marca 2015

Przeżyć święta

Ruszyłyśmy na zakupy. Święta za pasem, a my jeszcze w przysłowiowym lesie. Generalne wiosenne porządki przy okazji Wielkanocy nie ominą żadnego domu. Nawet młodemu pokoleniu trudno przeciwstawić się tradycji. Bo jak powiedzieć, że nie myję okien, kiedy pucuje je 80-letnia babcia i matka, a obok sąsiadka.


Ostatnio przemierzając pociągiem kawałek Polski i podziwiając monotonny krajobraz za oknem, stałam się mimowolnym świadkiem takiej wielopokoleniowej rozmowy na temat przygotowań do świąt wielkanocnych i obowiązkowych porządków.
Ostry opór narodowej tradycji starała się dać najmłodsza przedstawicielka rodu, świeżo upieczona mężatka, jak wywnioskowałam z toku rozmowy. Oznajmiła z prostolinijną szczerością, że zarówno ona jak i jej małżonek, nie zamierzają latać ze ścierą, gdyż o dom dbają nie tylko w święta, ale przede wszystkim na co dzień. A okna umyją wtedy, gdy nadejdzie prawdziwa wiosna i będzie ciepło.
Wiekowa babcia ze zgrozą podniosła pomarszczone lico na wyłamującą się z tradycji wnuczkę i skrzeczącym głosem zaczęła ją pouczać.

Oderwałam się od szarawych pagórków i osieroconych drzew i bez skrępowania chłonęłam rozmowę. Już po pierwszych zdaniach wiedziałam, że czeka mnie niezły spektakl.

- Nie tak cię z matką wychowałyśmy –  grzmiała wznosząc oczy do nieba i załamując ręce. -Tradycja to rzecz święta i trzeba ją szanować – mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Córka zachowywała postawę milczącą, potakiwała tylko głową. Po tonie wypowiedzi i energii staruszki, która buchała jak dym z rozpalonego komina, wiedziałam, że jej głos się nie tylko nie liczy, ale nawet nie przebije w natłoku słów.
- Gdzie ty się wychowywałaś? – rzucała gromy. - Ja tymi starymi rękami szoruję okna – wzniosła kostyczne dłonie do góry. - Mam siłę, a pogoda nie ma tu nic do rzeczy. Okna mają być czyste i już, a dom lśnić czystością.
Wzrok młodej ciskał gromy. Próbowała kilkakrotnie wepchnąć się do ekspresu myślowego babci. Widać było, że temperament odziedziczyła po babce.
Pierś starszej pani falowała z szybkością błyskawicy, twarz pokryły rumieńce. Awantura wisiała na włosku.

- Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić we własnym domu – odparowała młoda mężatka. -Mój dom to mój azyl – atakowała. - A ty babciu, jak nie masz co robić, możesz pucować te swoje okna codziennie. Zakończyła dyskusję. Po czym energicznie wstała i wyszła z przedziału trzaskając drzwiami.
- Widzi pani, jakie teraz to młode pokolenie? - szukała we mnie sojusznika. - Zero szacunku do pracy, do tradycji. Do czego to doszło? - rzuciła retoryczne pytanie.

Przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się do własnych myśli.

Bo jestem ciekawa, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że stoję zdecydowanie po stronie wnuczki.
Dla mnie bowiem świąteczne porządki są niczym innym jak wyświechtanym frazesem.  Wiosenne glancowanie okien odkładam do ciepłych dni. Sprzątanie nie jest moją pasją i robię to, kiedy jest taka potrzeba, a nie wtedy, gdy zbliżają się święta.

Święta mają być relaksem i przyjemnością. Nie biegam zahukana z pełnymi siatami i nie ślęczę godzinami w kuchni, aby w wielkanocny poranek podpierać się nosem.

Od kilku tygodni obserwuję powszechną mobilizację. Moja mama telefonicznie powiadomiła mnie, że okna już świecą czystością. W tym roku wyjątkowo wyłamała się i nie wyprała firan. Czym mnie bardzo zaskoczyła.
Kilka dni temu sąsiadka z naprzeciwka przy silnie zacinającym deszczu pucowała szyby. Inne także. Kolejna szalała z dywanami i chodnikami. Potem  zadzwoniła koleżanka, że nie przyjdzie, bo jest w szale sprzątania. Zapytała kolokwialnie jak daleko stoję. Na co odparłam, że leżę. Ale leżę świadomie. Na szczęście nie usłyszałam umoralniającej gadki.
Po czym sięgnęłam po słowo pisane i zatraciłam się w nim bez reszty, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.

Nie zmobilizowałam się jeszcze do zrobienia zakupów. Nie tak dawno jak wczoraj stałam w jednym z centrów handlowych w ogromnym ogonku. Przede mną piętrzyły się wozy i wózki wypełnione świątecznymi wiktuałami. Dwa dni świąt, a tyle przygotowań, pomyślałam sobie. I cierpliwie czekałam z garstką zakupów, obserwując podenerwowany, szalejący tłum.

Na zakupy wybiorę się pod koniec tygodnia. Kolejek już nie będzie, a specjałów nie zabraknie. Przygotuję z córką  święconkę i w tajemnicy zajączka.
A  w wielkanocną niedzielę zasiądziemy rodzinnie do stołu. Uśmiechnięci i wypoczęci, bez zbytniego szaleństwa i zadęcia.

Czego moim obecnym i przyszłym czytelnikom życzę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz