Siedem grzechów kobiety

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Noc życzeń noc marzeń

Tegoroczny Jan był wyjątkowo smutny. Solenizant także nie tryskał humorem. Początkowo atmosfera bardziej przypominała stypę niż imieniny. Co roku o tej porze spotykaliśmy się na działce przeuroczej gospodyni Ani, która słynęła z mistrzowskiej organizacji imprez. Chętnie korzystałam z zaproszenia, mój małżonek odliczał dni do wyjazdu.  Goście z niecierpliwością przebierali nogami, gotowi w jednej chwili dojechać do magicznego zakątka.


W tym roku zbieraliśmy się niemrawo. Co spojrzałam za okno, tym bardziej mój nastrój posępniał. Granitowe chmury z szybkością błyskawicy przewalały się po nieboskłonie, wiatr targał drobnymi gałązkami obleczonymi świeżą zielenią, jakby chciał ukarać ich intensywność. Delikatne, nie broniły się, poddawały się ostrym podmuchom żywiołu. Nie skarżyły się, tylko pozwalały tarmosić niszczycielskiemu żywiołowi. Jęknęłam razem z nimi. Na dodatek lunęło z taką intensywnością, że szyby zalały się łzami.

Głęboko westchnęłam i spojrzałam posępnie na moją drugą połówkę. Co robimy? - pytały moje oczy. Najchętniej zaszyłabym się pod kocem z dobrą książką i zapomniała o bożym świecie.
Wiedziałam jednak, że nie możemy zawieść naszych przyjaciół. Bywały naprawdę ciężkie chwile, a my zawsze jak w wojsku na rozkaz, meldowaliśmy się na mazurskiej wsi.
Zadzwoniłam jeszcze do Krysi i Justyny. Zresztą niepotrzebnie, bo zamiast radosnych tonów usłyszałam zawodzenie. Tak jakbym słyszała siebie. Ale oczywiście jechały, bo przecież Jan i jego żona czekają.
Zamiast w piątkowe popołudnie, wyruszyliśmy w sobotni ranek. Oczywiście w strugach deszczu, bo jakże mogło być inaczej. Lało całą drogę. Im byliśmy bliżej tym deszcz stawał się bardziej intensywny. Milczałam, coś tam mruczałam pod nosem. Małżonek również nie przejawiał ochoty do konwersacji.
Dotarliśmy ostatni. Towarzystwo zdążyło już opróżnić butelkę whisky. Zaraz w progu wręczyli nam pełne szklaneczki. Mój bez żadnych ceregieli łyknął zdrowo i poprosił o jeszcze.
Impreza odbywała się w domu. Z kuchni dobiegały ostre zapachy smażonego mięsiwa i wędzonej rybki, którą Jan kupował zawsze od zaprzyjaźnionych rybaków. Na stolę piętrzyły się różnego rodzaju kolorowe sałatki, dzieło złotych rąk Ani.

W rogu buzował kominek dający przytulne ciepełko.
Nie pamiętam, abym kalendarzowe lato witała przy kominku. Patrząc jednak na ostatnie anomalia pogodowe, może być tak, że zamiast byczyć się nad jeziorem, będziemy grzać się przy rozpalonych drwach.
Spojrzałam na moje koleżanki. Bez werwy, w grubych swetrach i spodniach. Gdzie się podziały przewiewne sukienki, gołe plecy i krótkie szorty.
Gospodyni zaciągnęła mnie na oszkloną werandę, cały stół przyozdobiony był misternie wyplecionymi wiankami. Kolorowe kwiatki oplecione mirtem, ozdabiały zielone gałązki. Każdy inny, niepowtarzalny, utkany z ogromną maestrią. Wzięłam do ręki jeden, potem drugi i rzuciłam pełne podziwu spojrzenie na autorkę.

Wianki to była taką nasza babska tradycja. Miałyśmy w nosie, że wianku puszczają tylko panny. A dlaczego nie miałyby tego robić dojrzałe kobiety, wypowiadając po cichu swoje marzenie. Bo marzyć możemy w każdym wieku. Marzenia dają nam impuls i chęć do działania, odrywają od marazmu. Nasi mężowie na nasze wiankowanie patrzyli z przymrużeniem oka i widać było, że dobrze przy tym bawią.

Solenizant, który po kilku szklaneczkach odzyskiwał dawny wigor, zakazał jakichkolwiek rozmów o pogodzie. Ma być miło, zażyczył sobie. Przytaknęliśmy zdecydowanie z postanowieniem, że natura nie będzie nami rządzić. Nie poddamy się paskudnemu nastrojowi i na przekór wszystkiemu, zafundujemy sobie dobrą zabawę.
Panowie uciekli w tematy samochodowe. Za chwilę już ich nie było, gdyż poszli oglądać ostatnie zakupowe cacko Adama. Nawet deszcz był im nie straszny.

Damska część dzieliła się ploteczkami. Było o rodzinie, o znajomych, najmniej o pracy. Spokojnie, bez pośpiechu. Eliza miłośniczka zabiegów kosmetycznych prezentowała nam piękną, wyraźnie odmłodzoną twarz i nie było to broń boże operacja plastyczna.
Bardzo mi się podobała i pomyślałam, że warto by jeszcze przed urlopem odwiedzić kosmetyczkę. Wypytałam szczegółowo o tajniki zabiegu, skrzętnie w pamięci zapisałam jego nazwę i od razu humor poszybował w górę.
Z kolei Justyna zainteresowała się makijażem permanentnym Krysi. Przy jej jasnych włosach i karnacji twarz wyraźnie zyskała i stała się bardziej wyrazista.
-Bolało? - zapytała z troską Anka.
-Jak cholera – odparła z uśmiechem. -Ale znosiłam już gorszy ból – dodała.
Przyznam szczerze, że wyglądała świetnie.
Elżbieta, która całe życie walczyła z nadwagą, zdołała zrzucić siedem kilo. Była dumna z siebie, a my z niej, choć wiedziałyśmy, że w przyszłym roku Ela podejmie kolejną próbę.

Okazało się, że każda z nas wykonała już pierwszy krok do słońca. Byłyśmy przygotowane na przyjęcie promieni słonecznych i bardzo zniecierpliwione spóźniającym się latem, które zadrwiło sobie z nas i poddało ciężkiej próbie.
Gdy zapadł zmrok, Ela zapytała nas, czy podtrzymamy tradycję i idziemy nad jezioro puszczać wianki.
Byłyśmy zwarte i gotowe na noc kupały.

Każda zabrała swój wianek. Wdziałyśmy kalosze i peleryny i udałyśmy się nad wzburzone jezioro zdumione naszymi wesołymi nawoływaniami. Przekomarzałam się z ciemną taflą wody ochlapującą mnie potężnie wodą, jakby chciała oczyścić moją duszę.
Stanęłam na pomoście, obok mnie dziewczyny. Zapanowała cisza przerywana groźnym poszumem wody. Każda z nas była ze swoimi marzeniami. Duże dziewczynki, które chcą przez chwilę być w innej rzeczywistości. Puściłam swój wianek. Natychmiast porwał go wir jeziora. Za moim pomknęły pozostałe. Gdy zniknęły z oczu, wróciłyśmy do domu.

Panowie zajęci sobą nawet nie zauważyli naszej nieobecności.
Zmarznięte i wygłodniałe zatopiłyśmy zęby w kruchutkiej aromatycznej karkówce. Zerknęłam jeszcze na kaszankę, która bezwstydnie mnie kusiła. Nie oparłam się wędzonej sielawie. Popiłam czerwonym winem.
Zerknęłam na przyjaciółki. Nie żałowały sobie ani jadła, ani picia.
Uśmiechnęłam się do własnych myśli.

Noc kupały okazała się całkiem znośna.


Wystarczyło tylko zmienić nastawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz